Obawy mogą być. Po wygraniu dwa lata temu Tour de Ski Szwedka Charlotte Kalla straciła formę, rok temu podobny przypadek spotkał kolejną triumfatorkę Finkę Virpi Kuitunen, która w mistrzostwach świata w Libercu zdobyła medale tylko w biegach drużynowych.
Trener Wierietielny powtarzał wielokrotnie w wywiadach, że najwyższa forma Kowalczyk przyjdzie później. Szkoleniowiec liczy, że będzie podobnie jak w zeszłym sezonie. Kowalczyk nabrała wtedy rozpędu po morderczym Tour de Ski, w którym zajęła czwarte miejsce. Pojechała do Liberca i zdobyła tam dwa złote medale i jeden brązowy. Działo się to w datach niemal pokrywających się z tegorocznymi igrzyskami w Vancouver. A następnie zaczęła biegać jeszcze szybciej.
- To jeszcze nie jest najwyższa forma. Justyna nie fruwa. Ona wciąż ciężko biega - zapewnia Wierietielny. - Nie mam na to dowodów naukowych, tylko kilkudziesięcioletnie doświadczenie i wyniki badań fizjologicznych w Centralnym Ośrodku Medycyny Sportowej. Ale potrafię też dostrzec na trasie, czy zawodniczka jest w formie. Mówią mi o tym przygotowania, wykonana praca. Justyna przebiegła więcej kilometrów przed tym sezonem i przerzuciła więcej ciężarów na siłowni niż w poprzednich latach. Dlatego spokojnie czekam na jej najwyższą formę.
Ale trener też liczy. Liczy starty.
Do zeszłorocznych, fantastycznych mistrzostw w Libercu Kowalczyk startowała około 25 razy. Plan jest taki, by do igrzysk Justyna też miała za sobą 25 startów lub nawet więcej - no bo przecież w zeszłym sezonie nawet lepiej biegała już po mistrzostwach w Czechach.
Teraz Kowalczyk ma w nogach około 20 startów. Również dlatego pobiegła w Tour de Ski, choć jeszcze niedawno mówiła o tym wyczerpującym cyklu z niechęcią: - Żeby wygrać TdS, muszę najpierw pokonać własne słabości. Petra Majdić już biega z bandażami na nogach, ja też ledwo stoję. Wszystkim nam jest ciężko, na starcie do pierwszego etapu było 80 dziewczyn, zostały 53. Krew się z nosa leje, spać nie można, dostaje się skurczów mięśni. Niektórzy nie chcą tego znosić, zwłaszcza w roku olimpijskim.
Było to jeszcze przed wielkim finałowym zwycięstwem na podbiegu pod Alpe Cermis. Z TdS wycofały się niektóre znakomite biegaczki, między nimi potencjalne medalistki na olimpijskich trasach, w tym Kuitunen. To prawdopodobnie wynik zeszłorocznej lekcji.
Trener i jego podopieczna są twardzi i choć w tym sezonie można było uniknąć startu w TdS bez konsekwencji w postaci zabrania punktów Pucharu Świata, Wierietielny mówi: - Dla nas TdS to idealny trening. Jedziemy na każde zawody przed Vancouver. Nawet do Rybińska - mówi trener, choć jeszcze przed kilkoma dniami biegaczka zastanawiała się, czy jechać hen nad Wołgę. Kusiła ją tylko możliwość startu na dystansie łączonym. Polka nie chciała, by w tej konkurencji - 15 km techniką klasyczną (7,5 km) i dowolną (7,5 km) - pierwszy start w sezonie odbył się w Vancouver.
W poniedziałek Kowalczyk spędziła czas na lotniskach Monachium, Pragi i Tallina. Dojechała do Otepaeae z pierwszymi objawami przeziębienia. - Wszystko przez ten morowy klimat w Val di Fiemme - mówi trener. Może w Estonii, gdzie panują ciężkie mrozy, Justyna dojdzie do siebie.
Trener po dwudniowej samochodowej odysei z Val di Fiemme dojechał do Otepaeae dopiero dziś. Dziś też zadecydują z Kowalczyk, czy przeziębienie jest na tyle poważne, by odpuścić zawody. Szansa na to jest mała, bo start w Pucharze Świata - bardzo, bardzo Justynie potrzebny - dopiero w sobotę.
- Ja się o nic nie boję. Jestem pewny tego, co robię. Jeśli Justyna ma wysoką formę, to to samo można powiedzieć o Petrze Majdić czy Ariannie Follis. Jedyna niewiadoma to forma dziewczyn, które w Tour de Ski nie startowały.
Specjalny serwis Sport.pl - Droga do Vancouver ?