Połowa klubów ekstraklasy walczy o przetrwanie w lidze. Działają na rympał

Kluby walczące o utrzymanie w panice szukają sposobu, by nie zlecieć z ekstraklasy. A sezon jest wyjątkowy, bo zagrożone spadkiem jest pół ligi. Fani w Zabrzu, Gdańsku czy Mielcu (ale nie tylko!) łapią się za głowy, widząc jak na łapu-capu walczą tam o byt. A może w szaleństwie jest metoda?

Z pewnością znacie tę scenę. Główny bohater filmu akcji próbuje rozbroić bombę zegarową, przecinając jeden z kilku dostępnych kabli. W filmach zazwyczaj się udaje. Czy w ekstraklasie będzie podobnie? W marcowej przerwie na kadrę trzy walczące o utrzymanie kluby zdecydowały się zmienić trenera, licząc na łut szczęścia. Być może akurat kabel, za który chwytają, pozwoli im rozbroić bombę z napisem "spadek". Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w tym sezonie – jeszcze bardziej wyjątkowo – w ekstraklasie działają na rympał.

Zobacz wideo Na tym polega fenomen Lecha Poznań w Europie. "A w ekstraklasie bryndza"

Pod koniec marca ponad połowa ekstraklasy wciąż zaangażowana jest w walkę o utrzymanie. Dziesiąty Piast Gliwice ma trzy punkty przewagi nad strefą spadkową, ale nawet ósma Wisła Płock i dziewiąty Radomiak (oba z pięcioma punktami przewagi) nie mogą być pewne swego.

W dolnej połowie tabeli z dziewięciu drużyn tylko dwie dotąd nie zmieniły trenera. Posada Macieja Stolarczyka w Jagiellonii Białystok jednak od dobrych kilku tygodni wisi na włosku i nawet lada dzień na Podlasiu mogą podjąć decyzję o zakończeniu współpracy z trenerem, który z ostatnich 14 meczów ligowych wygrał tylko dwa i praktycznie w każdym jego zespół wyglądał źle. Coraz gorętszy jest także stołek Ivana Djurdjevicia w Śląsku Wrocław. Śląsk w dziewięciu kolejkach rundy wiosennej zwyciężał tylko dwa razy, a do tego skompromitował się w Pucharze Polski z drugoligowym KKS 1925 Kalisz, przegrywając sromotnie aż 0:3.

Piast, Zagłębie i Korona trafiły najlepiej, Miedź jedną nogą w I lidze

Zmieniać czy nie zmieniać? W Białymstoku i Wrocławiu na razie stoją przy swoim, ale w innych klubach cierpliwość tak duża już nie była. Są tacy, którzy jeszcze przed wiosną trafili w dziesiątkę, jak Zagłębie Lubin z Waldemarem Fornalikiem czy Piast Gliwice z Aleksandarem Vukoviciem, bo właśnie te zespoły z walczącej o utrzymanie dziewiątki wyglądają najlepiej.

A przecież i w Lubinie, i w Gliwicach trzeba było podjąć naprawdę odważną decyzję o rozstaniu ze szkoleniowcami zasłużonymi dla tych klubów. Piotr Stokowiec z Zagłębiem swego czasu awansował do ekstraklasy i zdobył brązowy medal. Jeszcze więcej dla Piasta znaczy nazwisko Fornalika, który w 2019 r. sięgnął z gliwickim klubem po sensacyjne i historyczne mistrzostwo Polski. W Zagłębiu i Piaście osobom decyzyjnym nie zabrakło odwagi, ale też dobrej decyzyjności przy zatrudnieniu nowego trenera. I choć w ekstraklasie nigdy nie można być niczego pewnym, to oba kluby wydają się faworytami do jak najszybszego zapewnienia sobie bezpiecznego bytu.

Bilans Waldemara Fornalika w Zagłębiu Lubin:
8 meczów – 4 zwycięstwa – 1 remis – 3 porażki – 13 punktów (śr. 1,63 pkt na mecz)

Bilans Aleksandara Vukovicia w Piaście Gliwice:
11 meczów – 5 zwycięstw – 3 remisy – 3 porażki – 18 punktów (śr. 1,64 pkt na mecz)

Dobrze wygląda także Korona Kielce, nawet jeśli wciąż znajduje się w strefie spadkowej. Kielczanie pod wodzą Kamila Kuzery, który w listopadzie zastąpił Leszka Ojrzyńskiego, być może mają personalnie najsłabszą kadrę w całej lidze, ale tworzą zespół, który daje nadzieje na skuteczną walkę o utrzymanie, a do tego budują twierdzę na własnym stadionie, gdzie wygrali wszystkie cztery rozegrane wiosną mecze. Niewykluczone, że Koronie koniec końców zabraknie jakości, wszak mówimy o zespole, który opiera się na zawodnikach reprezentujących Koronę jeszcze I lidze. Ale już teraz można powiedzieć, że drużyna nawiązała walkę z resztą ligi, czego nie można było powiedzieć o kielczanach jesienią.

Bilans Kamila Kuzery w Koronie Kielce:
10 meczów – 4 zwycięstwa – 2 remisy – 4 porażki – 14 punktów (śr. 1,40 pkt na mecz)

Skutecznie podnieść Miedzi Legnica nie zdołał za to Grzegorz Mokry. Beniaminek po 12 meczach z Wojciechem Łobodzińskim miał na koncie ledwie sześć punktów. Teraz, po 25 meczach ma ich 19 i traci już dziewięć do bezpiecznej strefy.

„Miedzianka" pod wodzą Mokrego punktuje dalej przeciętnie (13 pkt w 13 meczach, a do tego w ostatnich czterech spotkaniach zdobyła ledwie punkt. Tylko cud uratuje Miedź przed powrotem do I ligi. W Legnicy działacze przecięli nie ten kabel, co trzeba.

Bilans Grzegorza Mokrego w Miedzi Legnica:
13 meczów – 3 zwycięstwa – 4 remisy – 6 porażek – 13 punktów (śr. 1,00 pkt na mecz)

„Dzień świstaka" w Zabrzu. Zwolniony przed sezonem Urban ma uratować Górnika

Wytłumaczyć sytuację w Zabrzu jest na tyle trudno, że posłużmy się osią czasu. Ona nakreśli bałagan o chaos, w jakim Górnik stara się wywalczyć utrzymanie w ekstraklasie:

  • 14 czerwca 2022 roku - Jan Urban zostaje zwolniony z Górnika Zabrze z powodu konfliktu z prezesem Arkadiuszem Szymankiem, mimo dobrych wyników i ósmego miejsca na koniec sezonu. Zastępuje go Bartosch Gaul.
  • 25 sierpnia 2022 roku – prezes Arkadiusz Szymanek odchodzi z Górnika Zabrze
  • 18 marca 2023 roku - Jan Urban zostaje nowym trenerem Górnika Zabrze i ma uratować zespół przed spadkiem. Zastępuje Bartoscha Gaula, który nie okazał się zbawcą zabrzańskiego futbolu.

Bałagan w Górniku Zabrze to w głównej mierze zasługa prezydent Zabrza Małgorzaty Mańki-Szulik, która lekką ręką szafuje miejskimi pieniędzmi. Ale to już temat na inny tekst. Skupmy się na boisku i absurdalnej sytuacji dotyczącej zwolnienia Gaula. Przed niedawnym meczem z Wisłą Płock Górnik informował, że to spotkanie zadecyduje o kolejnych ruchach. I Górnik pod wodzą Gaula wygrał je w dobrym stylu 3:2, będąc zespołem wyraźnie lepszym, choć do przerwy pechowo przegrywał 0:2. Dzień później jednak Gaula w Górniku i tak już nie było.

Cały bałagan w ostatnich miesiącach przy Roosevelta wygląda absurdalnie. Jednak wydaje się, że zatrudnienie Jana Urbana, nawet pomimo niezałatanych dziur w kadrze Górnika, raczej zwiększa jego szanse na utrzymanie, niż je redukuje.

"Oszukać przeznaczenie" po mielecku. Stal stawia na trenera, który trzy razy spadał z ekstraklasy

Mało? No to porozmawiajmy o Stali. Zespół z Mielca jest tej wiosny najsłabszy w całej stawce, w ośmiu meczach 2023 roku zdobył trzy punkty, ani razu nie wygrywając. Stal Mielec to też zespół, który drugi rok z rzędu jest głównym faworytem do spadku, a jednak rundę jesienną pod wodzą Adama Majewskiego ponownie kończy w górnej połowie tabeli. Jednak i w przypadku wiosny mamy powtórkę z zeszłego sezonu, gdy spisuje się wręcz katastrofalnie i z każdą kolejką zsuwa się w dół klasyfikacji.

Tym razem zrobiło się jednak na tyle gorąco, że Majewskiego w Mielcu już nie ma. I choć 49-latkowi zasług w postaci robienia wyników ponad stan ze Stalą nie można odmówić, tak ta decyzja władz klubu nie jest specjalnie kontrowersyjna.

Co innego, jeśli chodzi o jego następcę. „Strażakiem" Stali został trener, który ma w swoim dorobku trzy spadki z najwyższej klasie rozgrywkowej w czterech sezonach. Taki niechlubny wpis – a w zasadzie kilka – ma w CV Kamil Kiereś.

Kieresiowi nie można odmówić tego, że jest „specjalistą od awansów". W końcu z GKS Bełchatów w 2014 roku awansował do ekstraklasy, a z Górnikiem Łęczna w latach 2019-21 pokonał drogę od II ligi do najwyższej klasy rozgrywkowej. Problem w tym, że dorobek Kieresia w ekstraklasie wygląda dramatycznie. Debiutancki sezon 2011/12 w GKS Bełchatów zdołał zakończyć tuż nad kreską, gdy koszmarny sezon zaliczyły ŁKS Łódź i Cracovia. Później było tylko gorzej. W sezonie 2012/13 został z GKS-u zwolniony po czterech porażkach w pierwszych czterech kolejkach. Wrócił do klubu, gdy ten po rundzie jesiennej miał zaledwie sześć punktów (tak samo jak Podbeskidzie, które przejął Czesław Michniewicz). I choć z ligi spadł ostatecznie zaledwie jeden zespół, gdyż licencji nie otrzymała Polonia Warszawa, wielka ucieczka powiodła się jedynie Podbeskidziu, które z Michniewiczem zdobyło 26 punktów przy i tak efektownej liczbie 25 pkt GKS-u Kieresia. Bełchatowianie spadli na kolejkę przed końcem, gdy w „meczu na wodzie" z Jagiellonią stracili gola na 1:1 w 90. minucie gry.

Kiereś w Bełchatowie jednak pozostał i szybko wrócił z GKS do ekstraklasy. W niej, w sezonie 2014/15 po 14 kolejkach zajmował nawet czwarte miejsce, po czym w kolejnych 11 meczach zdobył tylko pięć punktów i zsunął się tuż nad strefę spadkową. Kiereś został zwolniony, po czym tradycyjnie dla siebie i GKS-u wrócił, ale w czterech ostatnich kolejkach nie zdołał uratować zespołu przed degradacją.

Trzeci spadek miał już miejsce z Górnikiem Łęczna w poprzednim sezonie, gdy Kiereś z zespołem był praktycznie cały sezon w strefie spadkowej. I z niej Górnik, także po zmianie trenera w końcówce, już się nie wygrzebał. 48-latek ma na swoim koncie 99 meczów w ekstraklasie w roli trenera, w których jego średnia punktowa to zaledwie 1,11 pkt na mecz.

Czy Kamil Kiereś jest odpowiednią osobą do wyciągnięcia Stali z dołka? Na pierwszy rzut oka – to nie może się udać, ale w sumie wszyscy wiemy, jak klub z Mielca lubi oszukiwać przeznaczenie.

Nie każdy łysy Hiszpan to Guardiola. Ale czy Lechia Gdańsk o tym wie?

No i na koniec „creme de la creme" ligowych bałaganów, absurdów i zaniedbań, czyli Lechia Gdańsk. Już bez Tomasza Kaczmarka, a także już bez Marcina Kaczmarka, choć ten zdobył 20 punktów w 16 meczach, czyli punktował całkiem nieźle, jak na zespół walczący o utrzymanie.

Już chyba nikt w Gdańsku nie próbuje szukać logiki w postępowaniu władz Lechii. Klub totalnie zawalił letnie okno transferowe, drużyna nie poradziła sobie ani w pucharach, ani na początku nowego sezonu. Przez praktycznie całą jesień była w strefie spadkowej. W międzyczasie władze Lechii na nowego trenera zatrudniały związanego emocjonalnie z klubem Marcina Kaczmarka, który przez ponad dwa lata pozostawał bez pracy, po raz ostatni w ekstraklasie pracował pięć lat wcześniej, a i w niższych ligach nie wiodło mu się szczególnie. Dyrektorem sportowym klubu został z kolei były asystent Piotra Stokowca Łukasz Smolarow.

Kaczmarek zdołał na koniec jesieni zaliczyć ciekawą serię, wygrywając cztery z siedmiu meczów. Słowem: złapał kontakt z bezpieczną strefą. Cóż jednak z tego, skoro zimą Lechia praktycznie się nie wzmocniła – jedynymi liczącymi się nowymi piłkarzami zostali prawy obrońca Jakub Bartkowski i ofensywny pomocnik Kevin Friesenbichler.

No i zaskoczenie – wiosną dobrej serii z końcówki jesieni nie udało się pociągnąć. Lechia gra źle, miała już okazję grać z większością bezpośrednich rywali w walce o utrzymanie, a dalej jest pod kreską ze stratą trzech punktów do bezpiecznej strefy.

„Mądre głowy" w Gdańsku doszły oczywiście do wniosku, że winny jest trener Marcin Kaczmarek. Choć też nie potrafiły się w tej kwestii zdecydować. Przed wygranym 4:0 meczem z Miedzią negocjowały z Serbem Nestorem El Maestro, ale w ostatniej chwili zmieniły warunki kontraktu i Serb z Gdańska wyjechał. Po wygranej z Miedzią klub oznajmił, że "drużynie i sztabowi udzielono wspólnego wsparcia ponad podziałami". Nie zabrakło też hasztagu #CałaLechiaZawszeRazem.

„Zawsze razem", ale tylko do kolejnej porażki, czyli do następnej kolejki – Lechia uległa Warcie Poznań 0:2 i dwa dni później trenera Marcina Kaczmarka już nie było.

Do Trójmiasta w jego miejsce szerzej nieznany David Badia, który – co istotne – zgodził się podpisać kontrakt tylko do końca sezonu z opcją przedłużenia. 48-latek do 2021 r. mógł się pochwalić jedynie pracą z drużynami młodzieżowymi Barcelony i funkcją asystenta w kilku klubach. Później otrzymał szansę samodzielnego prowadzenia zespołu w trzech klubach z Cypru i wyglądało to tak:

  • Ethnikos Achnas (grudzień 2021 - marzec 2022) – spadek z ligi (bilans 3-3-6) + awans do ćwierćfinału Pucharu Cypru
  • AEK Larnaka (kwiecień – maj 2022) – bilans 3-3-1 (dwa zwycięstwa na koniec), wicemistrzostwo kraju + blamaż w Pucharze Cypru z... Ethnikosem.
  • Akritas Chlorakas (lipiec – grudzień 2022) – bilans 2-1-10 i już pewny spadek klubu

Słowem: Lechię Gdańsk ma uratować trener, który w półtora roku przyczynił się do dwóch spadków, a z jednego z czołowych klubów na Cyprze został wyrzucony po dwóch miesiącach.

Ale zawsze można liczyć na logikę Ekstraklasy

A jak nie można liczyć na kompetencje, zawsze pozostaje tzw. logika ekstraklasy. Tu nawet najdziwniejsze pomysły wypalają, najciekawsze nazwiska okazują się niewypałami, drużyny skazywane na spadek stają się rewelacją rozgrywek, a dobre i złe serie przerywane są w najmniej spodziewanym momencie. Wszystko zależy tylko od tego, za który kabel się chwyci.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.