Marketingowy potwór jedzie na pierwszy mundial. Najdroższy 15-latek świata

Dawid Szymczak
Rodzice Mejbriego dali mu na imię Hannibal i stworzyli marketingowego potwora. Mając 14 lat kosztował milion euro, a już rok później Manchester United zapłacił za niego dziesięć razy więcej. W Tunezji, gdy wybrał grę dla niej, a nie Francji, witali go jak króla. Może być gwiazdą, jakiej nigdy tam nie mieli.

"Hannibal ante portas" - łacińska sentencja, oznaczająca w potocznym języku rychłe niebezpieczeństwo, była z przerażeniem wypowiadana w 216 r. p.n.e. przez mieszkańców stolicy republiki. Hannibal, kartagiński przywódca, którego wojska zmiotły rzymskie legiony, stał u bram miasta. Teraz, u wrót Dohy, stolicy Kataru, stoi inny Hannibal. Mejbri. Dziewiętnastolatek, którym zachwycali się trenerzy akademii w Paryżu, Monako i Manchesterze. Oto nadchodzi, ubrany w tunezyjskie barwy, choć urodził się na piłkarskich przedmieściach stolicy Francji i wychowywał w tej samej szkółce, co Kylian Mbappe.

Zobacz wideo

Gdy półtora roku temu podjął decyzję o reprezentowaniu kraju swoich rodziców, w Tunezji wybuchło szaleństwo. W Tunisie, stolicy kraju, raptem kilkanaście kilometrów od dawnej Kartaginy, mieście tamtego Hannibala, wśród ruin starożytnego teatru, federacja zorganizowała mu specjalne przywitanie. Nawiązywała do wojennych klimatów muzyką i wszechobecnymi płomieniami. Miało być mrocznie i podniośle. Gra świateł trwała kilkadziesiąt sekund, aż wreszcie otworzyły się wrota i na scenie stanął nieco onieśmielony osiemnastolatek. Tunezja pragnęła gwiazdy, a on już wtedy miał wszystko, by nią zostać. Wciąż dopiero wschodzi, otrzaskuje się z seniorskim graniem u boku Krystiana Bielika w Birmingham City, ale już teraz rozpala wyobraźnię kibiców, którzy pragną pierwszy raz w historii wyjść z mundialowej grupy. 

- Odkąd przyleciał do Tunezji, kibice wszędzie na mnie czekają. To niesamowite. Chcę, żeby moje imię, Hannibal, tak kojarzące się z Kartaginą, zapisało się również w historii tunezyjskiego futbolu, dzięki zdobywaniu tytułów z reprezentacją - powiedział po całym zamieszaniu. 

Szaleństwo trwa, odkąd skończył 9 lat. Mając 14, kosztował milion. Rok później zdrożał dziesięciokrotnie 

Jego imię pozwala marketingowcom zaszaleć. Birmingham City, do którego latem trafił w ramach wypożyczenia z Manchesteru United, przypomniało słynną scenę z "Milczenia Owiec", w której agentka FBI Clarice Starling odnajduje w celi Hannibala Lectera, a on, stojąc nieruchomo, spokojnym tonem prosi o pokazanie legitymacji. W wersji klubu z Championship agentka znalazła w celi oczywiście Hannibala Mejbriego. Z jego charakterystyczną bujną czupryną, z której szydzili i śmiali się kibice Leeds United, ale dzięki której tak łatwo go zapamiętać. Może się to wydawać błahe, ale poprzedni Puchar Narodów Afryki miał w Tunezji jego twarz, choć głównie był rezerwowym. To on ma wysoki kontrakt z Adidasem i z paroma innymi firmami, a nie bardziej doświadczeni reprezentanci. 

Ale poza PR-owym opakowaniem jest coś jeszcze. Bardzo duży talent, który pozwolił mu już rozegrać trzy mecze w Manchesterze United i osiemnaście w reprezentacji Tunezji. Od tego lata zbiera doświadczenie w Championship, jest chwalony przez dziennikarzy i ekspertów, szybko zapracował na szacunek kibiców, a mimo szaleństwa wokół, wydaje się mieć dobrze poukładane w głowie. Zachwalali go Ole-Gunnar Solskjaer i Ralph Rangnick, cmokali też Paul Scholes, Nicky Butt i Gary Neville. Ale jeszcze przed Manchesterem, gdzie się nie pojawił, tam przepowiadali mu karierę.

Zaczynał w Paryżu, niedaleko miejsca, w którym się urodził. Później był w szkółce Clairefontaine, francuskiej akademii, z której wyszło już wielu reprezentantów Francji, z Mbappe na czele. Mejbri poszedł jego śladami do Monaco, które zapłaciło za niego milion euro. Miał wtedy 15 lat i już był znany wszystkim dyrektorom największych akademii na świecie. Arsenal od dawna zapraszał go na letnie staże i plotkowało się nawet, że ojciec Hannibala podpisał z tym klubem wstępną umowę, że jak tylko syn skończy 16 lat, to przeprowadzi się do Londynu. Chciało go też PSG, ale ojciec zdradził, że Hannibal uznaje ten klub za bezduszny. Walczyły też Liverpool, Manchester City i Barcelona. Manchester United, by mieć go u siebie, zapłacił Monaco aż 10 milionów euro.

Jeszcze przed transferem ojciec, w trakcie półtoragodzinnej rozmowy z dziennikarzem "Le Parisien", odebrał cztery telefony od agentów piłkarskich, którzy chcieli pośredniczyć w transakcji albo wręcz reprezentować jego syna. Zdążył się już przyzwyczaić. Dzwonią tak, odkąd Hannibal skończył 9 lat, a Paryż zaczął szeptać, że na przedmieściach jest kolejny diamencik do oszlifowania. Ojciec długo się sprzeciwiał, wyobrażał sobie, że najmłodszy syn pójdzie drogą najstarszego i też zostanie lekarzem. Ale Hannibal chirurgiczną precyzję miał tylko w stopach. Ostatecznie jego transfer do Manchesteru dopinał Jorge Mendes, jeden z rekinów tego biznesu, dbający o interesy m.in. Cristiano Ronaldo, Jose Mourinho czy Darwina Nuneza. 

Musiał grać z dorosłymi. Rówieśnicy chcieli połamać mu nogi

W akademii United szybko okrzyknęli go jednym z największych talentów. W 43 meczach w rezerwach strzelił pięć goli i miał 16 asyst, a grał jako środkowy pomocnik. Trenerzy chuchali i dmuchali. Zdecydowali, że lepiej będzie jak najszybciej przenieść go do seniorów, bo rówieśnicy niemiłosiernie go kopali. Wyróżniał się, a faule często były jedynym sposobem, by go zatrzymać. Wściekał się na to trener Neil Wood: "To frustrujące, że jest faulowany po 15 razy na mecz. Jeśli sędziowie nie zaczną go chronić, ktoś w końcu złamie mu nogę". W dorosłej piłce przynajmniej nie był celem. Może przeskoczył za szybko, ale przynajmniej nikt nie zdążył poważnie go uszkodzić. Stąd to wypożyczenie do Birmingham, rewelacji Championship. Na United jeszcze brakowało mu umiejętności i doświadczenia, a na juniorską piłkę był za dobry. Na zapleczu Premier League nie gra jednak tuż za napastnikiem, bliżej mu do bycia defensywnym pomocnikiem. Wciąż wyróżnia się świetną techniką, ale zaczął też harować bez piłki. Nie jest gwiazdką, która nie chce ubrudzić spodenek wślizgami.

- Jest fantastyczny. Pobił wszystkie klubowe rekordy, jeśli chodzi o pokonany dystans. Gra na krawędzi wytrzymałości, a i tak chyba nigdy nie widziałem go zmęczonego. Wnosi na boisko swoją osobowość, jest zjawiskiem. Niczego nie chcę w nim zmienić, on po prostu wraz z doświadczeniem będzie stawał się coraz lepszy. Mówisz mu coś, a on tylko podnosi kciuk do góry. "Jasne, nie ma problemu" - nie szczędzi komplementów John Eustace, trener Birmingham City. I to właśnie na osobowość Mejbriego najczęściej zwracają uwagę trenerzy. To szerokie pojęcie bez jednej definicji. Reda Bekhti, trener i skaut, który od lat wyławia perły z paryskich przedmieść mówi tak: "Dostał piłkę i od tej pory chciałem patrzeć tylko na niego. Patykowate nogi, bujna fryzura i doskonała technika. Hannibal miał osiem lat, reszta chłopców była starsza, a on i tak wyróżniał się inteligencją i wyborami. Miał w sobie coś magnetyzującego". A później poznali się lepiej i Bekhti zaczął podziwiać jego pracowitość i głód wiedzy. - Chciał każde ćwiczenie opanować do perfekcji. Nie zszedł z boiska, jeśli nie wykonał zadania wprost idealnie. Próbował do skutku - opowiada. 

I to akurat się nie zmieniło. Mejbri kilka miesięcy temu z pasją i chłopięcym podziwem, ale i uroczym onieśmieleniem opowiadał o wspólnych treningach z Cristiano Ronaldo. - Obserwuję wszystko, co robi. To przecież najciężej pracujący piłkarz na świecie. Patrzę, jakie napoje pije. Zaglądam mu do talerza i nakładam sobie to samo. Ostatnio zobaczyłem, że się opala, więc zapytałem, po co to robi. Powiedział mi, że chodzi o witaminy. Od tamtego dnia też wystawiam się na słońce - mówił z uśmiechem w wywiadzie dla „Onze Mundial". - Jest świetnym kolegą, zawsze służy ci radą, ale na początku miałem opory, by o nie prosić. Był dla mnie postacią z telewizji. Oglądałem go od najmłodszych lat, więc nie wiedziałem, jak się do niego odezwać, jak z nim rozmawiać, o co zapytać. Na początku samo przebywanie z nim mi wystarczało - przyznał.

"Kiedy zaczynasz z nim dyskutować, zapominasz, że ma tylko 19 lat"

Mohamed Slim Ben Othman, dyrektor sportowy tunezyjskiej federacji, odegrał kluczową rolę w przekonaniu Mejbriego, by w dorosłej karierze reprezentował Tunezję, a grę dla Francji skończył na występach w młodzieżowych kadrach. Latał do Paryża przez pół roku, przekonywał, kreślił plany, rozmawiał z ojcem i bratem Hannibala, dopiero na koniec z nim samym. - Kiedy zaczynasz z nim dyskutować, zapominasz, że ma tylko 19 lat. Jest dojrzały, spokojny, zadaje trafne pytania i słucha. Znamy się już na tyle dobrze, że traktuję go jak młodszego brata i jestem pewny, że będzie kluczowym tunezyjskim piłkarzem jeszcze przez wiele lat - opowiadał w rozmowie z "France Football". - Może grać na wielu pozycjach w środku pola. Zaczynał jako ofensywny pomocnik, tzw. "dziesiątka", ale w Birmingham częściej jest "ósemką", gra od pola karnego do pola karnego, ma dużą swobodę. Lubi grać w ten sposób i mieć jak największy wpływ na drużynę - mówi. Różnie Mejbriego porównują - najczęściej do Paula Pogby, za pewną nonszalancję w prowadzeniu piłki i świetny przegląd pola. Ale może nawet właściwsze jest porównanie do Luki Modricia. Inny poziom, ale podobne ruchy i styl. - On zawsze gra z prędkością 100 km na godzinę. Pędzi po boisku. Wszystko co robi, robi szybko - opisywał Nicky Butt, były piłkarz Manchesteru United, a ostatnio koordynator akademii. 

- Kibice w Tunezji błyskawicznie go pokochali, bo od pierwszych meczów gra z pasją. Poświęca się w każdym meczu - mówi Ben Othman. - Ale w jego przypadku nie można mówić tylko o futbolu. Ma na Tunezję wpływ, który wykracza poza boisko. Potrzebowaliśmy piłkarza, który będzie w wielkim klubie, a Manchester United ma u nas mnóstwo kibiców, i da przykład jeszcze młodszym chłopakom, że warto trenować. Nasz naród potrzebuje idola, a on może się nim kiedyś stać - twierdzi. 

- Pewnie mój wybór zaskoczył wiele osób, ale to wybór serca, więc nie można z nim dyskutować. Gra dla Tunezji jest piękna. Nie mówię, że Francja nie jest moim krajem, absolutnie, ale kiedy gram dla Tunezji, czuję coś wyjątkowego. W Pucharze Narodów Afryki czułem, że stoi za nami cały naród - mówił Mejbri.

Tunezja w żadnym z ostatnich udziałów w mistrzostwach świata nie wyszła z grupy. Tylko Australia i Arabia Saudyjska mają wyższy procent porażek niż tunezyjskie 60 proc. W zaledwie jednym z ostatnich 15 mundialowych meczów - przeciwko Niemcom w 1978 r. - zachowali czyste konto. Mejbri jest nadzieją na zmianę, ale raczej w następnych latach, a nie już w Katarze.

Więcej o: