• Link został skopiowany

Tak Tomaszewski został bohaterem na Wembley, ale centymetry dzieliły go od katastrofy [WIDEO]

Konrad Ferszter
Po meczu na Wembley Jan Tomaszewski został nazwany "człowiekiem, który zatrzymał Anglię." W relacjach ze spotkania z 1973 roku zbyt mało mówi się jednak o postawie obrońców reprezentacji Polski. A ci mocno przyłożyli się do stworzenia legendy naszego bramkarza, który w tym meczu popełnił błąd, który mógł skończyć się katastrofą.
Tomaszewski
screen TVP Sport

17 października 1973 roku prowadzona przez Kazimierza Górskiego reprezentacja Polski zremisowała 1:1 na Wembley z Anglią i zapewniła sobie awans do mistrzostw świata w RFN w 1974 r. Dziś mija 48 lat od tego wydarzenia. Z tej okazji na Sport.pl przypominamy tekst opublikowany 17 października 2018 roku.

Była 39. minuta meczu na Wembley, kiedy Jan Tomaszewski w efektownym stylu obronił strzał Colina Bella z linii pola karnego. 40 minut później ówczesny zawodnik ŁKS-u Łódź w jeszcze lepszym stylu, instynktownie odbił uderzenie Allana Clarke'a z kilku metrów.

Zobacz wideo "Chylę czoła przed Paulo Sousą. Oceńmy go po eliminacjach MŚ"

Te dwie interwencje w pełni wpisały się w pomeczowe relacje, w których miejscowi dziennikarze opisywali Tomaszewskiego jako "człowieka, który zatrzymał Anglię." Nasz bramkarz miał na Wembley jeszcze kilka innych obron jak np. w końcówce pierwszej połowy, kiedy odbił uderzenie głową Micka Channona czy w 73. minucie, kiedy gorszą, prawą nogą, próbował zaskoczyć go Norman Hunter. Każda z pozostałych interwencji nie należała jednak do najtrudniejszych, a ewentualny brak którejkolwiek z nich zostałby uznany za poważny błąd Tomaszewskiego.

Obrońcy mocno pomogli Tomaszewskiemu

Przez lata, które minęły od historycznego meczu na Wembley, w przekazach utrwalił się obraz bramkarza, który co kilka minut musiał dokonywać rzeczy niebywałych, by Polacy dowieźli do końca korzystny remis. Faktem jest, że Tomaszewski w Londynie zagrał bardzo dobrze, ale dziś zdecydowanie za mało mówi się o obrońcach, którzy tamtego wieczora zagrali co najmniej tak samo dobrze.

Ogromne słowa pochwały za tamten mecz należą się też tworzącym defensywę Antoniemu Szymanowskiemu, Jerzemu Gorgoniowi, Mirosławowi Bulzackiemu i Adamowi Musiałowi. To ich dobra, niekiedy heroiczna postawa sprawiła, że pierwszą poważną interwencję Tomaszewski zaliczył dopiero w 39. minucie. Wcześniej uderzenia Anglików były albo niecelne, albo blokowane przez naszych obrońców.

Grający na bokach Szymanowski i Musiał bardzo dobrze radzili sobie z angielskimi skrzydłowymi (oceny nie zmienia faul tego drugiego, po którym sędzia podyktował rzut karny). Gorgoń i Bulzacki co chwilę wygrywali pojedynki główkowe, wybijając wstrzeliwane pod nasze pole karne piłki. Nasi defensorzy byli nieustępliwi, broniąc bardzo głęboko, niejednokrotnie ratowali zespół przed stratą bramki.

Kontuzja Tomaszewskiego. Błąd mógł zakończyć się fatalnie

Bo przecież nie było tak, że Tomaszewski na Wembley zagrał bezbłędnie. Już na początku meczu nasz bramkarz wyrzucił sobie piłkę tak, że ta niemal nie spadła pod nogi Clarke'a. Ratując sytuację, Tomaszewski doznał kontuzji lewej ręki.

 

W 72. minucie zawodnik ŁKS-u niepewnie piąstkował piłkę, przy okazji taranując angielskiego zawodnika (dziś sędzia pewnie podyktowałby rzut karny). Na swoje szczęście udało mu się odbić nogami strzał Clarke'a. Kilkanaście minut później, w doliczonym czasie gry, Tomaszewski ponownie źle obliczył tor lotu piłki, a jego błąd na linii bramkowej naprawił Bulzacki, który wybił piłkę po strzale Bella. Chwilę wcześniej niemal identyczną interwencją popisał się Szymanowski.

Wspominając historyczny mecz zespołu Kazimierza Górskiego, pamiętajmy, że faworyzowanych Anglików zatrzymało 11 piłkarzy. Bez interwencji Tomaszewskiego nie byłoby najsłynniejszego remisu w historii naszej piłki. Bez doskonałej gry obrońców, ale też pomocników i napastników, nie powstałaby legenda Tomaszewskiego. Człowieka, który zatrzymał Anglię. Ale nie w pojedynkę.

Więcej o: