To jest dziwny rok w wykonaniu Magdaleny Fręch (WTA 43). Niespełna 27-letnia łodzianka na początek sezonu sprawiła sensację, awansując do czwartej rundy Australian Open, co jest jej najlepszym wielkoszlemowym wynikiem w karierze, ale potem zupełnie nie umiała wykorzystać swojej wyższej pozycji w rankingu i w Roland Garros, na Wimbledonie, US Open oraz igrzyskach olimpijskich odpadała już w pierwszej rundzie.
W innych prestiżowych turniejach z serii WTA 1000 Fręch nie była w stanie awansować wyżej niż do trzeciej rundy (Dubaj), jednak zaliczyła swój pierwszy finał w turniejach WTA, gdy w meczu o tytuł WTA 250 w Pradze przegrała z rodaczką - Magdą Linette 1:6, 2:6.
W niedzielę Fręch zagrała w finale po raz drugi i była w zdecydowanie nietypowej dla siebie sytuacji. Bo raz, że chodziło o turniej wyższej rangi WTA 500 w meksykańskiej Guadalajarze, a dwa, że była faworytką do tytułu rywalizując z sensacyjną Australijką Olivią Gadecki, sklasyfikowaną dopiero na 152. miejscu w światowym rankingu.
Ale skład tego finału, choć sensacyjny, nie był przypadkowy. Rozstawiona z 5 w Guadalajarze Magdalena Fręch zdołała pokonać po drodze m.in. Amerykankę Ashlyn Krueger (WTA 51) czy też Francuzkę Caroline Garcię (WTA 30). Olivia Gadecki z kolei zaczynała aż od eliminacji, ale już w turnieju głównym ogrywała Amerykanki - jedenastą rakietę świata Danielle Collins oraz mistrzynię wielkoszlemową Sloane Stephens (WTA 69).
Otwierający niedzielny finał gem przy serwisie Gadecki zwiastował bardzo wyrównane widowisko. Australijka potrzebowała bowiem aż 12 piłek, żeby wygrać własne podanie, a do tego broniła jednego break pointa. Chwilę później jednak, już przy serwisie Fręch, było nawet 15:40 dla zdecydowanie bardziej agresywnej i bezkompromisowej w swojej grze Gadecki, jednak Polka zdołała w bardzo dobrym stylu wybrnąć z opresji.
Gadecki maksymalnie ryzykowała, uderzała z pełną mocą, ale jako że jest dopiero w połowie drugiej setki z rankingu, nie było zaskoczeniem, że gdy się myliła, to rozmiary jej błędów niewymuszonych były równie efektowne, jak niejedna z jej skończonych akcji ofensywnych, szczególnie tych przy siatce.
W kolejnych gemach obie zawodniczki były coraz pewniejsze przy własnym podaniu, przez co od czwartego gema aż do końca pierwszego seta nawet nie pachniało przełamaniem którejkolwiek z nich. Trener Polki Andrzej Kobierski co jakiś czas jednak denerwował się, gdy jego zawodniczka w ważnych momentach popełniała proste niewymuszone błędy, m.in. psuła returny, mając piłkę na rakiecie.
O zwycięstwie w pierwszej partii decydował tie-break. Ten rozpoczął się niespodziewanie od pięciu punktów wygranych przez zawodniczkę odbierającą serwis. Jako pierwsza z tego wzoru wyrwała się Magdalena Fręch, dzięki czemu po skutecznym serwisie schodziła na zmianę stron z prowadzeniem 4:2. Przy stanie 4:3 Polka w idealnej sytuacji uderzyła spod siatki prosto na rakietę rywalki, przez co zamiast 5:3 zrobił się remis 4:4. Jednak ten błąd nie zdeprymował Fręch i to ona od stanu 5:5 wygrała dwie kolejne piłki, zwyciężając w tie-breaku 7:5, a w pierwszym secie 7:6.
O tym jak różniła się gra obu tenisistek, niech świadczy statystyka winnerów i niewymuszonych błędów z pierwszego seta. Bilans Fręch to 5-9, z kolei Gadecki uzyskała 21 winnerów przy 24 błędach niewymuszonych.
A tak jak w inauguracyjnej partii przełamań nie było, tak druga od takowego się rozpoczęła. Niestety, było to przełamanie dla 22-letniej Australijki, która skuteczną akcją zakończoną drive volleyem zamieniła już pierwszego od dłuższego czasu break pointa. Fręch jednak nie zwlekała zbyt długo ze skuteczną odpowiedzią, bo już w czwartym gemie przełamała Gadecki do 15, wyrównując stan drugiego seta na 2:2.
Łodzianka wyglądała na korcie coraz lepiej. Na pewno też lepiej wytrzymała to starcie kondycyjnie od swojej przeciwniczki, która przecież musiała grać od eliminacji. Przy stanie 4:3 Polka ponownie przełamała Gadecki do 15, kończąc gema niezwykle efektownym passing shotem, po którym uniosła pięść w górę w geście triumfu. Prowadziła 5:3, w kolejnym gemie serwowała po największy sukces w karierze i miała w tym gemie nawet piłkę meczową. Nic z tego, w grze Fręch wdarły się wątpliwości i kolejne trzy punkty wraz z przełamaniem padły łupem Gadecki.
Australijka stanęła przed szansą powrotu do tego seta i całego meczu. Ale i tu doszło do zwrotu, bo przy własnym podaniu nie wygrała nawet punktu! Po kapitalnym passing shocie Magdalena Fręch wykorzystała piłkę meczową przy stanie 0:40 i po chwili z radości upadła na kort. Zrobiła to!
Magdalena Fręch pokonała Olivię Gadecki 7:6 (5), 6:4 w finale turnieju WTA 500 w meksykańskiej Guadalajarze i mogła cieszyć się z historycznego sukcesu - pierwszego wygranego turnieju z cyklu WTA w swojej karierze. Dzięki temu niespełna 27-letnia tenisistka od poniedziałku będzie zajmowała najwyższe dla siebie 32. miejsce w światowym rankingu i już nikt nie może mieć wątpliwości, że to dla niej najlepszy sezon w całej tenisowej karierze.