Marcin Borski do niedawna był jednym z najlepszych polskich sędziów piłkarskich. Jako jedyny Polak miał okazję pracować przy Euro 2012, gdzie był arbitrem technicznym. Poprowadził ponad 240 spotkań w ekstraklasie, a od 2006 r. sędziował również w europejskich pucharach. W 2012 r. jedyny raz dostał szansę sędziowania w Lidze Mistrzów w meczu Lille z BATE Borysów. W 2016 r. zakończył karierę. Mało kto wie, czym się teraz zajmuje.
Jeszcze gdy pracował jako sędzia, w 2008 r. rozpoczął działalność w branży nieruchomości w Hiszpanii. Dziś jest szefem agencji Casa En Sol. Dlaczego akurat wybrał Półwysep Iberyjski? - Od zawsze bardzo lubię ten kraj i tamtejszą kulturę. Wyjeżdżałem tam wielokrotnie na wakacje. Z czasem, widząc, jak funkcjonują tu obcokrajowcy, pojawiły się marzenia o nieruchomości w Hiszpanii. Udało mi się to marzenie zrealizować, a nawet otworzyć firmę, która ułatwia innym nabywanie takich nieruchomości w Hiszpanii - zdradził w marcu tego roku w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Jego klientami bardzo często są Polacy. Choć, jak sam tłumaczy, nie ma ich w Hiszpanii tylu co Niemców czy Skandynawów, to zwłaszcza od czasu pandemii widać wśród nich gwałtowny wzrost zainteresowania. Nieruchomości kupują w celach inwestycyjnych, ale też, by mieć, gdzie wypocząć i cieszyć się lepszą pogodą. - Zdarzają się takie sytuacje, że klienci są zmęczeni polskim stylem bycia i pytają o miejsca, gdzie nie ma Polaków. Natomiast często kończy się tak, że Polacy mieszkają koło siebie. Decydują nasze narodowe gusta. Lubimy być blisko plaży, w odróżnieniu od Skandynawów, którzy preferują duże działki oddalone od wszystkich. Mogą być nawet położone daleko od lotniska, byleby jak najdalej od innych ludzi - tłumaczył.
Na nowym biznesie Borski dorobił się ogromnych pieniędzy. A ile przeciętnie Polacy wydają za mieszkania w Hiszpanii? - Gdy zaczynaliśmy działalność w 2008 r., taką sumą graniczną było 100 tys. euro. Klienci wychodzili z założenia, że za 98 tys. euro jeszcze kupią, ale za 103 już nie. Natomiast w tej chwili zakupy za 300, 400 czy 500 tys. euro są na porządku dziennym. Nie jest to nic nadzwyczajnego - mówił.
Ujawnił też, że zdarzają się transakcje za kwoty siedmiocyfrowe. - Nie mogę oczywiście ujawniać danych klientów, ale zdarza się, że osoby z pierwszych stron gazet, korzystając z naszego wsparcia, nabywają nieruchomości za kilka mln euro - wyjawił.
Komentarze (1)
Polski sędzia w Hiszpanii znalazł nowe życie. Zarabia kosmiczne sumy