Po zwycięstwie w Mostarze Legia rewanż grała u siebie. Wiedziała też, że kolejna wygrana nad Bośniakami zdecydowanie przybliży zespół ze stolicy do gry na wiosnę w Lidze Konferencji Europy. W taki scenariusz wierzyło też 24 tysiące kibiców, które tego dnia pojawiły się na stadionie, a wszelkie ich obawy związane z ostatnią dyspozycją Legii w krajowych rozgrywkach szybko zostały rozwiane.
Warszawianie przed meczem ze Zrinjskim mogli pochwalić się nietypowym wyczynem. Mimo dobrej jak na polskie warunki ofensywy, drużyna Kosty Runjaicia jako jedyna w ekstraklasie nie miała strzelonego gola po rzucie rożnym. Przemysław Langier z Goal.pl wyliczył, że na wszystkich frontach w sezonie 2023/24 Legia miała aż 140 rzutów rożnych, a mimo to po żadnym z nich nie potrafiła trafić do siatki.
Tę niemoc w 14. minucie w bardzo efektowny sposób przerwał Rafał Augustyniak, który pięknym strzałem z powietrza pokonał bramkarza rywali właśnie po kornerze wykonywanym przez Josue.
Drugiego gola Legia strzeliła po rzucie karnym wykorzystanym przez Josue. Dodajmy - po karnym mocno wątpliwym. Wprawdzie Patryk Kun wygrał walkę o pozycję z obrońcą gości, ale później trudno dostrzec jakiekolwiek nieprzepisowe zagranie ze strony zawodnika Zrinjskiego, które spowodowałoby, że Kun wyłożył się jak długi w szesnastce.
"Nie wiem, w którym momencie doszło do przewinienia. Kun ciągnie nogę, zanim zagrał piłkę. Było lekkie łapanie, ale nie miało to żadnego wpływu. Legionista sam się przewrócił, a arbiter po chwili namysłu gwizdnął. Dla mnie to nie karny" - napisał na Twitterze Łukasz Rogowski, sędzia, który analizuje sytuacje kontrowersyjne dla Interii.
Hiszpański sędzia Ricardo de Burgos Bengoetxea, który ostatnio w swoim kraju jest bardzo mocno krytykowany za swoje "występy" w meczach Sevilla - Real Madryt i Getafe - Cadiz, dał się nabrać na zachowanie Legionisty i wskazał na wapno, a jego rodacy na VAR nie podważyli jego decyzji.
Jest też duże prawdopodobieństwo, że w ekstraklasie taki karny by po prostu nie przeszedł. Przykładem jest chociażby analogiczna sytuacja w ostatnim meczu Legii Warszawa z Radomiakiem, gdzie próbujący naciągnąć sędziego na rzut karny Rafał Wolski został ukarany żółtą kartką za symulowanie.
Mecz niegodny pucharów. Ale Legia zrobiła swoje
W czwartkowy wieczór kibice Legii mogli świętować równie ważne, co łatwe zwycięstwo, ale dla postronnego widza to na pewno nie było efektowne widowisko. Oczywiście to przede wszystkim "zasługa" piłkarzy z Bośni i Hercegowiny, którzy w żaden sposób, nawet przegrywając przez ponad 75 minut, nie potrafili nawiązać walki o zwycięstwo i poważnie zagrozić bramce Hładuna.
To był mecz, który swoją jakością był niegodny fazy grupowej europejskich pucharów, bo podczas gdy można było się zastanawiać, jakim cudem taka drużyna jak Zrinjski Mostar potrafiła zajść tak daleko i jeszcze strzelić aż cztery bramki AZ Alkmaar, tak w przypadku Legii Warszawa dobry wynik przysłaniał jej słabą grę w ofensywie.
Na pierwszą dobrą akcję Legii zakończoną groźną sytuacją i strzałem, trzeba było czekać aż do 69. minuty, gdy w sytuacji stuprocentowej przestrzelił Paweł Wszołek. Dzisiaj Legia może na to machnąć ręką, ale przed kolejnymi spotkaniami czeka ją sporo pracy, bo ewidentnie nie jest w najwyższej dyspozycji.
Słówko też o tym, co działo się w tym meczu na trybunach. Już na wyjście piłkarzy kibice gospodarzy zaprezentowali efektowną oprawę z hasłem, że "Warszawa nigdy się nie poddaje". Fani Legii przez pełne 90 minut wspierali swój zespół, co im trzeba oddać, ale też zaproponowali jedną przyśpiewkę uderzającą w ich rywali. Nie nadaje się ona do cytowania, choć powiemy tylko, że rymy były w niej zdecydowanie ważniejsze od jakiejkolwiek logiki.
Ale o ile taka przyśpiewka niewiele złego może uczynić, tak głupotą w drugiej połowie popisała się grupa 100-120 kibiców Zrinjskiego, która odpaliła race i jedną z nich próbowała rzucić w kierunku sektora gospodarzy. Na szczęście, siatka ochronna oddzielająca sektory spełniła swoją rolę i raca po odbiciu się spadła na miejsca niezajęte przez kibiców.
Awans na wyciągnięcie ręki. Legia będzie czekała na wieści z Birmingham
Drugie zwycięstwo Legii nad Zrinjskim oznacza, że warszawski zespół jest już bliziutko fazy pucharowej. Wicemistrzowie Polski zdobyli dotąd dziewięć punktów w czterech meczach i pewne jest, że po czwartej kolejce będą liderem grupy.
Co więcej, jeśli Aston Villa wieczorem pokona u siebie AZ Alkmaar, Legia będzie o punkt od awansu. Niemniej jednak, przed zespołem Kosty Runjaicia dwa bardzo trudne pojedynki - 30 listopada legioniści zagrają na wyjeździe z Aston Villą, a dwa tygodnie później podejmą AZ, więc nawet o ten punkt wcale łatwo nie będzie.
Po wygranej w pucharach, w niedzielę Legię będzie czekało bardzo poważne wyzwanie ligowe. Na Łazienkowską przyjedzie Lech Poznań, a obie drużyny nie mogą za bardzo pozwolić sobie na stratę punktów.
Komentarze (23)
Mecz niegodny pucharów, ale Legia zrobiła swoje. "W ekstraklasie to by nie przeszło"