Wszystko zaczęło się na początku bieżącego miesiąca, gdy w dwóch spotkaniach II ligi Hutnik prowadził już 3:0, to w obu z nich ostatecznie zszedł z boiska pokonany. Najpierw przeciwko rezerwom Lecha Poznań krakowianie stracili cztery gole w 12 minut, a później przeciwko Kotwicy stracili pięć goli i ostatecznie przegrali 3:5. "Klub zwrócił się do Rzecznika Dyscyplinarnego przy PZPN z prośbą o weryfikację poprzez wykorzystanie narzędzi, którymi PZPN dysponuje i wykorzystuje w podobnych sytuacjach o dokonanie analizy w kierunku podejrzenia czy nie mieliśmy do czynienia w przypadku dwóch ostatnich meczów ze zjawiskiem match-fixingu" - napisano w oficjalnym oświadczeniu klubu.
Dodatkowo zawieszono dwóch zawodników - Dawida Kubowicza i Kamila Wengera. Choć klub próbował później wycofywać się z sugestii, że to właśnie ci zawodnicy mieliby zdaniem Hutnika odpowiadać za te dwie porażki. Ten drugi zdecydował się rozwiązać kontrakt z drugoligowcem, pierwszy pozostaje jego zawodnikiem.
- Gdy to przeczytałem, ścięło mnie z nóg. W oświadczeniu zostało postawione oskarżenie o rzekome ustawianie meczów, co jest bezpodstawne. Z powodu tej insynuacji cały czas mam problemy. Mam czyste sumienie i nigdy w tego typu rzeczach nie uczestniczyłem. To dla mnie bardzo trudna psychicznie sytuacja, bo czytam te wpisy i muszę się bronić, tłumaczyć się z czegoś, czego nie zrobiłem - mówił Kubowicz w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Na drugi dzień miałem straszne problemy w domu. Żona w swojej firmie pełni poważną funkcję i w pewnym stopniu odpowiada też za kodeks etyczny. Po insynuacjach, które pojawiły się w prasie, musiała tłumaczyć, że ona, jak i ja nie mamy z tym nic wspólnego. To było dla mnie bardzo trudne, bo wtedy zrozumiałem, że to odbija się też na mojej rodzinie - kontynuował.
Kubowicz po tej całej sytuacji został przeniesiony do zespołu U-19 Hutnika, w którym oczywiście grać nie może. Nawet trener Hutnika Bartłomiej Bobla w rozmowie z Weszło przyznał, że jest to decyzja zarządu. Naciskano również na rozwiązanie kontraktu z piłkarzem, ale ten dalej obowiązuje do czerwca przyszłego roku.
- Dla mnie to jest krzywdzenie ludzi. W piłce występuje wiele sytuacji, które byłyby uznawane za mobbing, gdyby piłkarze posiadali z klubami umowę o pracę. Oni mi zrobili po prostu krzywdę. Mam kontrakt do czerwca i jak po tym wydźwięku mam sobie znaleźć klub, by dalej kontynuować karierę? Oni tą insynuacją praktycznie skasowali mnie w środowisku - dodawał 35-letni zawodnik.
Obrońca Hutnika po raz pierwszy od wybuchu afery zdecydował się ją skomentować w rozmowie z mediami. Zdradził też, że druga porażka z Kotwicą mogła być spowodowana po prostu ogromną presją, jaka ciążyła na drużynie po pierwszym przegranym w ten sposób spotkaniu. Tym bardziej, że drużyna między meczami spotkała się z zarządem i kibicami, a zapewne nie były to najmilsze spotkania. Jak przyznał Kubowicz, w meczu z Kotwicą "po stracie pierwszej bramki miała strach w oczach. Pojawiła się obawa, by scenariusz się nie powtórzył. I Kotwica z tego skorzystała".
Co na to Hutnik? Prezes klubu Artur Trębacz w odpowiedzi na pytania redakcji WP SportoweFakty wysłał tylko krótkie oświadczenie: "Odnosząc się do poniższych pytań wskazujemy iż informacje na temat przedmiotowej sprawy klub upublicznił, w komunikatach klubu i wywiadach. Nigdy nie prowadziliśmy i nie planujemy prowadzić dyskusji z zawodnikami poprzez media".
Hutnik Kraków zajmuje w tabeli II ligi dziesiąte miejsce z dorobkiem 24 punktów w 17 meczach. W najbliższą sobotę zespół ten podejmie na własnym stadionie Radunię Stężyca.