Reprezentacja Polski już w piątek mogła zapewnić sobie grę w marcowych barażach o przyszłoroczne mistrzostwa świata w Katarze. Aby tak się stało, Polacy musieli w piątkowy wieczór pokonać na wyjeździe Andorę oraz liczyć na to, że Albańczycy nie zdołają wygrać na Wembley z prowadzącą w grupie I drużyną wicemistrzów świata - Anglii.
Selekcjoner Paulo Sousa zdecydował się na bardzo ofensywną jedenastkę, ale nie dał szansy od pierwszej minuty Matty'emu Cashowi, który zasiadł na ławce rezerwowych. Od pierwszej minuty zagrali za to Kamil Jóźwiak, Przemysław Frankowski, a nawet po raz pierwszy od marca Arkadiusz Milik, który zajął miejsce obok Roberta Lewandowskiego. Nowością była także pozycja Macieja Rybusa, który znalazł się w trójce stoperów obok Bartosza Bereszyńskiego i Kamila Glika.
Mecz w Andorra di Vella rozpoczął się dokładnie tak, jak Polacy by sobie tego życzyli. Już w 15. sekundzie gry Ricardowi Fernandezowi "przepaliło styki" i celowo łokciem zaatakował on Kamila Glika. Ku swemu zdziwieniu sędzia John Beaton ze Szkocji nie wziął pod uwagę, że to dopiero pierwsze sekundy spotkania i bezlitośnie pokazał napastnikowi Andory czerwoną kartkę.
Więcej treści sportowych znajdziesz na Gazeta.pl!
Gospodarze grali więc przez cały mecz w osłabieniu, a Biało-Czerwoni szybko z tego korzystali. W szóstej minucie gry sytuacji sam na sam nie zmarnował Robert Lewandowski i Polacy objęli prowadzenie. Pięć minut później dośrodkowanie Przemysława Frankowskiego wykończył z bliska drugi wahadłowy, Kamil Jóźwiak, i reprezentacja Polski szybko wjechała na autostradę do zwycięstwa.
Przy dwubramkowym prowadzeniu piłkarze Paulo Sousy obniżyli loty i nie grali już tak dobrze, jak w pierwszym kwadransie. Żeby tego było mało, tuż przed przerwą pozwolili Andorze na zdobycie bramki kontaktowej. Po centrze z rzutu wolnego Joana Cervosa piłkę głową musnął jeszcze Marc Vales i nieoczekiwanie zaskoczył Wojciecha Szczęsnego.
Na odpowiedź Polaków nie trzeba było jednak czekać nawet przez przerwę, bo jeszcze przed ostatnim gwizdkiem w pierwszej połowie zamieszanie w polu karnym gospodarzy wykorzystał Arkadiusz Milik i płaskim strzałem z kilku metrów trafił na 3:1.
Po zmianie stron emocji wielkich już nie było. Polacy próbowali podwyższyć swoje prowadzenie, ale kolejne próby Roberta Lewandowskiego, Piotra Zielińskiego i Arkadiusza Milika nie przyniosły czwartego gola dla Biało-Czerwonych. Najbliżej szczęścia był Milik, gdy po świetnym podaniu Macieja Rybusa wykorzystał nawet sytuację sam na sam z Alvarezem, ale jak się okazało, był na minimalnym spalonym.
W 64. minucie swój oficjalny debiut w reprezentacji Polski zaliczył Matty Cash, który pojawił się na boisku w miejsce Przemysława Frankowskiego. Obrońca Aston Villi starał się szarpać na prawej stronie boiska, ale jego dośrodkowania najczęściej padały łupem Ikera Alvareza.
Kilka minut później czwartą bramkę dla Polski zdobył Robert Lewandowski, który popisał się świetnym strzałem głową po rzucie rożnym wykonywanym przez Piotra Zielińskiego i podwyższył wynik na 4:1.
Ten rezultat już się nie zmienił. Reprezentacja Polski ostatecznie pokonała na wyjeździe Andorę 4:1, a jako że równolegle na Wembley Anglia rozbiła Albanię 5:0, drużyna Paulo Sousy zapewniła sobie drugie miejsce w grupie I i grę w marcowych barażach o MŚ w Katarze. W poniedziałek Polacy zagrają jeszcze na Stadionie Narodowym z Węgrami, a to spotkanie wcale nie będzie pozbawione stawki. Dobry wynik pozwoli ekipie Sousy w rozstawieniu w półfinale baraży o mundial.