Pięć cholernych centymetrów! Polska klątwa na igrzyskach wciąż działa

Pięć centymetrów! Pięć cholernych centymetrów dalej i byłby medal. Pal licho, że dla nas. To byłby medal dla największej dziś polskiej olimpijki. Anita Włodarczyk żegna się z igrzyskami tak, jak się z nimi witała - czwartym miejscem. Bijmy brawa za to, a zwłaszcza za trzy złota, które były między czwartymi miejscami.

Szesnaście lat temu Anita Włodarczyk weszła do olimpijskiego koła po raz pierwszy. W Pekinie miała 23 lata i była czwarta. Teraz w Paryżu, dwa dni przed 39. urodzinami, wystąpiła w olimpijskim finale po raz piąty i ostatni. Kariery Anita jeszcze nie kończy, ona chce jeszcze pojechać za rok na MŚ do Tokio i pewnie pożegnać się medalem. Ale dziś coś się kończy. Coś wielkiego.

Zobacz wideo Dorota Borowska przerywa milczenie po odwieszeniu przez Trybunał Arbitrażowy. "Wiedziałam, że jestem niewinna"

Coś się dopełniło – pięć startów największej obecnie gwiazdy polskiego olimpizmu jest jak pięć kół na olimpijskiej fladze. Takie postaci powinny odchodzić nagrodzone. Włodarczyk wspaniale walczyła o nagrodę. Przyjechała do Paryża z 18. wynikiem na świecie w tym roku. W eliminacjach miała 12. rezultat, czyli ostatni dający awans. Ale dawała nam nadzieję. Mówiła, że na treningach rzuca luźno 73-74 metry. A że nigdy nie była zawodniczką treningową, że jej zawsze adrenalina dodawała metrów, to czekaliśmy na finał z dużym zainteresowaniem.

I dostaliśmy od Anity piękną walkę. W czterech z sześciu kolejek rzuciła dalej niż w swoim najdalszym rzucie w sezonie. W piątej, przedostatniej, kolejce, przesunęła się z siódmego miejsca na czwarte po rzucie na 74,23 cm. Gdyby młot poleciał na 74,28 cm, to mielibyśmy medal. Anita by miała. Ale, niestety, brąz bierze Chinka Jie Zhao.

Włodarczyk nieśmiertelna jak Bolt

Z Kanadyjką Camryn Rogers (76,97 m) i Amerykanką Echikunwoke (75,48 m) Włodarczyk nie miała szans, one rzucają już dla Anity za daleko. Ale nawet nie żartujmy, że to jest daleko! Dla Anity sprzed lat, dla największej dominatorki w historii konkurencji, to były odległości śmieszne. Można żartować, że tyle w swoich najlepszych czasach to Anita rzuciłaby bez kręcenia się w kole. Z miejsca!

A już mówiąc poważnie: jej rekord świata - 82,98 m - może przetrwać dłużej niż sprinterskie rekordy Usaina Bolta. Tak bardzo nikt się do nich nie zbliża.

Polski młot już nie dolatuje do podium

Przykro, że to minęło. Bardzo żal, że polski młot przestał latać najdalej, patrząc na konkurencję całościowo. Włodarczyk jest czwarta, Paweł Fajdek był piąty, Wojciech Nowicki – siódmy. Oni wszyscy medale zdobywali seriami. Na igrzyskach, mistrzostwach świata i Europy uprawiali takie medalobrania, że miło było patrzeć.

Oni wszyscy weszli na zawsze do historii polskiego sportu. Ona najmocniej. Anita ma złota olimpijskie z 2012, 2016 i 2021 roku, miała swój znaczek pocztowy, ma swoją lalkę Barbie, ma wspaniałe wspomnienia i ma miejsce w naszej pamięci. Bo czy można zapomnieć choćby igrzyska w Rio, na których biła rekord świata i drugą w konkursie Chinkę Zhang Wenxiu wyprzedziła aż o pięć metrów i 54 centymetry? No nie można!

Rekord świata Anity to było wtedy 82,29 cm, a dwa tygodnie później w Warszawie mistrzyni wywindowała go na poziom jeszcze wyższy – 82,98 m. W tym roku jedna Brooke Andersen zbliżyła się do 80 metrów – rzuciła 79,92 m. Ale generalnie nikt 80 metrów nie rzuca. Mistrzyni olimpijska Camryn Rogers rzuciła w tym roku najdalej ma 77,76 m. I to jest drugi najlepszy wynik na świecie.

Włodarczyk pokazuje, jaki jest, jaki powinien być, sport

Anita swój najlepszy tegoroczny wynik na igrzyskach nie pobiła, tylko zmiażdżyła. Pokazała, że naprawdę przygotowała się na dużo więcej niż tamto 72,92 m z czerwcowych mistrzostw Europy. Nie przejmowała się swoim wiekiem, formą rywalek, klątwą chorążego – była bliska przełamania wszystkich barier i granic. Wielka szkoda, że nie została pierwszą od 1992 roku osobą, która niosła polską flagę na ceremonii otwarcia igrzysk, a później zdobyła medal. Wtedy Waldemar Legień został mistrzem olimpijskim w judo.

Niedawno Legień opowiadał na Sport.pl, że wszyscy wokół mówili mu o klątwie, a on postanowił pokazać, że niczego takiego nie ma. Teraz Włodarczyk była bliska zrobienia tego samego. Nie wyszło, bo taki jest sport. „Taki jest sport" powtarzają na tych igrzyskach nasi sportowcy, którym nie wyszło oraz ich trenerzy i dziennikarze, którzy szukają jakiegoś usprawiedliwienia. Włodarczyk może powiedzieć, że „taki jest sport", a my będziemy wiedzieli jaki – mianowicie taki, że zawsze trzeba walczyć do końca, z całych sił. Nawet jeśli nie zawsze się wygrywa.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.