• Link został skopiowany

Los Czesława Michniewicza wydaje się przesądzony. Tutaj nie ma nic na swoją obronę

Bartłomiej Kubiak
10 meczów, siedem porażek. Tego już nie da się obronić. Przy całym szacunku i sympatii dla trenera Czesława Michniewicza, chyba czas się pożegnać - pisze Bartłomiej Kubiak ze Sport.pl.
Dariusz Mioduski i Czesław Michniewicz
Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl | Fot. Pavel Golovkin / AP Photo

W niedzielę Legię w Gliwicach mógł uratować Mahir Emreli. Gdyby w 4. minucie w jednej akcji dwukrotnie nie trafił w słupek, a do bramki, może ten mecz potoczyłby się inaczej. Ale no właśnie: może. Bo Emreli gola nie strzelił, także w drugiej połowie, kiedy znowu trafił w słupek. Pech? Być może, ale jego limit został już chyba wyczerpany. Problem? Już prędzej, bo to czwarty mecz z rzędu, w którym Emreli ma sytuacje i ich nie wykorzystuje.

Zobacz wideo Włoski dziennikarz chwali trzech piłkarzy Legii. „Podobał mi się już w meczu ze Spartakiem"

Zresztą Emreli nie jest jedyny, bo goli nie strzelają też inni legioniści. A do tego popełniają błędy w obronie i sami te gole tracą. Nie tworzą drużyny, bo choć nie wygląda, by grali na zwolnienie trenera i choć sami twierdzą, że jest inaczej, to na boisku nie stanowią jedności. Długimi fragmentami bywają rozkojarzeni, nerwowi, przygaszeni. W ekstraklasie w ogóle nie widać, by jeden piłkarz chciał umierać za drugiego. Tym bardziej - za trenera. Także poza boiskiem, bo odstawienie przed meczem z Piastem (1:4) od składu Lirima Kastratiego, Mattiasa Johansona, Lindsaya Rose, Jurgena Celhaki i zabranie do Gliwic tylko pięciu rezerwowych, jedynie to potwierdza.

Coraz trudniej jest szukać usprawiedliwień

1:3, 0:1, 0:3, 1:4. Lechia, Lech, Napoli, Piast. Cztery mecze, zero punktów, bramki 2-11. To bilans Legii z ostatnich trzech tygodni. Coraz trudniej jest szukać usprawiedliwień. Zasłaniać się niewykorzystanymi sytuacjami czy dobrymi wynikami w pucharach. Zresztą Czesław Michniewicz też jest tego świadomy, przed meczem z Piastem mówił tak: - Pewnie wielu się zdziwi, ale w klubie cały czas czuję wsparcie. Wiadomo, że nikt nie jest szczęśliwy, że mamy tylko dziewięć punktów, ale powtarzam: czuję to wsparcie, i to z każdej strony. Ale też wiem, że nie będzie ono trwało wiecznie. Musimy w końcu zacząć wygrywać.

No, ale jego Legia nie wygrywa. Czterech meczów z rzędu w ekstraklasie nie przegrała od 20 lat.

Tutaj Michniewicz nie ma nic na swoją obronę

Michniewicz miał zdobyć mistrzostwo - zdobył. Miał awansować do Ligi Europy - awansował. Mało tego, zdobył tam sześć punktów, po trzech meczach jego Legia jest liderem grupy. Ale jaka w tej chwili jest Legia - każdy widzi. Legia jest słaba i rozbita. Mocne słowa? W kontekście wyników w LE może i mocne. Ale w ekstraklasie? Prawdziwe. Siedem porażek w 10 meczach. Zero błysku, żadnej dominacji, brak sportowej złości, liderów, mistrzowskiego serca, choćby chęci przepychania meczów.

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

Legia jest oczywiście w trudnej sytuacji, ma swoje problemy kadrowe, gra co trzy dni i nie ma czasu trenować. Ale równocześnie ma zbyt duży potencjał, markę i budżet, by grać w Polsce tak, jak gra. Miliony złotych zarobione w Europie, punkty zdobyte w fazie grupowej LE, to duży kapitał, ale jednocześnie sportowe zero, jeśli spojrzymy na sytuację w ekstraklasie.

Tutaj Michniewicz nie ma nic na swoją obronę. Zresztą sam chyba już bronić się nie chce, nie szuka wymówek. - Chciałbym z tego miejsca tylko przeprosić wszystkich sympatyków naszego klubu, którzy byli w Gliwicach i tych, którzy oglądali nas przed telewizorami za to, co się tutaj wydarzyło. Nie mam nic więcej do powiedzenia. Prosiłbym o niezadawanie pytań i o to, aby to uszanować - powiedział po meczu z Piastem, gdzie już w trakcie meczu, kiedy Legia traciła bramki, nie był tym samym Michniewiczem co zwykle. Energicznym, stojącym przy linii, denerwującym się, coś notującym i podpowiadającym piłkarzom. Tym razem siedział i tylko się przyglądał. To był też bardzo wymowny obrazek.

Co zrobi Dariusz Mioduski?

W Lidze Europy Legia może - czasem wygra po meczu dobrym, czasem po szczęśliwym. W ekstraklasie - Legia musi - wygrać zawsze i wszędzie. Tymczasem dziś mistrz Polski ma 18 punktów straty do lidera i nawet dwa zaległe mecze z Bruk-Betem i Zagłębiem nie dają żadnych gwarancji sześciu punktów. W tym sezonie hasło "bij mistrza" jest dla rywali wyjątkowo wdzięczne, bo ostatnio każdy bije Legię, jak chce. I Michniewicz jest twarzą tych porażek, niezależnie od okoliczności. Pewnie już niedługo, bo przy całym szacunku i sympatii dla trenera, chyba czas się pożegnać.

Nie wiem, co zrobi teraz Dariusz Mioduski. Nie wiem, czy też ma odpowiedniego następcę Michniewicza, bo to w ogóle powinno być w tej całej sytuacji kluczowe. Wiem tylko, że przed czwartkowym meczem z Napoli mówił, że jest cierpliwy. Ale dodawał, że cierpliwość też ma swoje granice i że Legia w końcu musi zacząć wygrywać. Może wykaże się cierpliwością totalną, dla siebie niespotykaną i pozwoli Michniewiczowi wyjść z kryzysu. Pozwoli mu budować dalej, ale to jest tak samo mało prawdopodobne, jak mistrzostwo Polski dla Legii w 2022 roku.

Więcej o: