- Stoczyłem mnóstwo takich walk, kiedy długo nie wiedziałem, kto będzie moim przeciwnikiem. Dla mnie to nic nowego - przekonywał Izu Ugonoh w rozmowie z Interią. O tym, że zawalczy z Marko Samociukiem, dowiedział się kilkadziesiąt godzin wcześniej. To już była kolejna zmiana rywala. Oficjalnie trzecia, ale nieoficjalnie, jak powiedział później sam Ugonoh, piąta. - Oczywiście, że takie rzeczy wywracają twoje przygotowania - dodawał.
No i wywróciły. Albo inaczej: Ugonoh - a więc zdecydowany faworyt przed tą walką - sam dał się wywrócić, kiedy na początku drugiej rundy skrajnie wyczerpany najpierw oparł się o siatkę, a po chwili dał obalić i w parterze został zasypany gradem ciosów przez Samociuka. To wyczerpanie było też widać w materiale InTheCage.pl zza kulis, gdzie najpierw na backstage'u pojawił się szczęśliwy Samociuk, a zaraz po nim zły i wycieńczony Ugonoh, który do szatni został zwieziony na wózku.
Od początku wydawało się, że walka Ugonoha z Samociukiem nie wyjdzie poza pierwszą rundę. Po trzech minutach Ugonoh popisał się serią kilkudziesięciu ciosów, po których wszystko wskazywało, że walka zostanie zakończona. Samociuk był w niesamowitych opałach i tylko w sobie znany sposób przetrwał tę serię, by na koniec rundy popisać się jeszcze trójkątem z pleców. I wydaje się, że to przede wszystkim właśnie ta akcja, którą przerwał kończący rundę gong, tak wyczerpała Ugonoha, że po krótkiej przerwie nie miał już chęci ani sił, by kontynuować ten pojedynek.
Dla Ugonoha - wcześniej zawodowego pięściarza - była to pierwsza porażka w karierze MMA. W drugiej walce, bo w debiucie podczas KSW 54 pokonał Quentina Domingosa (1-1). Dla Samociuka była to z kolei trzecia wygrana w czwartej walce (3-1).