Przed trzema miesiącami, w pierwszym pojedynku tych zespołów opolanie nie mieli wiele do powiedzenia - gładko przegrali 0:2. W ten weekend potrzebowali ledwie 19 minut, by się zrewanżować.
Już 14 minut po pierwszym gwizdku w pole karne z rzutu wolnego dośrodkował Martin Piegzik, a Ugochukwu Enyinnaya głową umieścił piłkę w prawym dolnym rogu bramki Jakuba Skrzypca (ten ostatni zastąpił kontuzjowanego Roberta Binkowskiego). Pięć minut później w podobnej sytuacji - tym razem po krótko rozegranym rzucie rożnym (dośrodkował Artur Błażejewski) - piłkę do własnej bramki skierował obrońca Wisły Bartłomiej Sielewski. - To nie przypadek, że te dwa gole padły właśnie ze stałych fragmentów gry. Strzelamy najwięcej bramek w lidze. Ale, niestety, tracimy ich także bardzo dużo. Większość z nich właśnie w wymienionych okolicznościach - narzeka Damian Staniszewski, pomocnik Wisły.
Poza dwiema bramkowymi sytuacjami, w pierwszej połowie niewiele się działo. O dodatkowe atrakcje postarał się za to sędzia Sebastian Jarzębiak. Tuż przed przerwą - w odstępie niespełna minuty - pokazał Tomaszowi Nakielskiemu i Karolowi Gregorkowi po dwie żółte, a konsekwencji czerwone kartki (obaj zawodnicy nie chcieli przestać się kłócić między sobą). W rezultacie całą drugą połowę zespoły grały w dziesiątkę. Zresztą po przerwie arbiter kontynuował temperowanie ostrej, jego zdaniem, gry za pomocą kartek. Wprawdzie czerwone już się nie pojawiły, ale w całym spotkaniu światło dzienne ujrzało aż dziewięć "żółtek".
Zgodnie z przewidywaniami w drugiej połowie piłkarze Wisły rzucili się do odrabiania strat. Ale naprawdę niewiele z tego wynikało, bo strzały Piotra Bani i Sławomira Peszki nie mogły zaskoczyć Marcina Fecia, bramkarza Odry. W odpowiedzi w 55. min opolanie przeprowadzili akcję, która przypieczętowała ich zwycięstwo. Po kontrataku lewą strona, indywidualnie "podciągnął" Piegzik, ograł obrońcę Wisły, wszedł w pole karne i wyłożył futbolówkę wprost do Piotra Bajery. Ten, choć mógł strzelać, zdecydował się odegrać do lepiej ustawionego Enyinnayi. Nigeryjczyk przyłożył nogę i strzelił swojego drugiego gola w tym spotkaniu, a siódmego w całym sezonie.
Siedem minut później w zamieszaniu w polu karnym - po rzucie rożnym - gola strzelił Peszko. To jego jedenaste trafienie w tym sezonie. Lecz jak się okazało, uratował tym jedynie resztki honoru gości: nie polegli do zera. Wynik mógł się jeszcze zmienić w samej końcówce spotkania, w której oba zespoły stworzyły kilka dogodnych sytuacji. Jednak wtedy w roli głównej wystąpili obaj golkiperzy.
- Przebieg meczu nie odbiegał od wielu innych z naszym udziałem w tym sezonie. Można się naprawdę załamać, jeśli po raz kolejny traci się gole po błędach w defensywie. Zadowolony przeciwnik cofnął się i umiejętnie bronił korzystnego rezultatu. Można narzekać na słabiutkiego arbitra i boisko w złym stanie. Jednak to wszystko nie zmienia faktu, że porażka 1:3 z drużyną, która do meczu z nami miała na koncie ledwie 14 zdobytych goli, to wielki wstyd. Wracaliśmy z Opola w grobowym nastroju, Chyba kilku kolegów miało świadomość, że w nowym roku już nie będą przywdziewać koszulek Wisły Płock - mówi Sławomir Peszko, pomocnik Wisły.
Przy takim obrocie sprawy szukanie pozytywów zakrawałoby na mydlenie oczu. Lecz prócz kolejnego trafienia Peszki, warto odnotować ligowy debiut 17-letniego Damiana Łazickiego - wychowanka Wisły, który wszedł na ostatni kwadrans meczu.
Odra: Enyinnaya (14., 55.), Sielewski (19., samobójcza); Wisła: Peszko (62.);
Sędzia: Sebastian Jarzębak (Bytom)
Widzów: 1,5 tys.
Odra: Feć - Surowiak, Ganowicz Ż , Nakielski Ż CZ , Janicki Ż - Błażejewski Ż , Copik, Tracz Ż (89. Karasiak), Piegzik - Bajera (81. Marcinkiewicz), Enyinnaya (68. Kubik);
Wisła: Skrzypiec - Sielewski, Żytko, Wyczałkowski, Górski (57. Mierzejewski Ż ) - Peszko Ż , Zawadzki (73. Kowalski), Majewski Ż , Staniszewski - Gregorek Ż CZ , Bania (78. Łazicki)