Niespełna dwa tygodnie temu całą sportową Polskę obiegła informacja o śmierci męża Justyny Kowalczyk Kacpra Tekielego. Polskiego wspinacza zabrała lawina w okolicach szczytu Jungfrau w Szwajcarii. Miał 38 lat, a w wyniku tragedii osierocił półtorarocznego syna Hugo. Tuż przed śmiercią poinformował o zdobyciu szczytów Allalinhorn (4027 m), Strayhorn (4190 m) i Rimpfishhorn (4199 m).
We wtorek 30 maja odbyła się ceremonia pogrzebu alpinisty. Jeszcze przed pożegnaniem mężczyzny Kowalczyk przekazała najbliższym osobom, by nie kupowali wieńców na tę uroczystość, a przekazali pieniądze na jedno ze schronisk dla zwierząt. Podczas pogrzebu na Cmentarzu Oliwskim w Gdańsku 40-latka wygłosiła poruszającą mowę.
- Byłam żoną alpinisty. Nie unikaliśmy trudnych rozmów. Żadne z nas nie uciekało od śmierci. Byliśmy świadomi, co może się wydarzyć. Chciał wejść na wszystkie czterotysięczniki przed 40. urodzinami. Jestem szczęściarą, że mogłam mu towarzyszyć w tym wszystkim i być obok niego. Ma wspaniałych przyjaciół. Nigdy nie zapomnę, jak rzuciliście wszystko i pojechaliście szukać mojego męża. Wiem, że Kacper dla was zrobiłby to samo. Będziemy żyć, tak jak nauczył nas Kacper. Będziemy jeździć i zdobywać świat. Hugo miał cudownego tatę - zakomunikowała.
Więcej podobnych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Kowalczyk i Tekieli pobrali się w 2020 roku w Gdańsku. Od tamtego czasu para była niemal nierozłączna, a kobieta niejednokrotnie towarzyszyła mu podczas wypraw w góry. Wspólnie z ich synem byli również tego dnia w Szwajcarii, gdzie alpinista realizował projekt zdobycia 82 czterotysięczników.
- Jeszcze kilka dni przed przyszedł do domu spełniony. Nawet gdy robił wszystkie karkołomne rzeczy, to cele musiały być spełnione - powiedziała dwukrotna złota medalistka IO.
Na urnie z prochami Tekielego widnieje tabliczka z napisem, który chwyta za serca. "Był najcudowniejszy" - napisała Kowalczyk tuż po śmierci męża w mediach społecznościowych, co pokazuje, jak olbrzymią miłością darzyła ukochanego.