To był mecz dwóch najlepszych klubów ostatnich miesięcy w Polsce. Legia Warszawa i Raków Częstochowa podzieliły między sobą trofea i finały polskich rozgrywek w 2023 roku, a w niedzielę spotkały się ze sobą przy Łazienkowskiej w meczu, którego stawką było zbliżenie się / wyprzedzenie liderującego Śląska Wrocław. Legia i Raków miały też sobie i swoim kibicom coś do udowodnienia, bo obie drużyny przegrały w czwartek swoje mecze w europejskich pucharach - Raków przegrał kluczowe spotkanie w Sosnowcu z austriackim Sturmem Graz 0:1, z kolei Legia w identycznym stosunku uległa na wyjeździe holenderskiemu AZ Alkmaar. Choć akurat po tym meczu więcej mówiło się o tym, co wydarzyło się po końcowym gwizdku z udziałem wicemistrzów Polski zaatakowanych przez miejscową ochronę i policję.
"Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?" - brzmi jedno z pytań referendum, które odbędzie się 15 października przy okazji wyborów parlamentarnych w Polsce.
Wiele osób zamierza to "polityczne" referendum z bojkotować, ale najwyraźniej nie środowisko kibicowskie. Bo pewnie właśnie dlatego w niedzielę na stadionie przy Łazienkowskiej kibice obu klubów wywiesili transparenty o identycznej, antyimigracyjnej treści: "Nie chcemy tu Berlina, Lampedusy, Francji - dla imigrantów zero tolerancji!"
Aczkolwiek w przypadku Legii Warszawa taki transparent chyba jednak trochę kłóci się z jej reakcjami i oburzeniem na wydarzenia w Alkmaar, gdzie z kolei to Polacy (w tym przypadku kibice Legii) byli niemile widziani przez Holendrów.
Od pierwszego gwizdka Szymona Marciniaka na murawie przy Łazienkowskiej działo się bardzo wiele. Piłka błyskawicznie przemieszczała się od jednego do drugiego pola karnego, a oba zespoły potrafiły bardzo solidnie zagrażać bramce swojego przeciwnika.
W 27. minucie Raków wyszedł na prowadzenie po ślicznym strzale zza pola karnego Władysława Koczerhina. Ten gol przerwał serię aż 264 minut bez bramki w meczach oficjalnych obu drużyn. To prawie 4,5 godziny! Ale faktycznie - zarówno 120 minutowy finał Pucharu Polski w maju, jak i później również mecz o Superpuchar w Częstochowie były bardzo słabymi widowiskami.
Tym razem jednak, na szczęście dla kibiców, działo się znacznie więcej, szczególnie w znakomitej z obu stron pierwszej połowie. Trzy bramki, dobre tempo i mnóstwo sytuacji - to wszystko sprawiło, że mecz Legii z Rakowem znowu był hitem przez duże "H". Ale tylko kilkuset fanów Rakowa wychodziło ze stadionu usatysfakcjonowanych, z uwagi oczywiście na końcowy wynik.
Zwycięstwo Rakowa Częstochowa przy Łazienkowskiej śmiało można nazwać niespodzianką. Raków w ostatnich tygodniach nie prezentował się najlepiej, czego dobitnym przykładem był mecz pucharowy ze Sturmem Graz. Do tego w drużynie Dawida Szwargi wciąż brakuje przecież tak ważnych zawodników jak Ivi Lopez, Zoran Arsenić czy Stratos Svarnas. Legia z kolei, poza wpadką w Białymstoku, imponowała wysoką formą, a biorąc pod uwagę jej znakomite występy u siebie, wydawała się być faworytem niedzielnego hitu.
Mistrz Polski pokazał jednak klasę - w całym spotkaniu wyglądał piłkarsko po prostu lepiej. Dobrym pomysłem trenera Szwargi było chociażby ustawienie w roli napastnika Johna Yeboaha, który pełnił tę rolę w Śląsku Wrocław. Przy Łazienkowskiej mógł liczyć na wiele piłek na wolne pole, co tylko napędzało jego grę i powodowało spore zagrożenie dla bramki Legii. A gdy "Medalikom" udało się wyjść na prowadzenie 2:1, zupełnie zneutralizowały one Legię w końcówce.
Ale sporym minusem dla Rakowa po tym spotkaniu będą kolejne urazy. Z kontuzją mięśniową wypadł kolejny stoper Adnan Kovacević, a i wspomniany Yeboah opuścił boisko z wyraźnym grymasem bólu związanym z kontuzją kostki.
Kiedy w końcówce meczu bramkarz Rakowa Vladan Kovacević pada na murawę, sygnalizując kontuzję, chyba należy to traktować już z przymrużeniem oka. W meczu z Legią, podobnie jak w eliminacjach europejskich pucharach, Raków w ten sposób tworzył sobie "time-out", w trakcie którego Kovacević był opatrywany, a jego koledzy zbierali się przy trenerze Dawidzie Szwardze by odebrać jego uwagi na ostatnie minuty ważnego spotkania.
To prawdopodobnie jest pomysł, który powstał w Rakowie jeszcze za kadencji Marka Papszuna, bo i jeden z jego "uczniów" Goncalo Feio stosuje go w swoim Motorze Lublin.
Największym pechowcem tego spotkania okazał się wracający po półtoramiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją Rafał Augustyniak. Piłkarz kreowany na lidera warszawskiej obrony wszedł na boisko w 55. minucie w miejsce elektrycznego Yuriego Ribeiro.
Augustyniak, który 14 października skończy 30 lat, będzie musiał szukać prezentu urodzinowego gdzie indziej, bo o tym meczu będzie chciał jak najszybciej zapomnieć. Najpierw był dwukrotnie bliski strzelenia gola dla Legii - raz jego strzał został zablokowany na linii bramkowej, a przy drugiej próbie "August" trafił w słupek. Co nie udało się obrońcy Legii pod bramka rywala, udało się pod własną bramką. Ale raczej z tego, że udało mu się skutecznie zamknąć płaskie dośrodkowanie Bartosza Nowaka i strzelić zwycięskiego gola dla Rakowa Częstochowa w 74. minucie, Augustyniak dumny raczej nie będzie.
I zamiast rąk wystrzelonych w górę w geście radości, kibice i sztab Legii mogli się nimi jedynie złapać za głowy.
Decydujące mecze jesieni bez Josue? Z Rakowem zdjęty w przerwie, z liderem nie zagra za kartki
Kto wie, czy decydująca dla obrazu hitowych meczów Legii Warszawa z Rakowem Częstochowa i Śląskiem Wrocław nie była czasem 5. minuta pierwszego z tych spotkań. Już wtedy bowiem lider Legii Josue otrzymał od Szymona Marciniaka żółtą kartkę, a że jeszcze przed przerwą był bliski obejrzenia drugiej, na drugą połowę już nie wyszedł.
Portugalczyk z ławki rezerwowych oglądał to, jak jego drużyna ostatecznie przegrywa w hicie, a kolejny szlagier będzie musiał obejrzeć z trybun lub telewizji, bo wspomniana kartka była już jego czwartą w tym sezonie i przeciwko Śląskowi Wrocław po przerwie na kadrę Josue nie zagra. Ale przynajmniej powinien być w pełni przygotowany do kluczowego spotkania Ligi Konferencji z bośniacki Zrinjskim Mostar.
Od 18 kwietnia 2022 roku, czyli jeszcze przed objęciem Legii Warszawa przez Kostę Runjaicia, żaden klub ekstraklasy nie był w stanie pokonać "Wojskowych" przy Łazienkowskiej. Aż do niedzieli, gdy udało się to Rakowowi Częstochowa. To był 23. mecz ligowy Legii przy Łazienkowskiej pod wodzą Runjaicia i dopiero pierwsza porażka.
Dzięki tej wygranej Raków Częstochowa awansował z 22 punktami na drugie miejsce w tabeli ekstraklasy ze stratą zaledwie punktu do prowadzącego Śląska Wrocław. Legia z 20 punktami jest czwarta. Po przerwie na reprezentacje oba zespoły zagrają na wyjeździe. Legia, jak już wspominaliśmy, zmierzy się na wyjeździe z liderującym Śląskiem Wrocław, z kolei Raków czeka wyjazdowy mecz z Górnikiem Zabrze.