Świątek dedykuje medal igrzysk tylko jednej osobie. "Bez dwóch zdań"

Agnieszka Niedziałek
Iga Świątek bez chwili zastanowienia wskazała, komu zadedykowałaby historyczny medal, który zdobyła podczas igrzysk w Paryżu. - Wszystko mogłabym mu dedykować, bo gdyby nie on, to nie grałabym w tenisa, 100 razy bym się poddała i nie byłoby mnie tutaj - zapewnia z uśmiechem Polka. W stolicy Francji przeżyła trudne chwile, bo zamiast wymarzonego złota musiała się zadowolić brązem. A po przegranym półfinale pocieszały ją dwie gwiazdy światowego sportu.

- To był jeden z najtrudniejszych momentów w mojej karierze - przyznała Iga Świątek na konferencji prasowej, wspominając chwile po niespodziewanie przegranym półfinale igrzysk w Paryżu. W drugim secie meczu z Chinką Qinwen Zheng prowadziła już 4:0, ale ostatecznie przegrała 2:6, 5:7. Dostała wtedy mnóstwo wiadomości ze słowami wsparcia. Radą służyły jej wtedy m.in. dwie wielkie postacie świata sportu - Agnieszka Radwańska i Lindsey Vonn.

Zobacz wideo Courteney Cox zagrała w tenisa z Igą Świątek

Te igrzyska będą miały dla Świątek słodko-gorzki smak. Z jednej strony wywalczyła dla Polski pierwszy w historii i długo wyczekiwany medal olimpijski w tenisie. Z drugiej - rywalizacja toczyła się na kortach im. Rolanda Garrosa, na których triumfowała cztery razy w ostatnich pięciu latach i była główną kandydatką do złota. Sama również celowała w najwyższy stopień podium. Skończyło się jednak na brązie, który dało jej piątkowe zwycięstwo nad Słowaczką Anną Karoliną Schmiedlovą 6:2, 6:1.

Na konferencji prasowej jeden z polskich dziennikarzy spytał liderkę światowego rankingu, komu dedykuje ten krążek. 23-letnia tenisistka nie miała co do tego żadnych wątpliwości.

- Gdybym go miała komuś zadedykować, to bez dwóch zdań tacie. To raczej taka oczywista odpowiedź. Bo w kontekście igrzysk zawsze mówię o nim. Szczerze mówiąc, to generalnie wszystko mogłabym mu dedykować - zaznaczyła z szerokim uśmiechem.

A zaraz potem przypomniała o wielkim wpływie Tomasza Świątka na jej drogę zawodową. - Gdyby nie on, nie grałabym w tenisa, 100 razy bym się poddała i nie byłoby mnie tutaj - podkreśliła z pełnym przekonaniem.

Trenująca pod okiem Tomasza Wiktorowskiego zawodniczka przyznała, że wsparcie najbliższych jest szczególnie ważne w tych trudnych momentach. A takim bez wątpienia był dla niej przegrany w czwartek półfinał olimpijskich zmagań. Podczas pomeczowego wywiadu telewizyjnego rozpłakała się. Z resztą dziennikarzy już nie rozmawiała. Jak potem opowiadała, odcięła się wtedy nieco od świata zewnętrznego.

- Otrzymałam wsparcie od taty i od zespołu. A także od wszystkich ludzi z internetu. Choć nie do końca odpisałam wtedy komukolwiek. Nie rozmawiałam też wtedy z nikim przez telefon, bo chciałam się skoncentrować na tym, co się wydarzy w piątek. Ale to wsparcie było ogromne i bardzo je doceniam - zapewniła Świątek.

Liderka światowego rankingu wielokrotnie w przeszłości wspominała w różnych wywiadach i na konferencjach o ojcu w kontekście igrzysk. To właśnie on zaszczepił w niej marzenia o rywalizacji olimpijskiej. Ma w tym zakresie własne doświadczenia - jako wioślarz uczestniczył w igrzyskach w Seulu 1988.

Iga Świątek debiut olimpijski zaliczyła w Tokio 2021. Wówczas odpadła w drugiej rundzie i wtedy także płakała. Wyraźnie widać, że przykłada do udziału w tej imprezie wielką wagę, nakładając przy tym na siebie dużą presję. Teraz jednak wyraźnie zastrzegła, że nie jest to efektem samych rozmów z ojcem i jego opowieści.

- W pewnym sensie sama, niestety, przerobiłam to w taki sposób, że nałożyłam zbyt duży bagaż emocjonalny na swoje barki. Z tatą porównywaliśmy nasze dyscypliny i najczęściej stwierdzał, że cieszy się, iż uprawiam sport indywidualny, bo on był zależny od zespołu. Nie liczyło się tylko to, co sam wytrenował. Na końcowy efekt składało się wiele czynników, w tym przygotowanie innych osób. Igrzyska były szczytowym momentem jego kariery. Dlatego dużo o tym rozmawialiśmy i najczęściej w takim kontekście - podsumowała 23-latka.

Dziennikarzy zainteresował też temat wspomnianego wcześniej przez nią wsparcia, jakie otrzymała w trudnym dla siebie momencie. Zdradziła też, które wiadomości były dla niej wtedy najcenniejsze.

- Na pewno te od wszystkich sportowców, którzy byli w podobnej sytuacji. Albo byli na igrzyskach i to niezależnie od tego, czy odnieśli w nich sukces, czy nie. Pisałam trochę z Lindsey Vonn i Agnieszką Radwańską. Wiadomo, że wiedzą, o czym mówią - wskazała pierwsza rakieta świata.

Radwańska, która w Paryżu pracuje jako ekspertka telewizyjna, ma na koncie sporo sukcesów na korcie, ale akurat z igrzyskami zawsze żegnała się szybko. Vonn z kolei to wielka gwiazda narciarstwa alpejskiego, w którym wywalczyła m.in. trzy medale olimpijskie. Amerykanka, która już zakończyła karierę, nieraz wspiera i dopinguje Świątek osobiście lub poprzez wpisy w mediach społecznościowych.

W trudnych chwilach po przegranym półfinale z Zheng o 23-letniej Polce nie zapomnieli także znajomi, którzy nie są gwiazdami sportu. A ona w rozmowie z dziennikarzami zaznaczyła, jak ważne to było w tym momencie.

- Gram tak dużo w ciągu roku, że czasem znajomi już nie piszą po wygranych, bo to się zrobiła rutyna. Teraz napisali. Bardzo dużo wsparcia dostałam wtedy od najbliższych. W pewnym sensie wiem, że zawsze będą mnie wspierać, ale naprawdę dzięki temu byłam w stanie po prostu zebrać się na piątkowy mecz - przyznała.

Więcej o: