Igrzyska zmarnowanej szansy. Polska gwiazda nie rozmawiała z trenerem

W poniedziałek do półfinału igrzysk olimpijskich Paryż 2024 awansowali nasi siatkarze, a we wtorek to samo spróbują osiągnąć polskie siatkarki. Drużyna prowadzona przez Stefano Lavariniego zmierzy się z USA. Początek meczu o godzinie 17.00. Jak szanse Polek ocenia Katarzyna Skowrońska?

Katarzyna Skowrońska - dwukrotna mistrzyni Europy (z 2003 i 2005 roku) - pracuje na igrzyskach jako komentatorka i ekspertka Eurosportu.

Łukasz Jachimiak: Dlaczego polskie siatkarki wygrają ćwierćfinał z Amerykankami?

Katarzyna Skowrońska: Ha, ha! Dobre pytanie na "dzień dobry"! Naprawdę ładnie zacząłeś! Dlaczego dziewczyny wygrają? Bo mają determinację, bo są pierwszy raz na igrzyskach, bo przyjechały po marzenia, bo nie mają presji. Tej narzuconej z zewnątrz. Wszystko jest kwestią ich mentalu, ich podejścia. Myślę, że jeśli dobrze, konsekwentnie, będą realizowały taktykę, to naprawdę mogą wygrać. Tego mi zabrakło z Brazylią. Dziewczyny przegrały, bo nie zrealizowały do końca wszystkich założeń, a znały charakterystykę indywidualną poszczególnych przeciwniczek. Ale trzeba też uznać wyższość Brazylii, bo grała bardzo twardą, dobrą siatkówkę. A nam zabrakło trochę więcej mądrości u skrzydłowych. Brazylia broniła doskonale. Surowe statystyki to pokazały. Myślę, że dziewczyny to przeanalizowały. I że przeanalizowały też mecze Amerykanek z tego turnieju.

Zobacz wideo Sukces siatkarzy? "Przełamanie klątwy to początek drogi"

Pewnie pamiętają też swoje ostatnie mecze z Amerykankami. Dobre mecze, zwycięskie - z tego roku i z ubiegłego.

- Tak, zwycięstwa z Ligi Narodów pomagają wierzyć w to, że i teraz zwycięstwo jest możliwe. To są ładne igrzyska dziewczyn, pomimo porażki z Brazylią. Ja nie wiem, jaki będzie wynik, ale jedno wiem na pewno – że jak będę komentować ten mecz, to nie lada wyzwaniem będzie dla mnie, żeby zachowywać spokój i przekazywać ludziom treść merytorycznie, ha, ha!

Może się wkraść drobny element kibicowania?

- Oczywiście, że tak! Ale wtedy się wyłącza mikrofon i Tomasz Swędrowski komentuje sam! Nie no, żartuję!

A co byś zrobiła, gdyby Tomkowi przydarzyła się chwila kibicowania? Poradziłabyś sobie sama?

- Tak, na pewno! Oj, ja bym chciała puścić swój komentarz z taką swobodą, z jaką to robią Tomasz i Wojciech Drzyzga. Chciałabym, ale to trzeba mieć doświadczenie. Jak słuchałam obu panów komentujących mecz Polska – Słowenia, to słyszałam w ich głosach radość, euforię, emocje. Ja tego jeszcze nie umiem zrobić. Ale oni robią to od ilu lat? Dwudziestu? A może nawet 25. Mam poczucie, że dostaję tu dobre wskazówki od dobrych ludzi. Chcę się uczyć, z meczu na mecz sprawia mi to coraz większą przyjemność. Naprawdę miło się pracuje.

Wiążesz z tym przyszłość? Bawi cię to na tyle, że możesz zostać komentatorką na lata?

- Powiem w ten sposób: zgodziłam się być siatkarską ekspertką Eurosportu na igrzyskach i miałam się wypowiadać w studiu olimpijskim. A w końcu pojawiła się jeszcze jedna propozycja, spontaniczna. Maciek Słomczyński (dyrektor produkcji Eurosportu) zapytał, czy chciałabym komentować mecze Polek. Tylko Polek, bo gdybym miała komentować też inne mecze, to wtedy nie starczyłoby mi czasu na robienie tego, na co się umówiliśmy pierwotnie. Zgodziłam się na komentowanie, komentuję teraz pierwsze mecze w życiu i powiem szczerze, że pierwszy i drugi mecz ogromnie mnie stresowały. Mam świadomość, ile mi brakuje do Tomka i Wojtka. Ale to jest dla mnie świetna przygoda. I wydaje mi się, że w trakcie trzeciego meczu, z Brazylią, miałam już trochę więcej odwagi. Żeby w ogóle otworzyć usta! Tak serio – czuję się, że się w duecie zgrywamy, że fajnie to idzie. A czy chciałabym się tym zająć na dobre? Nie mówię, że nie, nie mówię, że tak. Teraz żyję chwilą, a na podsumowania przyjdzie czas, teraz to jest dla mnie za dalekie.

À propos odwagi – w naszej olimpijskiej drużynie siatkarek masz, jeśli nie przyjaciółki, to dobre koleżanki, na przykład Joannę Wołosz i Malwinę Smarzek. Nie masz problemu, żeby wskazać ich błędy, gdy zdarzą im się nieudane akcje?

- Żadnego! Każda z dziewczyn jak coś robi na boisku, to czy robi dobrze, czy źle, ma być oceniania. Negatywnie, jeśli na przykład wystawa była niedokładna, jeśli brakuje kończącego ataku i tak dalej. Ja te sytuacje widzę z góry i nie byłabym sobą, gdybym nie oceniła uczciwie tego, co widzę. My z dziewczynami zawsze będziemy koleżankami, ale w pracy muszę robić swoje. I to na pewno nie wpłynie na naszą relację. Zresztą, dziewczyny są świadome, kiedy popełniają błędy. To jest czysta sytuacja.

Kiedy zapytałem cię, dlaczego wygramy z USA, to myślałem, że powiesz o trenerze Stefano Lavarinim. Ty go znasz, pracowałaś z nim, a teraz na pewno widzisz, jak dużo wniósł, jak bardzo zawodniczki za nim poszły. A ja od nich słyszę, że one w siebie uwierzyły, bo wreszcie mają trenera, który w nie naprawdę wierzy.

- Wiesz co, ja to trochę odwrócę. Ogromne brawa dla Stefano. Znam go dobrze, pracowaliśmy razem we Włoszech, prowadził mnie przez sezon. Wiem, jakim jest człowiekiem, wiem, jakim jest trenerem i naprawdę brawa dla niego, że ten zespół przebudował, że go wytrenował, że go rozwija. Widzimy proces, przemianę, ta ekipa daje nam nadzieję na sukcesy, na to, że wreszcie przez lata będziemy mieli komu kibicować i będziemy mieli z czego się cieszyć. Szczerze: już byłam zmęczona latami takich pytań od różnych ludzi: "Kasia, a dlaczego w tej żeńskiej siatkówce nie ma sukcesów?". Polski Związek Piłki Siatkowej NARESZCIE, proszę cię, żebyś to "nareszcie" napisał wielkimi literami, zatrudnił człowieka, który pomógł tej grupie dziewczyn przestać stać w miejscu. On im zaufał, a one za nim poszły. Ale gdyby one były krnąbrne i zamknięte, to ten proces by nie zaszedł. To nie jest praca, tylko Stefano, to ich wspólna robota.

Nie musisz mnie przekonywać – pamiętam, jak one się domagały fachowca z zagranicy. Zresztą, poprzednie pokolenie też się domagało.

- Dokładnie tak! Przeanalizujmy suche fakty, popatrzmy na narodowości szkoleniowców naszych siatkarzy i siatkarek z ostatnich lat.

Raul Lozano, Daniel Castellani, Andrea Anastasi, Stephane Antiga, Vital Heynen, Nikola Grbić - u panów mieliśmy takich trenerów przez ostatnich 20 lat. A u pań aż do 2022 roku mieliśmy wyłącznie polską myśl trenerską, z krótką przerwą na Marco Bonittę.

- No i proszę bardzo! Jest różnica? W końcu przyszedł fachowiec i widzimy, jak nam drużyna urosła i wciąż rośnie. Super, że teraz kadra męska i damska idą prawie łeb w łeb. Mam nadzieję, że panie w kolejnych latach też będą nam dostarczały dużo cudownych przeżyć.

Patrzysz, jak nasza kadra rośnie, widzisz, co może osiągnąć i – tak sobie wyobrażam – trochę wracasz do przeszłości, przypominasz sobie igrzyska Pekin 2008 i myślisz "Kurczę, szkoda, że wtedy nie było tak, jak jest teraz". Mylę się?

- Nie mylisz się. Myślę o tym, że czegoś nam wtedy zabrakło. Pamiętam, że zabrakło niewiele. Myśmy tam przegrały 2:3 z USA i 2:3 z Japonią, a gdybyśmy jeden z tych meczów wygrały, to wyszłybyśmy z grupy. I wtedy grałybyśmy w ćwierćfinale, wtedy wszystko by się dla nas otworzyło. Ktoś powie, że nie? To proszę bardzo, przypominam historię Francuzów z igrzysk w Tokio. Oni ledwo wyszli z grupy, a później w ćwierćfinale pokonali naszą kadrę i poszli po złoto. Na pewnym poziomie decyduje dyspozycja dnia, nastawienie mentalne i jedna-dwie piłki decydują.

Natomiast wracając do twojego pytania, bo trochę odbiegłam, muszę powiedzieć, że przypomina mi się mnóstwo rzeczy. Jestem niezmiernie wdzięczna Eurosportowi, że mogę być na tych igrzyskach. Mam tu kalejdoskop różnych sytuacji z przeszłości, z mojej kariery, z rzeczy związanych z reprezentacją, gdy byłam jej częścią. A teraz jestem dumna z naszych dziewczyn, które tu są. Brawo, że się zakwalifikowały, ja wiem, jak to jest trudne. Często sobie myślę, że powinnam być na igrzyskach przynajmniej trzy razy, a byłam raz. Jest mi przykro, że nie mogłam wykorzystać pełni swoich możliwości, że byłam na igrzyskach tylko raz i mam poczucie, że nie zrobiłyśmy tam maksa. Super jest wrócić na igrzyska. Mimo że nie jestem już olimpijką, to jestem blisko wielu wydarzeń, nie tylko siatkarskich, bo byłam między innymi na meczach Igi Świątek i Carlosa Alcaraza, byłam też na szermierce i może jeszcze na coś się wybiorę. Jestem tu w pracy, ale tak naprawdę to po prostu przeżywam piękne doświadczenie.

Zatrzymajmy się na moment przy tym twoim kalejdoskopie. Co szczególnie ci się przypomina?

- Przypominam sobie specyficzną atmosferę, jaką miałyśmy w zespole na igrzyskach.

Tak czułem!

- Ale mimo wszystko jak przychodziło do treningu, to zasuwałyśmy. A atmosfera była specyficzna, bo prowadził nas trener, który miał bardzo trudny charakter. Był egocentrykiem

Pamiętam Bonittę – byłem początkującym dziennikarzem i czułem, że bardzo ciężko się z nim rozmawia. Widziałem też, że dziwnie wami zarządza.

- Też by mi się z nim ciężko rozmawiało, ale ja z nim prywatnie potrafiłam długo nie zamienić słowa. Na treningach i w meczach realizowałam jego założenia taktyczne. Bez żadnych pretensji, bardzo profesjonalnie.

Wierzę, że tak też się da i przypominam sobie, że Otylia Jędrzejczak i trener Paweł Słomiński…

- Nie rozmawiali.

Słyszałem, że będąc razem na zgrupowaniach, porozumiewali się przez SMS-y.

- Jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy. A jak popełnimy błąd, to trzeba się do niego przyznać i powiedzieć jedno magiczne słowo. Takie na literkę "P". Ale niektórzy nie potrafią przeprosić, dla niektórych to jest za trudne. Generalnie obrazków, kafelków z Pekinu przypomina mi się mnóstwo. Mimo że zamknęłam tamten etap swojego życia. Ale dla niektórych ludzi spełnieniem marzeń jest już pojechanie na igrzyska, a ja nie czuję się spełniona, nie mam pełnej satysfakcji z tego, że byłam na igrzyskach. I to mi się teraz przypomina. Nie mówię, że od razu chciałam sięgnąć po medal, choć przecież nie byłoby w tym nic złego! Ale byłam młoda, chciałam i mogłam więcej. I jestem przekonana, że gdybym pojechała na igrzyska jako zawodniczka drugi raz, to przeżyłabym je inaczej.

Jak myślisz, czego zabrakło, żebyście pojechały na igrzyska z trenerem Andrzejem Niemczykiem? To zdumiewające, że mistrzynie Europy z 2003 i 2005 roku między tymi sukcesami nie wystąpiły na igrzyskach olimpijskich Ateny 2004.

- Po prostu strasznie trudno było się zakwalifikować.

A z trenerem Niemczykiem trudno było się dogadać? Na pewno łatwiej niż z Bonittą, chociaż Niemczyk też był trudny. Ale jego ciepło wspominasz, prawda?

- Pomimo tego, że Andrzej miał bardzo specyficzny charakter, z nim dało się rozmawiać. A z Marco dialog był bardzo trudny nawet w codziennej, zwykłej komunikacji. Nawet nie chcę ich porównywać, bo to nie ma sensu.

Świetnie, że Stefano jest fajnym człowiekiem, że daje dziewczynom przestrzeń, że im ufa.

- To się zgadza. To bardzo inteligentny i zabawny gość, który ma dobre poczucie humoru. A jak trzeba pracować, to się pracuje.

Andrzeja Wronę wkręcał, że go nie zna?

- On już chyba udzielił odpowiedzi w Eurosporcie?

Widocznie mi umknęło.

- Dobra, już mówię, jak było. Otóż Stefano powiedział, że źle się poczuł z tym, że nie wiedział, kim jest Andrzej. Nadrobił więc zaległości, dowiedział się wszystkiego na temat Andrzeja, rozpracował go i później na antenie sobie porozmawiali, wszystko zostało obrócone w jeden wielki, piękny żart.

Jeszcze à propos kalejdoskopu – wiem, że lubisz fotografię, że sama fotografujesz, więc zastanawiam się, czy kolekcjonujesz zdjęcia z innymi gwiazdami sportu. Na twoim artystycznym profilu na Instagramie żadnych takich fotografii nie znalazłem, ale może zbierasz je do szuflady?

- Nie, nie, ja tego nie mam. Zrobiłam sobie tu jedno zdjęcie – przed meczem z Brazylią, z Roberto (trener kadry), bo wpadliśmy na siebie, gdy biegłam do toalety, zanim siadłam do komentowania.

Czyli zrobiłaś sobie zdjęcie ze znajomym, a nie z gwiazdą.

- Tak, oczywiście. Nie mam tak, że chciałabym z kimś się szczególnie sfotografować.

Czyli na Igę Świątek nie polowałaś?

- Nie polowałam ani na Igę, ani na nikogo. Nawet gdybym spotkała jakąś gwiazdę muzyki, to też bym sobie z nią nie zrobiła zdjęcia.

Nie zrobiłabyś nawet z Dawidem Podsiadłą?

- Ha, ha! Jadłam z nim w ostatnich dniach śniadania i nawet nie pomyślałam, żeby sobie z nim zrobić zdjęcie. Naprawdę! Ja nie jestem taką osobą. Nie krytykuję innego podejścia, ale ja wolę sobie znaleźć czas na to, żeby pofotografować. Mam bystre oko, więc czasami wyciągam z kieszeni telefon. Albo aparat, jak mam przy sobie. W wolnym czasie spotykam się tu też z ludźmi, z którymi kiedyś razem pracowałam. Na przykład z koleżankami z Brazylii, z którymi się nie widziałam dwa lata. Albo z Amerykankami, które w Pekinie zostały wicemistrzyniami olimpijskimi i z którymi się kolegujemy od kilkunastu lat. Zdecydowanie wolę pobiec na takie spotkanie z kimś, z kim się przez kilka lat nie widziałam, wypić z nim mrożoną kawę, uścisnąć się, zamienić słowo, niż szukać jakichś wspólnych zdjęć z gwiazdami igrzysk i się tym chwalić w mediach społecznościowych.

Słuchaj, wymyśliłem ci zajęcie! Teraz jesteś na igrzyskach jako komentatorka i ekspertka, a może na następnych widziałabyś się w roli fotografki robiącej zdjęcia sportowcom?

- Uczę się fotografować ludzi, więc może kiedyś!

Widziałem twoje zdjęcia – jestem laikiem, ale dla mnie ty już umiesz fotografować ludzi i robisz to świetnie!

Aaa, ty widziałeś mój profil fotograficzny? Dziękuję bardzo! Uczę się przyjmować komplementy!

A dostajesz komplementy za komentowanie?

- Tak, piszą do mnie ludzie.

Ktoś znany?

- Tomek Swędrowski raz mnie pochwalił! To był bardzo miły komplement, bo pochwała z jego ust naprawdę bardzo mnie zbudowała.

Co powiedział?

- Ja to zostawię między nami. Ale Tomasz nie jest wylewny, jeśli chodzi o pochwały. Mam tylko nadzieję, że się ze mną nie męczy. Jak ludzie nas nie słyszą, udziela mi wspaniałych wskazówek. Każdą bardzo cenię!

Ujawnisz te wskazówki?

- Może po igrzyskach!

Na koniec: będą tu, w Paryżu, medale dla polskiej siatkówki?

- Nie umiem tego ocenić.

Spójrz, proszę, fachowo.

- Fachowo to powiem tak: medale będą trzy u kobiet i trzy u mężczyzn, a my marzymy, żeby były dwa. Natomiast co do marzeń, to one się nie spełniają, tylko trzeba je spełniać. I tego życzę obu naszym zespołom!

Transmisje na antenach Eurosportu. Każdy moment igrzysk w Paryżu na platformie Max.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.