Finał ćwiczeń wolnych w gimnastyce kobiet na igrzyskach w Paryżu zapisał się w historii z dwóch powodów. Po pierwsze, nie wygrała go gwiazda, Simone Biles. Amerykanka po trzech złotych medalach z rzędu musiała uznać wyższość Brazylijki Rebeki Andrade. Po drugie, doszło do ogromnej afery w trakcie walki o brązowy medal.
Reprezentantki Rumunii Sabrina Maneca-Voina oraz Ana Barbosu uzyskały za swoje występy wynik 13,700 punktów. Sędziowie postanowili jednak przeanalizować występ pierwszej z nich jeszcze raz i potem odjęli jej 0,1 pkt, przez co ta spadła na czwartą pozycję. Już to zdenerwowało Rumunów. Trenerzy zawodniczki złożyli apelację, ale została ona odrzucona. To jednak nic w porównaniu z tym, jak bardzo rumuński sztab, i ogólnie cały kraj, wściekł się później.
Początkowo bowiem u Rumunów zapanowała euforia. Ana Barbosu zajęła trzecie miejsce i już zaczęła w radości machać flagą do kibiców. Jednak w międzyczasie protestować zaczęli Amerykanie. Złożyli wniosek do sędziów, by ci jeszcze raz ocenili występ ich zawodniczki Jordan Chiles, która początkowo miała wynik 13,666 pkt (szóste miejsce). W przeciwieństwie do wcześniejszej apelacji Rumunek, tego wniosku już nie odrzucili. Mało tego, po ponownej analizie podwyższyli ocenę Chiles do 13,766, co dało jej trzecie miejsce.
Gdy Barbosu dowiedziała się, że jednak nie ma medalu, rozpłakała się i opuściła halę. Rumuni wściekli się nie na żarty. Portal prosport.ro informował, że Rumuński Narodowy Komitet Olimpijski ma zamiar walczyć o sprawiedliwość w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim oraz Trybunale Arbitrażowym. Jeszcze mocniej zdenerwował się premier Rumunii Marcel Ciolacu, który wyładował złość w poście na Facebooku.
"Zdecydowałem się nie brać udziału w ceremonii zamknięcia igrzysk olimpijskich w Paryżu po skandalicznej sytuacji w gimnastyce, gdy rumuńscy sportowcy zostali potraktowani absolutnie nieuczciwie. Odebranie medalu, wygranego uczciwą pracą, na podstawie protestu, którego nie rozumieją ani trenerzy, ani czołowi specjaliści techniczni, jest całkowicie nie do przyjęcia" - zapowiedział Ciolacu.
Szef tamtejszego rządu zapewnił również, że zarówno Barbosu jak i Maneca-Voina (której zdaniem Rumunów niesłusznie odjęto punkty) będą w kraju traktowane jak medalistki. Niezależnie od tego, co myślą sędziowie. "Sabrina i Ana Maria, macie przy sobie cały naród, dla którego wasza praca i łzy są cenniejsze niż jakikolwiek medal. I zapewniam, że państwo rumuńskie będzie was traktować, także pod względem nagród, jak medalistki olimpijskie. Bo nimi właśnie jesteście dla nas wszystkich!" - napisał premier.