Szklane oczy w Mieście Szkła, czyli jak Krosno awansowało do ekstraklasy

Twarda drużyna z Podkarpacia od początku wieku rosła w siłę, aż wreszcie urosła na miarę ekstraklasy. - Jesteśmy mocni i psychicznie, i fizycznie, i koszykarsko - mówił w środę, po wygranym finale z Legią Warszawa, lider Miasta Szkła Krosno, Dariusz Oczkowicz.

Była 19.41, gdy koszykarze Miasta Szkła znów uciekli spod pressingu Legii i Jakub Dłuski spokojnie trafił spod kosza. Przy wyniku 84:75 i 39 sekundach do końca było już jasne, że gospodarze decydujący mecz finału wygrają. I awansują, po raz pierwszy w historii klubu i miasta, do ekstraklasy. Kilka minut później, już po ostatnim gwizdku, koszykarze skakali razem na środku parkietu, a spiker krzyczał: - Mamy to, mamy! Proszę państwa, niemożliwe stało się możliwe!

Z głośników poleciała Tina Turner i jej "Simply the best", publiczność - rozgorączkowana, ale też nad wyraz zdyscyplinowana, bo w większości pozostająca na trybunach - oklaskiwała koszykarzy, skandowała ich nazwiska. Po szampanach, udekorowaniu złotymi medalami i obcięciu siatki, były piątki i zdjęcia z kibicami, a największymi bohaterami byli Dariusz Wyka i Dariusz Oczkowicz.

Pierwszy, najwyższy zawodnik drużyny, ten, który przed każdą rozgrzewką rzuca się między kolegów, a ci łapią go na ręce, był bohaterem finału - zdobył 12 punktów, miał 11 zbiórek, trzy asysty i pięć bloków. Drugi, "Orka", to symbol zespołu, jego kapitan, czołowy strzelec i MVP ligi w tym sezonie. - To jest coś wielkiego, niepowtarzalnego, czekałem na to 12 lat - mówił Oczkowicz, który właśnie tyle czasu spędził w klubie z Krosna.

- Bardzo się cieszę, że choć w dramatycznych okolicznościach, to jednak świętujemy u siebie. Byliśmy przyparci do muru, gdy przegrywaliśmy w Warszawie 1-2, mało mieliśmy takich ważnych meczów w trakcie sezonu. Ale udźwignęliśmy ten ciężar. Jesteśmy mocni i psychicznie, i fizycznie, i koszykarsko. Ten awans nam się po prostu należał - mówił szczęśliwy, ale spokojny. W odróżnieniu od rozemocjowanego Wyki, Oczkowicz zwykle jest na boisku oazą spokoju.

Nie wszyscy wspierają, ale hala pełna

Przed 16 w hali MOSiR też jest bardzo spokojnie. Do meczu dwie godziny, trybuny puste, trenują tylko cheerleaderki. O, są pierwsi kibice, którzy pod koszem Legii stawiają stół do ping ponga.

Dlaczego? Bo skrzydłowy Legii Michał Aleksandrowicz po sobotnim meczu w Warszawie, gdy legionistom brakowało tylko niedzielnej wygranej do awansu, powiedział, że on do Krosna wrócić może, ale tylko po to, by zagrać w właśnie w ping ponga. Tydzień wcześniej, gdy Legia grała w Krośnie, w hali MOSiR odbywał się młodzieżowy turniej tenisa stołowego, z tego względu legioniści musieli zmienić hotel. Widocznie dlatego Aleksandrowicz tak zapamiętał tego ping ponga.

- Wie pan co, dobrze, że z tą Legią gramy w finale - mówi nagle jeden z organizatorów. - Jakbyśmy grali z Sokołem, to nikt by się tym nie interesował, byłyby takie mistrzostwa Podkarpacia. A tak, to trochę się o nas, o tym finale mówi, w internecie coś się dzieje.

- Wszyscy mnie dzisiaj o bilety pytają. A ja się czasem dziwię, bo tu sporo jest takich, co nam awansu nie życzą - mówi kolejny przedmeczowy rozmówca. - Wie pan, w Krośnie są też piłka nożna, siatkówka i każdy liczy na pieniądze z miasta, nie wszyscy się wspierają. Ale hala będzie pełna na 100 proc., wszędzie ludzie będą siedzieć - dodaje.

I ma rację. Za godzinę, już 40 minut przed meczem, miejsc na trybunach praktycznie nie ma, za koszami kibice siadają na podłodze. W sumie spotkanie ogląda ponad 2 tys. osób. Trybuny mieszczą około 1,8 tys., reszta siedzi na rozstawionych krzesłach, albo gdzie się da. To wielki dzień dla całego Krosna.

Między Radoviciem i Jacksonem

Klub, który właśnie awansował do ekstraklasy, powstał w 2000 roku. To wtedy MOSiR zgłosił seniorską drużynę do III ligi, grali w niej głównie studenci miejscowej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej oraz uczniowie krośnieńskich szkół średnich. Wśród nich był Michał Baran, obecny trener zespołu, a w 2004 roku, w momencie awansu do II ligi, jej kapitan.

- Kiedyś pół żartem, pół serio powiedziałem mu, że większej kariery w koszykówce już nie zrobi i dobrze by było, aby zajął się trenerką - wspominał w rozmowie z Pzkosz.pl prezes klubu Janusz Walciszewski. - Początkowo źle to przyjął, ale trzy miesiące później przyznał mi rację i zaczął przygotowywać się do nowej roli - dodaje szef Miasta Szkła.

34-letni obecnie Baran przez kilka lat pracy z zespołem w roli asystenta i podpatrywał metody pracy różnych trenerów, i przeżywał z zespołem upadki i wzloty, czyli spadki i awanse. Powtarza, że najwięcej nauczył się od Mariusza Zamirskiego i Serba Duszana Radovicia. O koszykówce może rozmawiać non stop. - Ja nią żyję - rano się z nią budzę, a wieczorem kładę z nią spać - mówi. A odbierając telefon, potrafi zapytać: - O czym porozmawiamy: o San Antonio czy Sokole Łańcut?

- Czy trener zostanie w klubie? Na pewno. Poradził sobie w I lidze, to musi zostać, nie ma wyjścia. Zna koszykówkę, jest wykształcony. Brakuje mu doświadczenia, ale gdzieś je trzeba zdobyć - mówił tuż po awansie zlany szampanem Walciszewski. Baran kilka chwil później nie był zdziwiony słowami prezesa. Fan pracy Phila Jacksona i Ettore Messiny, stanie przed kolejnym dużym wyzwaniem.

Kopciuszek z Podkarpacia

Ale ekstraklasa wyzwaniem będzie dla całego Krosna. By w niej grać, trzeba spełnić wymagania, czyli mieć odpowiednią halę, budżet i być spółką akcyjną.

Z halą, patrząc na obiekty w Radomiu czy Tarnobrzegu, które liga akceptuje, nie powinno być żadnego problemu. Na założenie spółki akcyjnej jest rok, z tym też sobie w Krośnie poradzą. Co z budżetem na 2 mln złotych? - Mamy zapewnienie od sponsorów i miasta, że będziemy grali w ekstraklasie - mówił na gorąco Walciszewski.

Czy będzie to wymagane minimum, czy może więcej? - Dzisiaj trudno powiedzieć. Budżet na pewno będzie taki, by móc grać w ekstraklasie - dodał prezes. - Sponsorów mamy świetnych, bardzo im dziękuję. Panu prezydentowi miasta Krosno, Transition Technologies, Podkarpackiemu Bankowi Spółdzielczemu, który wspiera nas od samego początku. Wspierają nas także Krośnieńskie Huty Szkła, wspaniała firma, Cellfast i wiele, wiele innych. Mamy sponsorów z okolic, z całego Podkarpacia, a teraz będziemy się rozglądać jeszcze dalej - wyliczał Walciszewski.

- Ten awans, to dla nas ukoronowanie 13 lat bardzo ciężkiej pracy - przekrzykiwał radość kibiców prezes. - Szliśmy od trzeciej ligi, przed drugą i pierwszą, przez spadki i awanse, aż do tego pięknego dnia. To największy sukces krośnieńskiego sportu, jeśli chodzi o gry zespołowe. W czwartek będziemy odpoczywać, w piątek weźmiemy się za robotę. Tauron Basket Liga czeka. Wiemy, że będziemy kopciuszkiem, ale musimy się tej Tauron Basket Ligi nauczyć.

"Orka" z Gorlic zasłużył na szansę

Baran, podpytywany o skład, mówił tuż po awansie, że chciałby zostawić trzon zespołu. A gdy na ten trzon spojrzeć, to widać, że siedmiu graczy (Dariusz Wyka, Michał Baran, Patryk Pełka, Jakub Dłuski, Dawid Bręk, Szymon Rduch i Wojciech Pisarczyk) ma za sobą grę w ekstraklasie. Ósmy, Filip Małgorzaciak, pokazuje, że ma na tyle talentu, by dostać szansę, a dziewiąty to wspominany Oczkowicz - ostoja krośnieńskiego basketu.

- Ten awans, to także dla niego żeśmy dzisiaj wygrali. 12 lat jeżdżenia codziennie z Gorlic do Krosna na treningi, w sumie 100 km - mówił o "Orce" Walciszewski. Oczkowicz ma 35 lat, jest o rok starszy od trenera, ma wyjątkową pozycję w klubie. Twardy, stonowany, skuteczny strzelec, na co dzień jest pracownikiem Ośrodka Sportu i Rekreacji w Gorlicach, gdzie zaczynał grać w koszykówkę w Glimarze. Ze względu na pracę, jako jedyny w zespole, jest zwolniony z porannych treningów.

- Chciałbym zostawić tych chłopaków, którzy wywalczyli awans. Wiem, że to nie zawsze jest dobre, ale chciałbym, bo oni najzwyczajniej w świecie na to zasłużyli - mówi o zespole Baran. - Jeśli będę miał tych dziewięciu ludzi, to potrzebuję jeszcze trzech obcokrajowców i jednego silnego Polaka. Myślę, że bylibyśmy w stanie wyjść z dolnej czwórki ligi.

- Nie sądzę, żebyśmy dysponowali jakimś wielkim budżetem, a trzeba będzie poukładać te klocki na wyższym poziomie. Nie jesteśmy w obiegu agentów z ekstraklasy, musimy zapłacić frycowe, będzie ciężko. Ale pójdziemy małymi kroczkami. Trochę martwi mnie to, że w tym sezonie już będą spadki, natomiast jeżeli będzie budżet przyzwoity i trafimy z obcokrajowcami, to jesteśmy w stanie coś w tej lidze ugrać. Ale to inny świat, to będzie zderzenie się z walcem, niczego nie obiecuję - dodawał.

Szklane oczy w Mieście Szkła

Godzinę po meczu hala w Krośnie pustoszeje. Kibiców już nie ma, parkiet - o dziwo! - wcale przesadnie nie klei się od szampana. Koszykarze Miasta Szkła, już wykąpani i przebrani, naradzają się, jak świętować. Rozmawiamy chwilę z Dłuskim, który do ekstraklasy awansował właśnie po raz trzeci, kiwamy ręką Patrykowi Pełce, który przed sezonem miał propozycję z Legii, ale za podobne pieniądze wybrał Krosno - silniejszą drużynę i spokojniejsze miasto, w którym łatwiej mieszkać z małą córeczką.

- Zapytam pana, bo jestem ciekawy - liczył pan, że wygramy? - pyta nagle jeden z porządkowych. - Tak, typowałem nawet, że będzie 3-1 dla was - odpowiadam i tłumaczę dlaczego: że Krosno miało nie tylko dobrych koszykarzy, ale też zespół, który nie był sumą jednostek, który miał coś więcej. Miasto Szkła awansowało zasłużenie - Legia walczyła dzielnie i była blisko, ale to Krosno było ligowym hegemonem, skończyło rozgrywki z bilansem 38-3.

Odsłuchuję jeszcze nagrania z pomeczowego tumultu. Słychać spikera, który mówi, że niebawem zacznie się remont hali i wymiana parkietu, są słowa legionistów, którzy przyznają, że o te 10 punktów Krosno było lepsze. O, jest jeszcze prezes Walciszewski, który w pewnym momencie, widząc, że grupka dziennikarzy rośnie, przerwał wywód o planach klubu i powiedział:

- Proszę państwa, ja mam wielką prośbę - chciałbym ten mecz, ten awans, zadedykować mojemu zmarłemu ojcu, największemu fanowi koszykówki z Przemyśla, który zmarł półtora miesiąca temu, a pogrzeb odbył w dniu meczu z Łańcutem. Tato, to dla ciebie, kocham cię, jesteśmy z ciebie dumni.

I chyba wszystkim nam w Mieście Szkła zaszkliły się wtedy oczy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.