Można powiedzieć, że w 2025 roku piłkarze FC Barcelony zapomnieli, jak się przegrywa. Od początku stycznia drużyna rozegrała 18 spotkań, w których zanotowała 15 zwycięstw i trzy remisy. Nie jest jednak tak, że piłkarze Hansiego Flicka za każdym razem demolują rywali. Wysoko ustawiona defensywa traci sporo goli, ale ofensywne formacje strzelają ich jeszcze więcej. W tych 18 starciach piłkarze Blaugrany - na czele z Robertem Lewandowskim - strzelili aż 60 goli (w sumie 133 bramki w całym sezonie do tej pory).
Bywały ostatnio takie momenty, w których widma porażki zaglądały piłkarzom Barcelony głęboko w oczy, ale ostatecznie udawało się odwracać losy tych spotkań. Tak samo było w niedzielnym wyjazdowym meczu z Atletico Madryt. Gospodarze byli lepsi, a Katalończycy nie byli w stanie znaleźć drogi do bramki strzeżonej przez Jana Oblaka. Gdy w 70. minucie madrytczycy strzelili gola na 2:0, to wydawało się, że powtórzą pozytywny wynik z końcówki 2024 roku, ale wtedy w drużynie Flicka coś "przeskoczyło", cytując byłego selekcjonera reprezentacji Polski Jerzego Brzęczka.
Dwie minuty później "kopa" drużynie dał Lewandowski, który strzelił gola kontaktowego. Chwilę po trafieniu Polaka, piłkę do siatki skierował Ferran Torres (78.). Kiedy wydawało się, że zespoły podzielą się punktami, a Barcelona znów uniknie porażki, stało się coś niepojętego. W doliczonym czasie gry Lamine Yamal oddał sytuacyjny strzał, który po drodze odbił się od jednego z defensorów, myląc Oblaka. A tuż przed ostatnim gwizdkiem Torres dobił rywali, Barcelona wygrała 4:2.
Biorąc pod uwagę przebieg meczu, wynik do 70. minuty i styl gry Atletico - tzw. cholismo, które opiera się na dobrym przygotowaniu fizycznym i defensywnym usposobieniu, wydawało się, że zespół Diego Simeone ma wszystko, by wygrać ten mecz. Tak się jednak nie stało. Czy trener Atletico się pomylił, a może podpalił, bo chciał dobić rywala, pokazując mu swoją wyższość? Zapytaliśmy o to Hiszpana - Ivana San Antonio z Diario Sport.
Zobacz też: Atletico nie wiedziało, co robić po golu Lewandowskiego. Simeone mówi wprost
- To, co mogę powiedzieć, to że Atletico już nigdy nie zdobędzie mistrzostwa z Simeone. Ma silny skład z topowymi graczami na każdej pozycji, ale jest jeden powód, dla którego tego sukcesu nie będzie. By sięgać po trofea musisz być odważny, a filozofia futbolu Simeone jest tchórzliwa - stwierdził w rozmowie ze Sport.pl.
Co się w takim razie stało, że prowadząca 2:0 do 70. minuty drużyna nagle oddała inicjatywę i wypuściła zwycięstwo z rąk. Zdaniem hiszpańskiego dziennikarza był jeden punkt kulminacyjny. Mowa oczywiście o trafieniu Lewandowskiego na 1:2 w 72. minucie.
- Lewandowski strzelił gola, który wszystko zmienił. Trafił do bramki Oblaka kilkadziesiąt sekund po golu Atletico. To jest taki rodzaj bramki w wykonaniu Polaka, która daje trofea drużynie. W tym sezonie oglądamy najlepszą wersję Lewandowskiego, od kiedy trafił do Barcelony. To jest niesamowite, jak on wciąż chce wygrywać i jak udowadnia to na boisku - podkreślił San Antonio.
Trzeba jednak przyznać, że występ Lewandowskiego z Atletico do czasu tego pierwszego gola nie był udany. Polak zmarnował kapitalną okazję po podaniu Pedriego, w przerwie spadła na niego krytyka, a jeden z dziennikarzy w serwisie X nazwał go "jednym z dwóch największych problemów Barcelony". Inny, pochodzący z Hiszpanii, stwierdził natomiast, że Lewandowski "nie wnosi absolutnie nic" do gry Blaugrany i że "jego forma jest bardzo niepokojąca".
Po meczu ta narracja w hiszpańskich mediach trochę się odmieniła. Dziennik "Mundo Deportivo" napisał, że Lewandowski "przywrócił nadzieje Barcelonie". Ponadto Polak przełamał passę dwóch ostatnich spotkań bez strzelonego gola. Ale mimo dobrej formy coraz częściej na 36-latka spada krytyka oraz pojawiają się sugestie, że Blaugrana powinna się go pozbyć. Co na ten temat sądzi nasz rozmówca?
- Dla mnie nie zmienia to nic w kwestii tego, jak ludzie powinni postrzegać Lewandowskiego. Może ma już 36 lat, ale wciąż jest wystarczająco młody, by grać w piłkę na najwyższym poziomie. On udowadnia, że to nie jest kwestia wieku, tylko tego, czy byłeś profesjonalistą przez całą swoją karierę. On jest jednym z największych profesjonalistów na świecie, jakich widziałem. Myśli tylko o tym, jak może się poprawić i stawać się coraz lepszym zawodnikiem, nawet jeśli to są może dwa albo trzy ostatnie sezony w jego karierze. Dla mnie Lewandowski jest najlepszym napastnikiem na świecie i mówię to nie dlatego, że rozmawiamy, ale dlatego, że naprawdę w to wierzę. Nie Haaland, nie Alvarez, nie Kane, a Lewandowski jest najlepszy! - podkreślił Ivan San Antonio.
W meczu z Atletico Barcelona momentami miała też sporo szczęścia. Widać to chociażby po strzale Yamala, który - gdyby nie niefortunna interwencja defensora Atletico - zostałby najprawdopodobniej wyłapany przez Oblaka. Ale właśnie, czy to było zwykłe szczęście, czy może konsekwencja w dążeniu do celu?
- Nie było w tym żadnego szczęścia. To wszystko, co robi Barca, pokazuje, że oni wierzą w to, co robią i w Hansiego Flicka. Wierzą, że mogą wygrywać, zdobywać tytuły, strzelać coraz więcej bramek. To jest kwestia wiary i grania dobrego futbolu, a nie szczęścia. Gdyby nie szukali szans na strzelanie goli, by nie wygrali - stwierdził San Antonio.
Niedzielny mecz z Atletico był dla FC Barcelony trzecim w tym sezonie przeciwko tej drużynie. A to jeszcze nie koniec, bo przed nami kolejne spotkanie - rewanż w Pucharze Króla, który zaplanowano na 2 kwietnia. Mimo rozegrania tak wielu pojedynków, to było pierwsze zwycięstwo FC Barcelony. W pierwszym ligowym starciu Blaugrana przegrała 1:2, a w pierwszym meczu Copa del Rey padł remis 4:4 i wtedy to Barca wypuściła z rąk zwycięstwo.
Patrząc na mecze Barcy z Atletico przez pryzmat pojedynków w El Clasico z Realem Madryt - 4:0 i 5:2 dla Lewandowskiego i spółki - można wysnuć wniosek, że to jednak zespół z czerwonej części Madrytu jest bardziej wymagającym przeciwnikiem dla FC Barcelony, aniżeli Królewscy. Przynajmniej w tym sezonie.
- Atletico jest bardziej niebezpieczne dla Barcelony w tym sezonie niż Real, ponieważ obawia się grać w piłkę. Co prawda Carlo Ancelotti potrafi ustawić zespół podobnie i grać futbol jak Diego Simeone, ale "Królewscy" nie potrafią czekać 90 minut na jeden błąd Barcelony - podkreślił.
Rozpędzonej FC Barcelony na razie nikt w 2025 roku nie był w stanie zatrzymać. Niedługo przekonamy się, czy nie zrobi tego... kalendarz rozgrywek międzynarodowych. Po meczach w miniony weekend lwia część zawodników "Dumy Katalonii" udała się na zgrupowania reprezentacji. Część trenerów nie lubi przerwy na kadrę. Wielokrotnie zdarzało się, że kluczowi zawodnicy wracali kontuzjowani do klubów, albo wyjeżdżali nie w pełni sił, by pomagać swojej drużynie narodowej. Najgłośniej jest ostatnio o Nicoli Zalewskim, który od kilku tygodni nie zameldował się na murawie z powodu kontuzji, a i tak dostał powołanie. Według włoskich mediów Simone Inzaghi miał się wściec i zablokować wyjazd zawodnikowi Interu. Ostatecznie Michał Probierz ugiął się i powołał w jego miejsce Dominik Marczuk.
Kiedy Polacy rozpoczną rywalizację w eliminacjach do mistrzostw świata 2026, Hiszpanie będą rywalizować z Holendrami o miejsce w półfinale Ligi Narodów. Przypomnijmy, że przegrany tego pojedynku dołączy do polskiej grupy i będzie rywalizować z Biało-Czerwonymi o miejsce na mundialu. Może się okazać, że Lewandowski będzie grał przeciwko swoim klubowym kolegom, gdyż Blaugrana ma wielu reprezentantów kraju w swoim składzie.
- Przerwa na okienko reprezentacyjne jest zawsze problemem, ale to jest także okazja do odpoczynku dla części zawodników. Oczywiście nie wszystkich, ale nie sądzę, żeby FC Barcelona miała z tego powodu jakieś problemy. Dobra gra to jedno, ale jest jeszcze coś innego. Ważna jest również mentalność. Piłkarze grający w tym klubie mają mentalność zwycięzców i nie będą chcieli budzić się ze snu, w którym aktualnie się znajdują. Będą chcieli w nim zostać możliwie jak najdłużej - kończy Ivan San Antonio.