Jedną z najbardziej absurdalnych wypowiedzi, jaką można było usłyszeć w mediach po meczu Czechy – Polska została wygłoszona przez byłą mistrzynię świata w boksie, Ewę Piątkowską. W programie "7 dni sport" powiedziała: - Uważam, że reprezentacja Polski to jakiś tragiczny twór, który powinien zostać rozwiązany. Występy tej kadry są tragiczne – stwierdziła.
Od razu przypomniały mi się czasy słusznie minione. Swego czasu w NRD – Niemieckiej Republice Demokratycznej – doszli do wniosku, że Wschodni Niemcy w koszykówce nie mają żadnych perspektyw medalowych. I wtedy Socjalistyczna Partia Jedności Niemiec postanowiła, że reprezentacja NRD już więcej w żadnym międzynarodowym turnieju nie zagra. I w 1973 r. kadra została rozwiązana.
W dzisiejszych czasach postulat Piątkowskiej nie ma żadnego sensu. Nie jesteśmy jakimś NRD, żeby zabraniać komukolwiek zrzeszania się i kontaktów międzynarodowych. Ale przecież nie o to w tym chodziło. Wypowiedź Piątkowskiej miała wywołać burzę i nic dziwnego, że kibice piłkarscy się oburzyli. Pięściarka chciała włożyć kij w mrowisko. I to się jej udało. Zyskała pięć minut sławy.
Jest jednak w tej wypowiedzi pewna intuicja, którą warto, by tzw. środowisko piłkarskie sobie przemyślało. Żyjemy przecież wciąż w jakieś iluzji. Takiej, że mecze drużyny narodowej mają być piłkarskim świętem, szczytem szczytów sportowych wzruszeń i emocji. Że cały naród kibicuje swoim piłkarzom itp.
Tymczasem to relikt poprzedniej epoki tak jak NRD. Tylko tacy niedzielni kibice jak Piątkowska czy inni, którzy się z nią zgadzają, żyją jeszcze jakimś powidokiem tamtych czasów. Poczytajcie prawdziwych ekspertów. Oni wytłumaczą wam, że kibice nie mają prawa niczego wymagać od kadry, bo pierwsze te mecze (z Czechami i Albanią) nie mają żadnego znaczenia, po drugie Fernando Santos – jak sam powiedział – dopiero się uczy, a po trzecie liczą się tylko punkty. Co prawda pierwszy i trzecie spostrzeżenie nie bardzo do siebie pasują, ale tylko dlatego, że trzeba je rozpatrywać na dwóch innych płaszczyznach.
I generalnie eksperci mają rację. Santos dopiero piłkarzy poznaje, szuka optymalnego ustawienia itd. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że obecny sezon jest zupełnie absurdalny z tzw. imprezą docelową, czyli mistrzostwami świata w środku. A to z kolei spowodowało, że lider polskiej kadry jest po mundialu nie do poznania. Usprawiedliwień beznadziejnej gry kadry można znaleźć dziesiątki. Tylko jakie to ma znaczenie dla kibica, który chciałby obejrzeć dobry mecz piłkarskiej kadry raz na pół roku? Żadne. Przecież tylko kadra interesuje znakomitą większość piłkarskiej widowni w Polsce. Dlatego kilka milionów ludzi – fakt, że coraz mniej – zasiada przed ekranami. I zamiast wzruszeń i emocji, pokazu sportowego kunsztu i ambicji dostają produkt nie do oglądania. Nic dziwnego, że chcą się później z tego wypisać. Mecze, które powinny być reklamą piłki nożnej, są jej antyreklamą.
To oczywiście jest tylko częściową winą samych piłkarzy i trenerów. To raczej konsekwencja absurdalnie rozbudowanego kalendarza piłkarskiego, w którym FIFA i UEFA dopisują na wyścigi kolejne pozycje. Piłka nożna zachowuje się jak monopolista na rynku. Działacze są tak pewni swego, że nie dbają o jakość swojego produktu, ale o jego ilość. Mecze rozgrywa się pod hasłem trzech "Z": zagrać, zarobić, zapomnieć. Takie podejście wytrzyma tylko najtwardszy elektorat. I tu nie ma dobrych wiadomości dla tych, którzy piłkę chcieliby obejrzeć z doskoku. Niestety, to jak w polityce - najtwardszy elektorat jest najważniejszy.