Francja i Hiszpania to do tej pory jedyne drużyny na mistrzostwach Europy, które nie straciły żadnej bramki. Za to odróżnieniu do wicemistrzów świata zespół prowadzony przez Luisa de la Fuente strzelił ich aż cztery. Tak naprawdę Francuzi jeszcze nie trafili do siatki. Jedynego gola zdobyli po samobójczej bramce Maximiliana Wobera w starciu z Austrią. W hiszpańskiej kadrze udział w trafieniach ma natomiast 16-letni Lamine Yamal, który w ostatnim czasie jest w kapitalnej formie.
Skrzydłowy Barcelony wystąpił w obu dotychczasowych meczach na Euro 2024. W pierwszym starciu przeciwko Chorwacji zanotował asystę do Daniego Carvajala. W meczu z Włochami przez 71 minut spędzonych na boisku nie zdobył bramki ani nie dołożył ostatniego podania, jednak mimo to rozegrał bardzo przyzwoite spotkanie, ogrywając często prawego obrońcę mistrzów Europy Federico Dimarco.
Przed przyjazdem na zgrupowanie Hiszpanów Yamal był podstawowym zawodnikiem FC Barcelony. Mimo nastoletniego wieku wygryzł ze składu piłkarzy, takich jak Raphinha czy Ferran Torres. Łącznie w poprzednim sezonie rozegrał 52 mecze, w których zdobył siedem bramek i zanotował 11 asyst. Wszystko to sprawia, Lamine Yamal stał się największą gwiazdą Barcelony i najdroższym piłkarzem w klubie.
W hiszpańskich mediach i tamtejszym środowisku piłkarskim coraz częściej mówi się o tym, że Barcelona będzie chciała jeszcze bardziej docenić swoje "złote dziecko". Niedługo odbędą się obchody 125-lecia powstania klubu, a według Joana Laporty byłby to doskonały moment, aby Lamine Yamal przejął numer "10" po samym Lionelu Messim. Byłby to jednocześnie ciekawy ruch marketingowy, który z pewnością podbiłby wartość rynkową piłkarza. A ta obecnie oscyluje w granicach 90 milionów euro.
Co ciekawe, po erze Messiego jeden zawodnik występował już w Barcelonie z "10" na plecach. Był to Ansu Fati, który obecnie przebywa na wypożyczeniu w Brighton. Legendarny numer w katalońskim klubie okazał się dla niego "za ciężki". Wiele mówi się, że klub chce sprzedać Fatiego przy pierwszej możliwej okazji. Oby presja nowego numeru w przyszłości nie zniszczyła Lamine'a Yamala.