Juergen Klopp powiedział: "Chcę tylko ciebie". To jego następca w Liverpoolu?

Jest bohaterem drugiego planu, choć na treningach widać głównie jego. To jeden z twórców sukcesu Liverpoolu. Na co dzień także nowy przyjaciel, a w przyszłości może następca Juergena Kloppa. Półtora roku temu Pepijn Lijnders usłyszał od Niemca "chcę tylko ciebie", na Anfield zaczęły się piękne czasy.

W Liverpoolu pracuje nieprzerwanie od półtora roku, choć z "The Reds" związany jest w sumie prawie 6 lat. Jest asystentem Juergena Kloppa, choć niektórzy już widzą w nim jego następcę. Szybko wyrobił sobie opinię jednego z najważniejszych ludzi drugiego planu w całej Premier League, ale jego rola często jest pierwszoplanowa. To wszystko w wieku 36 lat, ale trenerem jest przez połowę swojego życia. Szybko zaczynał.

WIDEO: Manchester City wyrzucony z Ligi Mistrzów na dwa sezony. To precedens!

Zobacz wideo

Godny następca "mózgu", czyli "chcę tylko ciebie"

Karierę piłkarską Pepijna Lijndersa zatrzymała bowiem kontuzja. Przez zerwane więzadło krzyżowe piłkę przestał kopać już jako 17-latek. Szybko zatem wziął się za trenerkę. Miał błyskotliwą karierę. W wieku 19 lat rozpoczął pracę w akademii PSV Eindhoven, pomagając w zajęciach z młodymi piłkarzami. Po czterech latach przeniósł się do szkółki FC Porto. Miał tam okazję współpracować z Victorem Baią czy Andre Villasem-Boasem. Po ośmiu latach wylądował w Liverpoolu, do którego przenosił się już jako jeden z najbardziej obiecujących młodych trenerów. Warto zaznaczyć, że to był czas, kiedy chciał go też Manchester United. Na Anfield najpierw miał okazję podglądać Brendana Rogersa. Niedługo potem Juergena Kloppa - w sumie przez cztery lata. Po krótkiej (półrocznej) przygodzie z prowadzeniem holenderskiego NEC wrócił do Liverpoolu. Pracuje tam nieprzerwanie od czerwca 2018 roku. To dzięki niemu odejście z klubu Zeljko Buvaca, którego Klopp nazywał swym "mózgiem" czy "prawą ręką", nie było tak odczuwalne. W przypadku Bośniaka mówimy o człowieku, który był z niemieckim trenerem przez 17 lat. Przebył z nim drogę od Mainz, przez Dortmund, po Liverpool. Pod koniec kwietnia 2018 roku ogłosił jednak, że z przyczyn osobistych opuści końcówkę sezonu. Media na Wyspach donosiły, że mogło chodzić o konflikt z Kloppem. Tak czy inaczej Buvac już na treningi "The Reds" nie wrócił, a Klopp zadzwonił do Lijndersa, którego wobec braku awansu do Eredivisie już w NEC nie chciano.

- Nie robiłem żadnej listy życzeń. Chcę tylko ciebie. Razem będziemy odpowiedzialni za cały proces szkolenia - powiedział Niemiec do Holendra. Panowie szybko się dogadali.

Twórca stylu Liverpoolu

Jako człowiek numer dwa w Liverpoolu Lijnders swą okazję wykorzystał znakomicie. Szybko przedstawił się wszystkim z najlepszej strony. Na konferencjach prasowych przed meczami Pucharu Ligi Angielskiej prowadził ożywione dyskusje z dziennikarzami. Szybko można było zorientować się, jak bardzo żyje futbolem. Na co zwraca uwagę. Tak się też złożyło, że jego roczna praca, po powrocie na Anfield, została zwieńczona triumfem Liverpoolu w Lidze Mistrzów. Holender też zbierał pochwały.

- Mam wokół siebie rewelacyjnych ludzi. W słuchaniu inteligentnych osób naprawdę jestem dobry - mówił Klopp. Jakie dokładnie Lijnders ma zadania? - Jestem odpowiedzialny za planowanie i organizację tygodniowego programu szkolenia, również za sam trening i przygotowanie do zawodów - wyjaśniał Holender w rozmowie z dziennikiem "De Volkskrant". Dodał, że z Kloppem darzą się dużym zaufaniem, razem podejmują setki decyzji, zresztą trenera "The Reds" Holender nazywa swym przyjacielem. Jeśli ktoś miałby wątpliwości, kto jest twórcą, czy też współtwórcą stylu obecnego Liverpoolu, to Lijnders przyznaje, że na co dzień ma z piłkarzami stały kontakt i wspólny cel.

- Ciągle staram się zmieniać na treningach małe rzeczy, aby stymulować graczy. Wszystko, co robimy, polega na naciskaniu i kontratakowaniu, aby zdobyć piłkę tak wysoko i tak szybko jak to możliwe. Każda nasza minuta szkolenia dotyczy tych dwóch spraw - przyznaje w rozmowie z rodzimą gazetą. Pressing, jaki Liverpool nakłada na rywala, sztab nazywa "polowaniem w grupach". Polowaniem, które różni się od pressingu stosowanego przez inne ekipy, bo jest skuteczniejsze. Zawodnicy mają w głowach, że biegną do rywala nie po to, by go przestraszyć lub utrudnić rozgrywanie akcji, tylko zabrać mu piłkę.

Naturalny następca Kloppa

Obserwatorzy treningów Liverpoolu zwracają uwagę, że podczas nich Klopp zwykle siedzi w drugim rzędzie. Woli poprzyglądać się wynikom badań piłkarzy, wertować kartki pokazujące w jakiej są kondycji, ma zaufanie do tego, co na murawie robi Ljinders. Dziennikarze w pewnym momencie uznali nawet, że jeśli misja Kloppa w Liverpoolu kiedyś się skończy, to działacze "The Reds" nie będą musieli szukać jego następcy. Mają go na miejscu.

- Takie wypowiedzi sprawiają, że jestem dumny, ale nie są realistyczne, bo to nie jest sprawa na teraz. Moją jedyną ambicją jest obecnie wsparcie Juergena i naszego projektu w najlepszy możliwy sposób - oznajmił Holender, który znakomicie zdaje sobie sprawę, jak miasto czeka na mistrzostwo Anglii, które w tym roku, po trzydziestu latach, wreszcie wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Plany działaczy zakładają jednak, że Atletico Madryt, z którym Liverpool mierzy się w 1/8 finału Ligi Mistrzów, jest tylko przystankiem w drodze do Stambułu, na finał tych rozgrywek. Te miasto kibicom Liverpoolu od 2005 roku i triumfu w Champions League po starciu z Milanem kojarzy się znakomicie. Sztab "The Reds" jest przekonany, że obrona tytułu jest możliwa. Rewelacyjne wyniki drużyny w tym sezonie poparte są przecież znakomitą atmosferą. To też zasługa wielu osób.

Lijnders, tak jak Klopp, bazuje na bliskim kontakcie z graczami, zresztą kilku z nich zna jeszcze z pracy z młodzieżą na Anfield. Trent Alexander-Arnold był na przykład kapitanem prowadzonej przez niego drużyny do lat 17.

Więź z piłkarzami

- Nasza więź była bardzo silna. To, co robi, sprawia, że jestem dumny, zarówno z niego jako piłkarza, ale i jako osoby. Ciągle chce być lepszy - podkreśla zadowolony asystent Kloppa, który dodaje, że klub wszedł na inny poziom, bo wszyscy dobro drużyny przekładają nad swoje cele, a zmiennicy nie kręcą nosami tylko wiedzą, że są ważnym ogniwem w drużynie, nawet gdy siedzą na ławce. Poza tym jego piłkarze zrozumieli w praktyce, że gra obronna to zaangażowanie jedenastu osób na boisku, podobnie zresztą jak atak. Lijnders przyznaje, że w tworzeniu perfekcyjnego Liverpoolu pomaga klasa zawodników, ale uważa, że drugą część sukcesu daje mądre zarządzanie nimi, wspieranie i bycie szczerym.

Nie bez przyczyny Liverpool w tym sezonie kupił tylko dwóch graczy, wydał marne 10 mln euro, co przy 355 mln Realu i 255 mln Barcelony ma wartość symboliczną.

- Zrobiliśmy to, by móc bardziej wykorzystywać naszych obecnych graczy, odpowiednio pokierować naszymi młodymi talentami - opisuje w "De Volkskrant". Młodzi wiedzą, że niebawem ma nadejść ich czas. Być może więcej okazji do występów będą mieli już niedługo. Liverpool już w połowie marca może zdobyć mistrzostwo Anglii. Pierwszy skład powinien dostać wtedy nieco oddechu, przynajmniej na krajowym podwórku, bo połowa marca i kwiecień będą też okresem rozstrzygnięć w Champions League i dadzą odpowiedź, czy do Stambułu na stadion Ataturka można będzie po tych piętnastu latach powrócić.

Więcej o:
Copyright © Agora SA