• Link został skopiowany

Było 113:98, 5 minut do końca. I stał się cud w Nowym Jorku

Kapitalny i pełen zwrotów akcji pierwszy mecz finałów Konferencji Wschodniej zapewnili kibicom koszykarze New York Knicks i Indiana Pacers. W czwartej kwarcie wydawało się, że spotkanie jest już rozstrzygnięte i Madison Square Garden oszaleje po pewnym zwycięstwie swoich ulubieńców. Jednak Tyrese Haliburton i jego koledzy mieli inne plany. Zaliczyli "powrót stulecia" w legendarnej hali.
New York Knicks - Indiana Pacers
screen

W trakcie sezonu kibice NBA mogli być niemal pewni, że w finale Konferencji Wschodniej spotkają się Cleveland Cavaliers i Boston Celtics. Pierwsi byli absolutną rewelacją fazy zasadniczej i grali wręcz kapitalnie, a drudzy bronili tytułu mistrzów i nadal mieli tak samo dobry skład. Inne plany mieli jednak Indiana Pacers i New York Knicks, którzy sensacyjnie pokonali dwa teoretycznie najlepsze zespoły na wschodzie. 

Zobacz wideo

Sceny w finale Konferencji Wschodniej NBA. Indiana Pacers dokonali niemożliwego przeciwko New York Knicks

Pierwszy mecz finału konferencji odbył się w legendarnym Madison Square Garden, gdzie faworytami byli oczywiście miejscowi. Spotkanie od początku obfitowało w sporo punktów, ale dwie pierwsze kwarty wygrali Knicks i prowadzili siedmioma punktami. W trzeciej kwarcie nieco zwolnili i gościom udało się zniwelować stratę do pięciu "oczek". Przyśpieszenie w czwartej kwarcie dało miejscowym nawet 17 punktów przewagi. 

Szalone sceny odegrały się w końcówce spotkania, która wydawała się rozstrzygnięta. Na pięć minut do końca Knicks prowadzili 15 punktami (113:98) i zdawało się, że nie mogą wypuścić zwycięstwa. Pacers nieco odrabiali, ale zdawało się, że braknie im czasu. Kiedy zegar pokazał 58 sekund do końca, miejscowi wygrywali 121:112. 

Wówczas stało się niemożliwe - dwie "trójki" trafił Aaron Nesmith, a po stracie OG'ego Anunoby'ego Pacers znów zdobyli trzy punkty. Na 14,3 sekundy do końca było więc już tylko 123:121, a Karl Anthony Towns rzucał rzuty wolne. Jeden z liderów Knicks trafił tylko jedną z prób i dał rywalom szansę. Miejscowi zdecydowali się na faul, po którym prowadzi już tylko jednym punktem. Po kolejnych faulach było 125:123 dla Knicks, a na zegarze 7,1 sekundy do końca. Wówczas piłkę wziął Tyrese Haliburton, minął rywali i zadawało się, że będzie kończył rzutem spod kosza. Ten jednak wycofał i oddał rzut zza łuku. Piłka zatańczyła na obręczy, by finalnie do niej wpaść i dać zwycięstwo Pacers. 

Przynajmniej tak się zdawało, ale po analizie sędziów okazało się, że stanął na linie i zdobył dwa punkty. Zrównał więc wynik na 125:125 i doprowadził do dogrywki. W niej znów lepiej prezentowali się koszykarze z Nowego Jorku i to oni pierwsi uzyskali czteropunktowe prowadzenie. Indianie udało się jednak odrobić je na dwie minuty do końca. Szykowała się więc znów zacięta końcówka. 

I taka faktycznie była, a obie drużyny zmieniały się prowadzeniem. Na 35 sekund do końca Knicks prowadzili 135:135 po akcji Jalena Brunsona. Zaledwie dziesięć sekund później było 136:135, ale na korzyść gości. Następnie kluczową stratę zaliczyli do spółki Anunoby i Brunson, a na 15 sekund do końca Pacers dołożyli dwa "oczka". Ostatnią akcję mieli nowojorczycy i kompletnie ją zepsuli. Dwie za krótkie "trójki" zaliczyli Brunson i Towns, a mecz zakończył się szokującą wygraną Pacers 138:135. 

Profil "Hoop Central" nazwał zwycięstwo Indiany "powrotem stulecia" i trzeba przyznać, że raczej się nie pomylił. Z kolei oficjalny profil NBA nazwał ten powrót "epickim" i wskazał, że Nesmith i Haliburton kompletnie przejęli spotkanie. Ich wyczyn zobaczyć można na poniższym skrócie. 

Pacers niespodziewanie prowadzą więc 1-0 w serii, której drugi mecz zaplanowano na noc z piątku na sobotę 24 maja o 2:00. Starcie odbędzie się również w Madison Square Garden, a na kolejne dwa mecze zespoły przeniosą się do Indianapolis. W NBA serię wygrywa zespół, który jako pierwszy zaliczy cztery wygrane. 

Więcej o: