Reprezentacja Polski zremisowała w piątek ostatnie spotkanie el. Euro 2024 z Czechami 1:1 i tym samym zaprzepaściła szanse na bezpośredni awans na ME. Mimo to, że będziemy mieli jeszcze okazję, aby dostać się na to wydarzenie poprzez baraże, to wydaje się, że nadzieje stracili polscy kibice. Nie tak dawno informowaliśmy o tym, że bilety na towarzyskie starcie z Łotwą sprzedają się fatalnie. I teraz to się potwierdziło.
Nie ma co ukrywać, że spotkania "o coś" zawsze wzbudzają większe emocje wśród kibiców, niż mecze towarzyskie. Z drugiej strony, choć we wtorek rywalem była słabiutka Łotwa, to jednak wciąż chodziło o reprezentację Polski, rozgrywającą spotkanie na Stadionie Narodowym w Warszawie. Wydawało się, że dla kibiców powinna być to motywacja, by kupić bilet i pojawić się na obiekcie. Jak się okazało, było zupełnie inaczej.
Tuż przed rozpoczęciem wtorkowego starcia z Łotwą Dominik Wardzichowski ze Sport.pl zamieścił wpis na Twitterze, przedstawiając pustą trybunę nad miejscami dla prasy na Stadionie Narodowym w Warszawie, a ponadto całą perspektywę stadionu. Wyglądało to bardzo kiepsko:
"Rekord gibraltarski zagrożony" - dodał Jakub Seweryn, przypominając starcie Polaków z Gibraltarem z 2015 roku. Wtedy na trybunach Stadionu Narodowego pojawiło się dokładnie... 27 763 fanów.
Wardzichowski dodał, że przy tak słabej frekwencji na trybunach nie zrobiono tzw. kartoniady, jak to miało miejsce dotychczas. Podczas hymnu narodowego kibice będący na górnej trybunie podnosili zawsze białe barwy, natomiast ci znajdujący się na dolnych sektorach - czerwone, symbolizujące naszą flagę.
- To jest smutny, przygnębiający widok. Przyzwyczajeni jesteśmy do kompletu widzów, kartoniady. Dzisiaj widzimy kilkanaście tys. wolnych krzesełek - podsumował komentujący mecz Mateusz Borek.
Po pierwszej połowie reprezentacja Polski prowadziła z Łotwą 1:0 po golu Przemysława Frankowskiego, który wykorzystał fantastyczne dogranie Nicoli Zalewskiego. I choć początek spotkania w wykonaniu piłkarzy Michała Probierza był całkiem niezły, to z każdą kolejną minutą wyglądało to niestety coraz gorzej. Ostatecznie Biało-Czerwoni wygrali z Łotwą 2:0 - na początku drugiej połowy do siatki gości trafił Robert Lewandowski po kolejnej asyście Zalewskiego.