Trwa rosyjska inwazja na Ukrainę. W kraju zawieszono wszystkie rozgrywki sportowe. Wielu sportowców albo walczy w ukraińskiej armii, albo pomaga w inny sposób. Wśród nich są siatkarze Barkomu Każany Lwów. O tym zespole było głośno kilka miesięcy temu. Miał on bowiem grać w polskiej lidze. Ale teraz klub w zasadzie nie istnieje. Wszyscy siatkarze zapisali się do armii. Jak informuje Ludmiła Tomaszewska z działu prasowego lwowskiej ekipy w rozmowie z WP Sportowe Fakty, stali w długich kolejkach.
- Jak na razie wszyscy nasi chłopcy są nadal we Lwowie, nikt nie został powołany pod broń. Ale w każdej chwili może nadejść rozkaz o wyjeździe i bezpośredniej walce z Rosjanami – mówi. Na razie pomagają oni w inny sposób. Zostali wolontariuszami, którzy pomagają w ewakuacji cywilów albo walczą z rosyjską propagandą w Internecie.
Więcej treści sportowych znajdziesz również na Gazeta.pl
We Lwowie jest stosunkowo spokojnie, choć da się wyczuć wielki niepokój. Tym bardziej, że wprowadzono prohibicję, w sklepach brakuje niektórych produktów, a w bankomacie pieniędzy. Całkowicie inaczej jest na wschodzie Ukrainy. Na skutek wojny cierpią zwłaszcza mieszkańcy Charkowa, który jest regularnie ostrzeliwany przez rosyjskich najeźdźców. W Barkomie Każany Lwów gra dwóch zawodników pochodzących z Charkowa - Oleg Szewczenko oraz Witalij Kucher.
- Są nadal we Lwowie, nie mają szans, aby wrócić do swojego miasta, do swoich bliskich. Charków jest bombardowany od wielu dni. Zniszczone osiedla, domy, zamordowani cywile, to wszystko jest przerażające. Przerażające jest zwłaszcza to, że świat nie może powstrzymać tego szaleństwa – mówi Tomaszewska.
Najnowsze informacje ws. rosyjskiej inwazji na Ukrainę >>
Tomaszewska przyznała również, że klub otrzymuje wsparcie z Polski. - Dzwonili do nas z Polskiego Związku Piłki Siatkowej, z władz PlusLigi, z klubów, dzwonili także indywidualnie zawodnicy. Całe środowisko siatkarskie w Polsce zjednoczyło się i nam pomaga. Zbierają dla naszej armii lekarstwa, siatki, wszystko, co niezbędne – powiedziała.