- Jeśli macie kartę Hayya, wejdziecie bez problemu - przekonywał taksówkarz z Bangladeszu, który podwoził nas pod strefę kibica. Ta w centrum Dohy została otwarta w sobotę, dzień przed meczem Kataru z Ekwadorem. Pierwszego dnia więcej w niej było muzyki. Drugiego - sportu. W oba dni była jednak pełna kibiców, którzy po wejściu do środka - co wcale nie było takie proste - świetnie się bawili. Zobaczcie poniższy materiał wideo:
- Katarczycy, kocham was - krzyczał ze sceny Maluma, kolumbijski wokalista, który w sobotę dał blisko dwugodzinny koncert. Nie wszyscy mogli go jednak zobaczyć i usłyszeć na żywo. My też się spóźniliśmy, bo podpowiedzi taksówkarza z Bangladeszu ustawiły nas w długich kolejkach. Gdy setki osób ścisnęły się w środku, tysiące innych wciąż czekało na zewnątrz, wykłócało się z ochroną i policją.
Czekaliśmy razem z nimi. A raczej tłoczyliśmy się w kolejkach z miejscowymi, którzy również okupowali bramki dla mediów. Tym wejściem też próbowali wedrzeć się do strefy kibica. Bezskutecznie. My także w pewnym momencie byliśmy bliscy zrezygnowania, bo po kilkunastu minutach stania okazało się, że turniejowa akredytacja i karta Hayya - dokumenty pełne wrażliwych danych i żmudnych procedur, które trzeba było przejść, by w ogóle móc przylecieć do Kataru - to było za mało, by wejść do strefy kibica.
Okazało się, że potrzebne były dodatkowe pieczątki. I choć samo ich wyrabianie trwało chwilę, dowiedzenie się, gdzie można to zrobić - dodajmy, że od innych polskich dziennikarzy, bo miejscowe służby nie potrafiły nam tego wytłumaczyć - zajęło ponad pół godziny.
A to nie był koniec stania w kolejkach, bo później znowu było przeciskanie się przez tłum do bramek dla mediów, które nadal były zamknięte. Mimo posiadania już odpowiedniej akredytacji wciąż nie mogliśmy wejść do środka. - Wpuścicie nas w końcu? Jesteśmy gośćmi VIP od głównego sponsora, Coca-Coli - denerwowało się dwóch Amerykanów, którzy po mniej więcej 10 minutach pokonali bramki. I znaleźli się w końcu po drugiej stronie. Tej właściwej, czyli w strefie kibica - a my razem z nimi - kończył się właśnie koncert Malumy.
- Dzisiaj bawimy się i tańczymy, a jutro? A jutro zobaczymy. Jutro będzie jutro! To będzie pierwszy dzień mistrzostw: Katar gra z Ekwadorem, ale pomyślimy o tym później. Tymczasem zróbcie hałas i rozkręćcie tę imprezę jeszcze bardziej - wykrzykiwał konferansjer, który pojawił się na scenie chwilę po koncercie Malumy.
Oprócz setek tysięcy miejscowych w tłumie wyróżniali się wtedy przede wszystkim kibice z Argentyny, Meksyku, Hiszpanii. Krzyczeli, śpiewali, oblewali się piwem, a nawet podrzucali reportera ESPN, który ze strefy kibica nadawał relację na żywo. Tym, którym udało się pierwszego dnia wejść do środka, mogli poczuć atmosferę piłkarskiego święta jeszcze przed oficjalnym otwarciem mundialu. Zabawa trwała w najlepsze. Niestety do czasu, bo w pewnym momencie znowu zrobiło się nerwowo. Już nie tylko przed strefą, ale także w samej strefie - tuż obok baraków, w kolejce do męskich toalet.
- Człowieku, ja muszę siku. Ja naprawdę muszę siku - wykrzykiwał zniecierpliwiony kibic w barwach Argentyny do katarskiej policji, która pilnowała wejścia do toalet. Te w pewnym momencie zostały zamknięte. Odgrodzone nie tylko policją, ale także metalowymi bramkami. - Po drugiej stronie sceny są następne. Prosimy kierować się tam. Tutaj nie wejdziecie. A dlaczego? Bo nie, są zamknięte. Przepraszam, nie mówię po angielsku - nagle zapomniał angielszczyzny jeden z policjantów, który chwilę wcześniej komunikował się w tym języku bardzo sprawnie. To były kuriozalne sceny, potęgujące frustracje wszystkich, którzy potrzebowali skorzystać z toalet.
"To zemsta Allaha" - rzucił w pewnym momencie jeden z kibiców, który stał z resztką piwa w plastikowym kubku. To też była przyczyna stania w kolejce. Właśnie piwo, które w sobotę i w niedzielę można było nabyć w strefie kibica za 50 riali (ok. 62 zł). Chętnych nie brakowało. I to mimo zamkniętych toalet, bo po piątkowej decyzji władz Kataru o wycofaniu piwa ze stadionów, kibicom do spożywania alkoholu zostały w zasadzie tylko strefy kibica.
W tym ta w centrum Dohy - największa, gdzie przez pierwsze dwa dni przewinęło się setki tysięcy ludzi, a i tak nie wszystkim udało się wejść do środka.