Jagiellonia obok Śląska Wrocław jest jedną z rewelacji początku sezonu. Zespół z Białegostoku do tej pory przegrał tylko dwa spotkania i znajduje się w czołówce ekstraklasy. Za to Cracovia nie potrafi złapać rytmu i powoli zaczyna okopywać się w środku tabeli.
Już kilka minut po rozpoczęciu spotkania dostaliśmy potwierdzenie tego, że to zespół Jagiellonii znajduje się obecnie w dużo lepszej formie. W 7. minucie meczu przepięknego gola z rzutu wolnego strzelił Bartłomiej Wdowik. Obrońca białostoczan wyspecjalizował się w tym elemencie gry, a biorąc pod uwagę wieczne problemy reprezentacji Polski z lewą stroną defensywy, nie będzie zaskoczeniem, jeżeli obecny na stadionie w Krakowie Michał Probierz weźmie go w przyszłości pod uwagę przy wysyłaniu powołań. Chwilę później Jagiellonia zadała drugi cios - bramkę na 2:0 zdobył Kristoffer Hansen.
Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Już wtedy wydawało się, że Cracovia nie ma na co liczyć w tym spotkaniu. Wszystkie przedmeczowe plany można było wyrzucić do kosza. Po przerwie było tylko gorzej. Znów kluczowe były pierwsze minuty. W 49. minucie drugiego gola zdobył Hansen, a sześć minut później Norweg asystował przy bramce Dominika Marczuka.
Wynik 0:4 nie podłamał gospodarzy, którzy dość niespodziewanie minutę po stracie bramki strzelili gola na 1:4. Chwilę później było już 2:4. Pierwsze trafienie po powrocie do ekstraklasy zaliczył Kamil Glik. Niekryty obrońca bez problemu oddał strzał głową po rzucie rożnym. Wtedy wydawało się, że w tym spotkaniu może wydarzyć się wszystko.
Cracovia nie potrafiła jednak pójść za ciosem, a Jagiellonia szybko się otrząsnęła. Do końca meczu gospodarze wykreowali sobie kilka sytuacji, mogli strzelić nawet bramkę kontaktową, ale ostatecznie zawsze na przeszkodzie stawali albo obrońcy drużyny z Białegostoku, albo Zlatan Alomerowić. Tym samym Jagiellonia wygrała na wyjeździe 4:2 i awansowała na drugie miejsce w tabeli. Wiceliderem pozostanie przynajmniej do końca meczu Legii z Rakowem.