W nocy z niedzieli na poniedziałek czasu polskiego zakończył się turniej WTA 1000 w Montrealu i już wiadomo, że w środowisku tenisowym niesmak po tej imprezie pozostanie na długo. W finale imprezy Amerykanka Jessica Pegula pokonała Ludmiłę Samsonową 6:1, 6:0. Tego samego dnia Rosjanka musiała jednak rywalizować w półfinale z Jeleną Rybakiną (6:1, 1:6, 6:2). Między zakończeniem półfinału, a rozpoczęciem finału minęło zaledwie dwie godziny i 15 minut.
- Szczerze mówiąc, chciałabym mieć więcej czasu - powiedziała po finale wyczerpana Samsonowa. - Ale organizatorzy stwierdzili, że to niemożliwe, więc jest OK. Nie miałam czasu na regenerację, ponieważ byłam w sali fizjoterapeutycznej i próbowałam owinąć taśmą całe moje ciało, a zajęło mi to godzinę - dodała.
Jeszcze mocniej po półfinale grzmiała Rybakina, która uderzyła w organizatorów zawodów. - Czuje się zniszczona z powodu planu turnieju i całej tej sytuacji. Nie jestem z tego powodu specjalnie zadowolona, ale tak właśnie jest. W takich sytuacjach tenisistki nie mogą wiele zrobić. Pogoda nie była pomocna. Nabawiłam się kilku kontuzji - powiedziała zawodniczka reprezentująca Kazachstan.
"Umówmy się - ten turniej pozostawia po sobie spory niesmak i masę kontrowersji. Finał był tylko potwierdzeniem. Kompletna klapa organizatorów" - napisał Dawid Żbik, komentator Eurosportu.
Wcześniej Rybakina rywalizowała w ćwierćfinale z Darią Kasatkiną w wyjątkowo trudnych okolicznościach. Mecz trwał trzy i pół godziny, a skończył się tuż przed godz. 3 w nocy czasu lokalnego. Obie tenisistki popełniły wiele błędów, a Rybakina po ostatniej piłce narzekała: - Nigdy nie grałam tak późno.
Na problemy z organizacją turnieju zwracała także uwagę m.in. Iga Świątek. - Fizycznie z pewnością był to trudny turniej. Przede wszystkim mecz z Karoliną [Muchovą w trzeciej rundzie - red.], który był kilka razy przekładany [z powodu opadów deszczu - red.]. Tak naprawdę nie miałam czasu, żeby chociaż chwilę odpocząć i nic nie robić - powiedziała Polka po porażce w półfinale z Pegulą.
Wszystko z powodu wyjątkowo w tym roku kapryśnej pogody w Kanadzie, a jednocześnie braku zadaszenia kortów. W Montrealu deszcz paraliżował kolejne mecze kobiecego turnieju, wiele spotkań musiało być przekładanych albo przerywanych.
Na marginesie: kilka tygodni wcześniej część kibiców krytykowała organizację turnieju WTA 250 w Warszawie, gdzie tenisistkom też przeszkadzał deszcz, wobec braku dachu nad kortem centralnym BNP Paribas Warsaw Open. Dach to spora inwestycja dla organizatorów mniejszego turnieju w naszym kraju, tymczasem impreza w Montrealu należy do turniejów najwyższej rangi po Wielkim Szlemie.
- Na turniejach tej rangi powinien być dach, a ATP i WTA powinny częściej informować lokalne federacje o tym, jak mogą to ułatwić finansowo. W tej chwili wydaje się, że nie podjęto żadnych wysiłków w celu rozwiązania problemu i jest to rozczarowujące - uważa brytyjski dziennikarz Tony Fairbairn z portalu ubitennis.net w rozmowie ze Sport.pl.
- Chciałabym widzieć więcej zakrytych kortów w rozgrywkach tenisowych. To powinien być szczególny priorytet - nie tylko z uwagi na deszcz, ale i na słońce - mówi Amy Lundy Dahl, która współpracuje m.in. z amerykańskim ESPN.
Włoch Diego Barbiani zwraca uwagę na potencjalne problemy z budową dachu na kortem centralnym w Montrealu. - To był trochę nietypowy tydzień pod względem pogody w Montrealu, a decyzja o budowaniu dachu wymaga czasu i pieniędzy. W Rzymie od 2009 roku zapowiadają budowę dachu nad Campo Centrale, a wciąż nie możemy się go doczekać - przyznaje.
Izraelski dziennikarz zajmujący się tenisem, Roee Preis, uważa jednak, że dla dobra zawodników kanadyjscy organizatorzy powinni zadbać o zadaszenie. - Powstało wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia z małym turniejem lokalnym, a nie wielką imprezą rangi WTA 1000. Powinni zbudować dach zarówno w Montrealu, jak i w Toronto, bo zamieszanie w tym sezonie stanowiło torturę fizyczną i psychiczną dla zawodników - wskazuje Preis.
Najlepsi tenisiści i tenisistki świata przenoszą się teraz do Cincinnati w USA. Tam pogoda zapowiada się dużo lepiej. Za dwa tygodnie rusza z kolei wielkoszlemowy US Open, gdzie niektóre korty na szczęście są zabezpieczone na wypadek deszczu.