Paparazzi robili Polakom zdjęcia w hotelu. "To nie to samo, co cztery lata temu"

- Mamy teraz więcej spokoju. To nie jest to samo, co cztery lata temu, kiedy w hotelu robiono nam zdjęcia - powiedział Bartosz Bereszyński, który w niedzielę wspominał poprzedni mundial w Rosji.

Te wspomnienia nie są najlepsze. Przede wszystkim dlatego, że Polska cztery lata temu zajęła ostatnie miejsce w grupie i pożegnała się z turniejem po trzech meczach. Atmosfera popsuła się po pierwszym spotkaniu - porażce 1:2 z Senegalem - kiedy kadra Adama Nawałki poza obowiązkowymi konferencjami wymaganymi przez FIFA praktycznie odseparowała się od dziennikarzy. Ale nerwowo było już przed meczem. Opalający się bez koszulek Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik, Jakub Błaszczykowski - już pierwszego dnia pobytu w Hyatcie w Soczi polscy piłkarze zostali sfotografowani z okien sąsiedniego hotelu przez paparazzich. - Chyba nikt nie chciałby, żeby ktoś robił mu zdjęcia z ukrycia. A z tego, co wiem, odpowiednie służby w Rosji już się tym zajęły. Panowie musieli się gęsto tłumaczyć ze swojej obecności tutaj - mówił nam wówczas rzecznik PZPN Jakub Kwiatkowski

Zobacz wideo Dziennikarze Sport.pl są już w Katarze

Może i się tłumaczyli, ale kilka dni później zrobili kolejne zdjęcia. Także z ukrycia i także na basenie. Ukazały się w "Fakcie", gdzie zobaczyliśmy m.in. uśmiechniętego Milika, Wojciecha Szczęsnego, Macieja Rybusa czy całego przemoczonego Nawałkę. "Takie sceny dzień po wstydliwej klęsce muszą zaskakiwać. Pojawia się pytanie, czy hotel w centrum miasta, w którym na co dzień nie brakuje podobnych widoków, to aby na pewno dobre miejsce na złapanie turniejowej koncentracji i nastawianie się na walkę o najwyższe cele? My zaczynamy mieć wątpliwości. Można odnieść wrażenie, że nasi zawodnicy pojechali do Rosji nie na pierwszy od 12 lat mundial, a na wakacje. Czy tak wyglądają piłkarze, którzy właśnie zaliczyli łomot? - pytał wówczas "Fakt".

"W Katarze mamy więcej spokoju"

W Katarze dziennikarzy jest mniej niż cztery lata temu na mundialu w Rosji, bo tym razem Polska nie wykorzystała całej puli akredytacji. Ale to nie jedyna zmiana, bo dwupiętrowy hotel Ezdan Palace nijak ma się do warunków, w jakich reprezentacja Polski zamieszkała cztery lata temu w Soczi. Wielki wieżowiec był wtedy co prawda szczelnie pilnowany przez policję, ale znajdował się samym centrum miasta. Od razu rzucał się w oczy. I z każdej strony był odkryty dla przechodniów, ale też - paparazzich.

Teraz jest zupełnie inaczej. Hotel Ezdan Palace nie tylko oddzielony jest od innych budynków wysokim murem, ale jest przede wszystkim dwupiętrowy. Taki właśnie miał być. Czesław Michniewicz świadomie wybrał akurat to miejsce pobytu dla swojej drużyny. Z dala od centrum Dohy, ale 20 minut jazdy autokarem od Stadionu 974, gdzie zagramy z Meksykiem i Argentyną oraz zaledwie sześć minut od Education City Stadium w Ar-Rajjan, gdzie Polska w drugim meczu fazy grupowej zmierzy się z Arabią Saudyjską.

- W Katarze mamy więcej spokoju. To nie jest to samo, co cztery lata temu w Rosji, kiedy w hotelu robiono nam różne zdjęcia - przypomniał w niedzielę Bartosz Bereszyński, który dodał, że w Rosji kadra miała też większą styczność z hotelowymi gośćmi. - Tutaj tego nie ma, bo mamy dla siebie całe piętro. Nie jesteśmy oblegani, jest zdecydowanie więcej swobody. Do tego dochodzi baza treningowa. Boiska są dobrze przygotowane. Aklimatyzacja też przebiega bardzo sprawnie. Nawet jestem trochę zaskoczony, bo każdy z nas w Katarze spodziewał się dużych upałów, a nie jest tak źle. Warunki są sprzyjające do trenowania i grania w piłkę. W hotelu też mamy ciszę i spokój. Jest zupełnie inaczej niż cztery lata temu w Soczi, gdzie tej prywatności mieliśmy niewiele. Jak w zeszłym roku w Sopocie, gdzie szykowaliśmy się do Euro - przyznał Bereszyński, który na niedzielnej konferencji prasowej pojawił się wraz z Sebastianem Szymańskim.

Obaj mają duże szanse, by w meczu otwarcia z Meksykiem zagrać od pierwszej minuty. Początek spotkania we wtorek o 17.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.