Los Czesława Michniewicza wydaje się przesądzony. Tutaj nie ma nic na swoją obronę

Bartłomiej Kubiak
10 meczów, siedem porażek. Tego już nie da się obronić. Przy całym szacunku i sympatii dla trenera Czesława Michniewicza, chyba czas się pożegnać - pisze Bartłomiej Kubiak ze Sport.pl.

W niedzielę Legię w Gliwicach mógł uratować Mahir Emreli. Gdyby w 4. minucie w jednej akcji dwukrotnie nie trafił w słupek, a do bramki, może ten mecz potoczyłby się inaczej. Ale no właśnie: może. Bo Emreli gola nie strzelił, także w drugiej połowie, kiedy znowu trafił w słupek. Pech? Być może, ale jego limit został już chyba wyczerpany. Problem? Już prędzej, bo to czwarty mecz z rzędu, w którym Emreli ma sytuacje i ich nie wykorzystuje.

Zobacz wideo Włoski dziennikarz chwali trzech piłkarzy Legii. „Podobał mi się już w meczu ze Spartakiem"

Zresztą Emreli nie jest jedyny, bo goli nie strzelają też inni legioniści. A do tego popełniają błędy w obronie i sami te gole tracą. Nie tworzą drużyny, bo choć nie wygląda, by grali na zwolnienie trenera i choć sami twierdzą, że jest inaczej, to na boisku nie stanowią jedności. Długimi fragmentami bywają rozkojarzeni, nerwowi, przygaszeni. W ekstraklasie w ogóle nie widać, by jeden piłkarz chciał umierać za drugiego. Tym bardziej - za trenera. Także poza boiskiem, bo odstawienie przed meczem z Piastem (1:4) od składu Lirima Kastratiego, Mattiasa Johansona, Lindsaya Rose, Jurgena Celhaki i zabranie do Gliwic tylko pięciu rezerwowych, jedynie to potwierdza.

Coraz trudniej jest szukać usprawiedliwień

1:3, 0:1, 0:3, 1:4. Lechia, Lech, Napoli, Piast. Cztery mecze, zero punktów, bramki 2-11. To bilans Legii z ostatnich trzech tygodni. Coraz trudniej jest szukać usprawiedliwień. Zasłaniać się niewykorzystanymi sytuacjami czy dobrymi wynikami w pucharach. Zresztą Czesław Michniewicz też jest tego świadomy, przed meczem z Piastem mówił tak: - Pewnie wielu się zdziwi, ale w klubie cały czas czuję wsparcie. Wiadomo, że nikt nie jest szczęśliwy, że mamy tylko dziewięć punktów, ale powtarzam: czuję to wsparcie, i to z każdej strony. Ale też wiem, że nie będzie ono trwało wiecznie. Musimy w końcu zacząć wygrywać.

No, ale jego Legia nie wygrywa. Czterech meczów z rzędu w ekstraklasie nie przegrała od 20 lat.

Tutaj Michniewicz nie ma nic na swoją obronę

Michniewicz miał zdobyć mistrzostwo - zdobył. Miał awansować do Ligi Europy - awansował. Mało tego, zdobył tam sześć punktów, po trzech meczach jego Legia jest liderem grupy. Ale jaka w tej chwili jest Legia - każdy widzi. Legia jest słaba i rozbita. Mocne słowa? W kontekście wyników w LE może i mocne. Ale w ekstraklasie? Prawdziwe. Siedem porażek w 10 meczach. Zero błysku, żadnej dominacji, brak sportowej złości, liderów, mistrzowskiego serca, choćby chęci przepychania meczów.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

Legia jest oczywiście w trudnej sytuacji, ma swoje problemy kadrowe, gra co trzy dni i nie ma czasu trenować. Ale równocześnie ma zbyt duży potencjał, markę i budżet, by grać w Polsce tak, jak gra. Miliony złotych zarobione w Europie, punkty zdobyte w fazie grupowej LE, to duży kapitał, ale jednocześnie sportowe zero, jeśli spojrzymy na sytuację w ekstraklasie.

Tutaj Michniewicz nie ma nic na swoją obronę. Zresztą sam chyba już bronić się nie chce, nie szuka wymówek. - Chciałbym z tego miejsca tylko przeprosić wszystkich sympatyków naszego klubu, którzy byli w Gliwicach i tych, którzy oglądali nas przed telewizorami za to, co się tutaj wydarzyło. Nie mam nic więcej do powiedzenia. Prosiłbym o niezadawanie pytań i o to, aby to uszanować - powiedział po meczu z Piastem, gdzie już w trakcie meczu, kiedy Legia traciła bramki, nie był tym samym Michniewiczem co zwykle. Energicznym, stojącym przy linii, denerwującym się, coś notującym i podpowiadającym piłkarzom. Tym razem siedział i tylko się przyglądał. To był też bardzo wymowny obrazek.

Co zrobi Dariusz Mioduski?

W Lidze Europy Legia może - czasem wygra po meczu dobrym, czasem po szczęśliwym. W ekstraklasie - Legia musi - wygrać zawsze i wszędzie. Tymczasem dziś mistrz Polski ma 18 punktów straty do lidera i nawet dwa zaległe mecze z Bruk-Betem i Zagłębiem nie dają żadnych gwarancji sześciu punktów. W tym sezonie hasło "bij mistrza" jest dla rywali wyjątkowo wdzięczne, bo ostatnio każdy bije Legię, jak chce. I Michniewicz jest twarzą tych porażek, niezależnie od okoliczności. Pewnie już niedługo, bo przy całym szacunku i sympatii dla trenera, chyba czas się pożegnać.

Nie wiem, co zrobi teraz Dariusz Mioduski. Nie wiem, czy też ma odpowiedniego następcę Michniewicza, bo to w ogóle powinno być w tej całej sytuacji kluczowe. Wiem tylko, że przed czwartkowym meczem z Napoli mówił, że jest cierpliwy. Ale dodawał, że cierpliwość też ma swoje granice i że Legia w końcu musi zacząć wygrywać. Może wykaże się cierpliwością totalną, dla siebie niespotykaną i pozwoli Michniewiczowi wyjść z kryzysu. Pozwoli mu budować dalej, ale to jest tak samo mało prawdopodobne, jak mistrzostwo Polski dla Legii w 2022 roku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.