Polscy skoczkowie we wtorek po południu dotarli nad jezioro Faaker w Austrii, nad którym mieszkają i gdzie już dzień później rano spotkali się z dziennikarzami. Mieszkają jedynie z pojedynczymi zawodnikami z małych kadr w biegach narciarskich, sami i w bardzo spokojnym miejscu, wręcz idealnym do odpoczynku.
Podczas rozmów byli w dobrych humorach, wyraźnie rozluźnieni i pozytywnie nastawieni do już rozpoczętych mistrzostw świata w Planicy, na których ich starty zaczynają się w czwartek od trzech serii treningowych.
Dawid Kubacki, który przyjechał tu jako wicelider Pucharu Świata, miał wyjątkowo dobry humor i opowiedział o sytuacji z wolnego czasu, jaki skoczkowie dostali w ostatnich dniach przed MŚ. Relacjonował ją już na swoim Instagramie. Skoczkowi po ulewach na Podhalu zalało piwnicę domu i musiał odprowadzić z niej sporo wody. "Wreszcie mam swój własny basen" - pisał wówczas zawodnik.
- Na szczęście to się wydarzyło, gdy siedziałem w domu, więc mogłem jakoś zareagować. Nie było tego może za dużo, ale to nic przyjemnego - wskazuje Kubacki. - Trzeba to było jakoś ogarnąć. Cóż, czasem tak bywa w życiu. Straty ocenimy dopiero na wiosnę, bo teraz nie było czasu - dodaje.
Okazuje się, że jego relacja na Instagramie była dość okrojona, a teraz Kubacki żałuje, że gdy odkrył, co się stało, nie nagrał nic od razu. - Trochę szkoda, że nie mam takiego instynktu instagramowej "madki". Wtedy się najpierw włącza telefon i nagrywa, a potem coś ciekawego się dzieje - śmieje się Kubacki, nawiązując do internetowych memów i żartów z matek, które nagrywają i wrzucają do internetu wszystko, co dotyczy ich dzieci.
- To było tak, że dowiedziałem się o tym zalaniu przez kota. Gdyby nie on, to pewnie jeszcze długo bym tego nie zauważył. Wiedziałem, że kończy mu się karma, więc zszedłem, żeby ją uzupełnić, bo akurat musi siedzieć w piwnicy, jest po kastracji. I patrzę, a on sobie dryfuje na tej wodzie - opisuje mistrz świata z Seefeld sprzed czterech lat. - Kot był jeszcze w kaftanie po zabiegu. Jakbym to nagrał, to dopiero byłby hit internetu. Jednak najpierw był ratunek, a dopiero potem nagrywanie - przyznaje Kubacki.