• Link został skopiowany

Oto największy wygrany zgrupowania. Probierz zaczął go budować już miesiąc temu

Jednym zwycięstwem z Łotwą (2:0) nie dało się osłodzić goryczy z całego roku, ale można było zacząć budowę zespołu pod baraże. I zalążki tej budowy zaczynamy powoli dostrzegać. Polska częściowo zrealizowała plan Michała Probierza, pokazując przy okazji, że selekcjoner ma w szatni spory posłuch. Największym wygranym zgrupowania jest Nicola Zalewski, ale konkurencja nie była duża.
Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza

Przyjemny mecz bez stawki, będący dobrą okazją do postrzelania goli i zakończenia 2023 roku z uśmiechem, niespodziewanie przerodził się w początek przygotowań do barażów mistrzostw Europy. Jego atrakcyjność od tego nie wzrosła - stąd bardzo dużo wolnych krzesełek na trybunach, ale znaczenie już tak. Raz, że reprezentacja po kompletnie zawalonych eliminacjach nie mogła zmarnować już żadnej okazji, by wygrać w przyzwoitym stylu. Dwa, że dla Michała Probierza, będącego w niedoczasie, każdy rozegrany mecz jest cenny. A trzy - drzwi do kadry są tak szeroko otwarte, a próg wejścia na niektóre pozycje tak niski, że żaden z piłkarzy nie mógł nie spróbować zabłysnąć.

Zobacz wideo Mocne sceny po meczu reprezentacji Polski. "To ja, Robert i Wojtek"

Przeciętny mecz skończył się zwycięstwem 2:0. Oto kilka wniosków: o realizacji planu, poprawie na początku meczu, rywalu i największym wygranym całego zgrupowania.

Brawa za początek. I tylko za początek 

Była 8. minuta, gdy Polacy odebrali nagrodę za dobry początek meczu. Nicola Zalewski dośrodkował na dalszy słupek, a Przemysław Frankowski dostawił stopę. Do tego momentu Łotysze właściwie nie wychodzili za połowę, niemal w ogóle nie mieli piłki i wydawało się, że poznają miejsce w szeregu. Wreszcie Polska weszła na boisko pewna siebie i świadoma przewagi. W końcu swoją postawą wyhamowywała rywali, a nie ich nakręcała. Gol był tego potwierdzeniem. 

To ważne nawet, jeśli naprzeciwko byli wyciągnięci z czeluści rankingu FIFA Łotysze. Skoro Mołdawia potrafiła rozgościć się na Stadionie Narodowym i przez pierwszy kwadrans zestresować pressingiem całą polską defensywę, skoro Wyspy Owcze po kilkunastu minutach meczu uznały, że nie ma czego się bać, a Czesi w Pradze już po trzech minutach prowadzili 2:0 i początek rewanżu mieli równie odważny, choć bez zdobytej bramki, to nie sposób nie zauważyć postępu. Często na początku meczów ważniejsze od nóg są głowy, tymczasem reprezentacja Polski przez całe eliminacje miała naprzemiennie problemy z koncentracją, z wiarą w siebie, z zachowaniem odwagi i udźwignięciem presji. 

Podobnie wyglądał też początek drugiej połowy. Polacy wyszli z szatni naładowani i zmotywowani, by szybko zdobyć kolejną bramkę. I zdobyli ją już po trzech minutach. Znów dośrodkował Zalewski, a głową pięknie uderzył Robert Lewandowski. Skoro Polacy najlepiej prezentowali się za każdym razem, gdy wychodzili z szatni, trudno nie dostrzec w tym wpływu Michała Probierza. W głowach wciąż dźwięczały nam jego rozprawy z konferencji prasowych nad zastosowaniem ostrzejszego pressingu, ale wreszcie zobaczyliśmy to na boisku. To niejako potwierdza opinie, które docierały do nas w ostatnich dniach, że nowy selekcjoner "kupił" zespół swoim działaniem - decyzjami, poziomem odpraw, pomysłami i wypowiedziami.

Reprezentacja zrealizowała część planu Probierza. Ale do poprawy jest dużo

Na trybunach zasiadło tego wieczoru sporo dzieci, które cienkimi głosami zaraz po golach skandowały "jeszcze jeden!". Nawet najmłodsi wiedzieli, że warto pójść za ciosem. Piłkarze mieli jednak z tym spory problem i w następnych minutach po strzeleniu gola zdejmowali nogę z gazu, a na boisko wkradała się znana z ostatnich miesięcy nuda. Łotysze śmiało z tego korzystali: w pierwszej połowie przeprowadzili dwie sprawne kontry, a po przerwie oddali dwa całkiem niezłe strzały. Potwierdzało się, że Polska przeciwko nikomu nie jest bezpieczna i nawet niskiej jakości rywal potrafi jej zagrozić.

Probierz dzień przed meczem nie tylko zdradził wyjściową jedenastkę i prawdopodobne zmiany. Naszkicował też plan gry i ułożył listę priorytetów. - Chcemy grać agresywnie, do przodu. Rozpoczynać akcje od rozegrania środkowych obrońców, przesuwać to przez środek pola, wykorzystywać boczne sektory, szybciej zmieniać stronę i lepiej wykańczać akcje. Chcemy też w tym meczu lepiej wykorzystywać stałe fragmenty gry w ofensywie - mówił.

Zatem po kolei. Agresja - była, choć głównie wtedy, gdy piłkarze byli świeżo po wyjściu z szatni. Środkowi obrońcy próbowali rozgrywać, ale wkradały się błędy i nerwy, gdy Łotysze podchodzili do nich agresywniej. Akcja w bocznym sektorze pod koniec pierwszej połowy jest tego najlepszym dowodem. Środek pola - niestety, tu widzimy największe braki. Był przewidywalny, mało kreatywny. Na tle Łotwy chcielibyśmy zobaczyć więcej kombinacyjnych zagrań i kreatywnych podań przy polu karnym. Wykończenie akcji? Na pewno było lepsze niż w meczach z Mołdawią i Wyspami Owczymi, choć i tu był potencjał na więcej, bo dobre okazje marnowali Zalewski i Szymański. Stałe fragmenty? Polska miała osiem rzutów rożnych i kilka rzutów wolnych z okolic pola karnego, ale nie stworzyła po nich większego zagrożenia.

Dośrodkowania Zalewskiego ozdobiły zgrupowanie

Probierz sporo mówił też o dośrodkowaniach. - Ciągle mi zarzucają, że dośrodkowujemy. Probierz nie ma stylu, więc dośrodkowuje. To nie jest tak. Dośrodkowanie też jest stylem. Moje zespoły grają agresywnie i potrafią dobrze dogrywać piłki. Będziemy z tego korzystać, ale pracujemy też nad innymi rozwiązaniami. Każdy zawodnik dostał od nas indywidualną analizę ze wskazówkami, co chcemy, żeby poprawił i nad czym może pracować w klubie, by później przenieść to też na reprezentację.

Wszystkie trzy gole na tym zgrupowaniu padły po dośrodkowaniach. Co istotne - za każdym razem centrował Zalewski. Sęk w tym, że dośrodkowanie dośrodkowaniu nierówne. Bywa, że centry są rozwiązaniem prowizorycznym, jednym, jakie pozostaje mało kreatywnemu zespołowi. W dodatku nie zawsze są przygotowane i zagrywane z sensem, więc szansa na stworzenie po nich zagrożenia jest niewielka. Co do stosunkowo niskiej skuteczności dośrodkowań zgadzają się analitycy i czołowi trenerzy na świecie - choćby Juanma Lillo, asystent i mentor Pepa Guardioli, przekonuje, że da się znacznie lepiej rozwiązać akcję w bocznym sektorze niż poprzez wstrzelenie piłki w pole karne. Polska takich dośrodkowań w ostatnich czterech meczach miała sporo.

Ale zdarzały się też perełki. Zalewski najpierw przygotowuje sobie pozycję, później podnosi głowę, potrafi jeszcze po drodze zwieść rywala i wreszcie dośrodkowuje w odpowiednie miejsca - z Czechami w martwą strefę między obrońców a bramkarza, z Mołdawią na nieobstawiony dalszy słupek i wprost na głowę Lewandowskiego. Zalewski jest po prostu w tym elemencie gry bardzo dobry. Ma odpowiednią technikę, spokój i wyczucie. Nie każdy polski piłkarz, również szukający okazji do dośrodkowania, może to o sobie powiedzieć. 

Słowem: widać, że Probierz wdraża swój styl, a reprezentacja przez część meczu - 25-30 minut? - potrafi realizować jego pomysł. Ale do poprawy wciąż jest sporo. Każdy z wymienionych przez selekcjonera aspektów można jeszcze zdecydowanie rozwinąć. 

Prorok w PZPN? Łotwa dobrym przeciwnikiem

Ten mecz był ustalany w innej rzeczywistości. Pieczątkę pod jego rozegraniem przybijał jeszcze Fernando Santos mniej więcej w czasie, gdy przepychał się z PZPN o ustalony przed wyjazdem do Kiszyniowa sparing z Niemcami. Jego znacznie miało być mniejsze, a okoliczności rozegrania zupełnie inne, ale klęska w eliminacjach i konieczność gry w barażach zmieniły wszystko. Wiemy już, że następnym rywalem Polski będzie Estonia. Dobór sparingpartnera okazał się więc proroczy: Łotwa to rywal podobnej klasy, zbliżony geograficznie, stylowo i ostatnimi wynikami.

Łotwa w eliminacjach Euro wygrała tylko jeden mecz z Armenią i przegrała siedem pozostałych (z Walią, Turcją i Chorwacją), miała bilans bramek 5-19, a Estonia była jeszcze gorsza - jeden remis i siedem porażek w grupie z Belgią, Austrią, Szwecją i Azerbejdżanem. Łotwa jest na 121. miejscu w rankingu FIFA. Estonia na 116. Z niewiele znaczącego sparingu wyszło zatem niezłe przetarcie przed barażami. Polacy mniej więcej wiedzą już, jakiego meczu spodziewać się w marcu.

- Często my, Polacy, uważamy, że reszta świata to ogórki i nie potrafi grać w piłkę. Wydaje nam się, że jesteśmy takim krajem, który powinien regularnie ich ogrywać - mówił Probierz dzień przed meczem. Zarówno w przypadku Łotwy, jak i Estonii mówimy jednak o najgorszych zespołach w Europie. Patrząc na ranking, za Łotwą jest tylko osiem zespołów. Trzeba więc wymagać awansu, zakładać dominację i nawet nie godzić się na wielkie nerwy i oddanie inicjatywy. A przed zlekceważeniem powinny uchronić piłkarzy wspomnienia z meczów z Mołdawią. Ona w tych rankingach jest za Estonią i Łotwą.

Największy wygrany zgrupowania. Konkurencja nie była duża

Dopiero okaże się, co realnie udało się zbudować podczas listopadowego zgrupowania. Michał Probierz wreszcie miał czas, by przeprowadzić kilka prawdziwych treningów, niebędących jedynie rozruchem lub ćwiczeniem stałych fragmentów gry. Do tego doszły dwa mecze bez większej presji. Selekcjoner mógł eksperymentować i sprawdzać przeróżne rozwiązania. Mamy wrażenie, że podszedł do tego rozsądnie. Nie dokonał hurtowych zmian. Wyjściowy skład na mecz z Łotwą pełen był zawodników, którzy zagrali też z Czechami. Jeśli dawał szansę - np. Mateuszowi Wietesce czy kolejny raz Jakubowi Piotrowskiemu, to w otoczeniu podstawowych piłkarzy. To szansa bardziej miarodajna niż wrzucenie na boisko wszystkich nowych piłkarzy na raz. Pojawili się też debiutanci - Bartłomiej Wdowik i Karol Struski - ale dopiero w drugiej połowie. 

Od miesięcy w kadrze nie udało się niczego zbudować. Okres Fernando Santosa był kompletnie stracony i pozostały po nim tylko straty w tabeli kwalifikacji Euro. Po listopadowym zgrupowaniu da się dostrzec postęp. Zostaje przede wszystkim Nicola Zalewski na lewym wahadle. To pozycja, z której obsadzeniem Polska już wielokrotnie miała problemy - choćby podczas mundialu, który samego Zalewskiego wyraźnie przerósł. To jednak piłkarz z bardzo dużym potencjałem i zestawem umiejętności, których brakuje większości kadrowiczów. Najbardziej podoba nam się jego nastawienie: że chce grać do przodu, mijać  rywali i podejmować ryzyko. Nie panikuje z piłką, ma dobrą technikę, rozdaje asysty. To też piłkarz, którego Probierz w październiku zaczął odbudowywać odesłaniem na mecze młodzieżówki. Tam, grając z Estonią, robił właściwie wszystko to, co zobaczyliśmy w meczach z Czechami i Łotwą. 

Pisaliśmy wtedy: "To jeden z nielicznych ofensywnych polskich piłkarzy z dobrym dryblingiem, co udowadniał już w dorosłej kadrze. Z Estonią grał tak, jak opisywał to Czesław Michniewicz na jednym ze spotkań przed mundialem: że to zawodnik, którego pierwszą myślą po przyjęciu piłki jest okiwanie obrońcy. Ten sezon w Romie nie jest dla niego udany, ale pierwsza reprezentacja nie może go przeoczyć. Probierz był z nim w kontakcie, zanim wysłał powołania na wrześniowe zgrupowanie, ale - jak mówił sam selekcjoner na pierwszej konferencji prasowej - obaj zgodzili się, że w tym momencie Zalewski najbardziej potrzebuje minut, by wrócić do formy, a więcej dostanie ich w młodzieżówce. Plan wypalił". 

Teraz wypalił tym bardziej. Zalewski jest największym wygranym zgrupowania. Szkoda jedynie, że nie miał zbyt dużej konkurencji.

Więcej o:

WynikiTabela