• Link został skopiowany

Małysz zdradził, kto wydał wyrok na Thurnbichlera. Wszystko jasne

Jakub Balcerski
- Myślę, że to nie było wsadzenie Maćka Maciusiaka na minę - mówi o nominacji nowego trenera polskich skoczków prezes Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz. W rozmowie ze Sport.pl odsłania też kulisy rozstania z Thomasem Thurnbichlerem.
Adam Małysz podczas zawodów Pucharu Świata w Zakopanem
Fot. Marek Podmokly, Agencja Wyborcza.pl

Minął tydzień od ogłoszenia decyzji o zmianie trenera w kadrze polskich skoczków. Thomasa Thurnbichlera po zakończonym sezonie Pucharu Świata zastąpił Maciej Maciusiak. W Zakopanem - przy okazji organizowanego przez Red Bull i PZN konkursu pokazowego "Red Bull. Skoki w Punkt" - porozmawialiśmy z Adamem Małyszem, który wówczas przekazywał informację o tej zmianie dziennikarzom. Teraz odniósł się do tego, w jaki sposób zakomunikowano tę decyzję, rozmów z Thurnbichlerem, czy tego w jakich okolicznościach kadrę obejmuje Maciusiak.

Zobacz wideo

Jakub Balcerski: Spotkaliśmy się tydzień temu przed konferencją prasową, na której poinformował pan o zwolnieniu Thomasa Thurnbichlera. Wracał pan ze spaceru. Musiał pan wszystko przemyśleć, poukładać sobie w głowie?

Adam Małysz: Nie. Od jakiegoś czasu chodzę na takie dłuższe spacery. Wyciszyć się, czasem porozmawiać na spokojnie przez telefon. Wtedy mam trochę wolnego. Jak jestem w domu, to staram się za bardzo nie odbierać telefonów. W pracy z kolei mam tyle papierkowej roboty, że potem nadrabiam na spacerach.

Gdzie pan się wtedy przeszedł?

- Byłem nad jeziorkiem Jasna. Przeszedłem się z półtorej godzinki, taki fajny spacerek.

Wszystko, co wydarzyło się tego poranka w Kranjskiej Gorze, już po tygodniu od tego wszystkiego, gdy pewnie nabrał pan do tego dystansu, uważa pan za słuszne?

- Było wiele słusznych rzeczy, ale wiadomo, że zawsze po czasie pewne kwestie lepiej by się komunikowało, przedstawiło i tak dalej. Myślę, że akurat dobrze się stało, że słowa o tej decyzji padły dokładnie wtedy. Zawsze jednym będzie to odpowiadać, drugim przeszkadzać i nikomu nigdy się nie dogodzi, więc trzeba zawsze to jakoś tam wyważyć. Po sytuacji sprzed trzech lat naprawdę mocno nauczyłem się tego, że nie warto dyskutować i polemizować w pewnych sprawach, a je po prostu zostawić. Prawda i tak zawsze wyjdzie na jaw.

Ważne było, żeby tego dnia podać sobie rękę z Thomasem Thurnbichlerem? Bo z Michalem w 2022 roku to jednak przebiegało w nieco innej atmosferze i tę wojenkę w mediach oglądało się dużo gorzej niż tegoroczną konferencję.

- Myślę, że przede wszystkim Michal był nakręcony. Bo my rozmawialiśmy wcześniej i podaliśmy sobie rękę. A później to, co wydarzyło się na koniec, było trochę nie fair. Na początku "dzięki, wszystko jest okej", wszystko miało zostać jakby po koleżeńsku, a potem nagle afera. To na pewno było niepotrzebne. Tutaj z Thomasem faktycznie było tak, że dogadaliśmy pewne rzeczy, daliśmy mu naszą propozycję i rozstaliśmy się naprawdę w zgodzie. Tak jak powinno to wyglądać. Znaczy... rozstaliśmy się z nim jako trenerem głównym, zobaczymy co będzie dalej.

Ale komunikacyjnie w PZN nadal jest, jak jest, bo wiceprezes Wojciech Gumny później w rozmowie z TVP Sport powiedział, że sprawa zwolnienia Thomasa to był pana wniosek złożony do zarządu i twoja decyzja. Pan mówił na konferencji, że to była decyzja zarządu. To jak w końcu mamy to rozumieć?

- Były rozmowy z Thomasem, trenerami, zawodnikami. Po nich ja przedstawiłem zarządowi na naszym zebraniu, jak te rozmowy wyglądały. Na tej podstawie padła decyzja. To nie było tak, że ja im powiedziałem: "Thomas out, teraz Maciek będzie trenerem" i poddałem pod głosowanie. To zostało przedstawione i z mojej strony padło pytanie: co robimy w takim wypadku? Wszyscy byli zgodni, że proponujemy Thomasowi juniorów i dostałem prośbę, żeby z nim porozmawiać. Zadzwoniłem do niego zaraz po zarządzie, porozmawiałem i przyjął to wszystko do wiadomości. Umówiliśmy się na spotkanie. Zresztą, wiemy, jak jest i myślę, że Thomas przyszedł na nie już poinformowany, bo o wielu kwestiach, o których chciałem mu powiedzieć, już wiedział. Porozmawiał na spokojnie, chciał się dowiedzieć, jaki miałby budżet i z kim miałby pracować. Mówił, że się nad tym zastanowi, a z mojej perspektywy wydawało mi się, że jest tą ofertą bardzo zainteresowany.

Ja jestem wykonawcą decyzji zarządu, ale nie decyduję jednoosobowo o wielu sprawach. Prawie o żadnych, bo mam tam jeszcze parę osób, które muszę się zgodzić i pójść we wspólnie obranym kierunku. Większość z nas musi być za, żeby coś przeszło. W tym temacie akurat wszyscy byli zgodni. Wcześniej rozmawiałem osobno ze wszystkimi członkami zarządu, trenerami i zawodnikami, a oni mówili, że przez to, jaka jest w drużynie atmosfera, to nawet gdybyśmy pozwolili Thomasowi pozostać w drużynie i z Pawłem, z którym zaliczył progres, to to, co działo się wewnątrz zespołu, nie pozwoliłoby mu spokojnie pracować. Od jakiegoś czasu mówiło się o tym, że fajnie byłoby zrobić coś tak jak za czasów Horngachera i Kuttina, gdy 20 lat temu stworzyli nam podstawy, bazę juniorską. I to potem zaczęło działać z Kamilem, Piotrkiem, Dawidem i wieloma innymi zawodnikami. Propozycja była taka, że żeby Thomas mógł mieć spokój i pracować tak jak powinien, powinien objąć kadrę juniorską.

Od tego zaczęliśmy i sam fakt, że ta oferta się pojawiła, był też efektem tego, jak Thomas przedstawił to, jakby widział siebie w Polsce w przyszłym roku. Chciał trenować z Pawłem i młodszymi zawodnikami, podczas gdy Maciek Maciusiak wziąłby starszych, a pozostali trafiliby do Wojtka Topora. Tylko, że wszyscy mieliby tworzyć jeden team. A my tak już raz zrobiliśmy (w latach 2019-2021 działał tak sztab Michala Doleżala, którego wspomagali Maciusiak i Grzegorz Sobczyk - red.). To działało tylko przez pół roku, później wszystko się rozsypało. Wiedzieliśmy, że akurat w tę stronę nie możemy iść. Że to musi być poukładane, tym bardziej, że zaraz startujemy z przygotowaniami do sezonu olimpijskiego. I ta kadra ma się skoncentrować przede wszystkim na igrzyskach.

Thomas mówił osobom ze związku po przedstawieniu mu decyzji o zwolnieniu ze sztabu kadry, co myślał o funkcjonowaniu PZN, współpracy z jego zespołem i tego typu sprawach?

- Thomas nigdy nie miał jakichś pretensji do związku pod kątem tego, że czegoś mu zabrakło. Nie powiedział też, że była zła współpraca, a wręcz przeciwnie. Zawsze miał wolną rękę. I co ważne, my mu powtarzaliśmy, że to on rządzi w tej kadrze i to on podejmuje decyzje. Gdy nie wziął Kamila Stocha na mistrzostwa świata do Trondheim w roli szóstego, rezerwowego szawodnika, mówi, że tego nie widzi i nie chce podejmować decyzji tam, w Norwegii. Że dwóch zawodników nie skakałoby na dużym obiekcie i to bez sensu. Wtedy 90 procent zarządu powiedziało, że trener jest odpowiedzialny, decyduje i potem za jego wybory się go rozlicza.

Maciej Maciusiak już potwierdził, że ze sztabu odchodzą Mathias Hafele i Arvid Endler. To są osoby, które chcielibyście jakoś zastąpić? Nowy sztab ma być w pełni polski, a to by utrudniło znalezienie np. dodatkowej osoby konkretnie od sprzętu. Bo zakładam, że specjalista ds. fazy lotu to jednak głównie pomysł i dodatek do sztabu Thomasa.

- Arvid to bardzo fajny człowiek i fajnie byłoby go mieć, ale to na wyjazdy do tunelu aerodynamicznego i żeby tam pomóc na miejscu. Czyli w roli, w której współpracowaliśmy z nim poprzednio. Ja nie powiem, że to był niewypał, bo to by głupio zabrzmiało, ale to był po prostu… Thomas go chciał, bo myślał, że dużo więcej mu pomoże z młodymi zawodnikami. W pewnym sensie na pewno pomógł, ale to też był powód tego, jak później to było wszystko odbierane. Że atmosfera się gdzieś tam zaczęła pogarszać.

Jeśli chodzi o Mahtiasa, to sytuacja była taka, że tak jak rozmawiałem z zawodnikami, oni byli bardzo zadowoleni z pierwszego roku jego pracy. A później powiedzieli, że nie widzieli efektów, że niby była ta praca nad jakimiś innowacjami, ale nie widzieli jej skutków. To też jest ważne, bo jeśli ty masz coś i pracujesz, to przynajmniej zawodnicy powinni widzieć, co z tego wynika.

Jak ściąga się najlepszego na świecie specjalistę od sprzętu w skokach, bo tak Hafele był nazywany, to pewnie oczekujesz od niego czegoś więcej niż takiej standardowej pracy, prawda?

- No dokładnie tak. Ja też jeszcze przytoczę jedno: że mimo wszystko zupełnie inna praca jest w Austrii, Niemczech, Norwegii, Finlandii, a inna w Polsce. Jesteśmy troszkę innym krajem i nas można bardziej porównywać do Słoweńców, Czechów, Słowaków, bo my trochę inaczej w ogóle myślimy. Bardzo często pewne rzeczy kumulujemy w sobie, a nagle jest wybuch i naraz wszystko eksploduje. I to często Thomasowi powtarzałem. Stąd często były te nieporozumienia ze starszymi zawodnikami, bo nie było interakcji, rozmowy i tak dalej.

I to powinno wychodzić od Thomasa też mimo wszystko. Ja mu to już w zeszłym roku mówiłem jak odchodził jego asystent Marc Noelke, że tam był właśnie taki problem. Thomas mówił: "Kurczę, oni ze mną nie rozmawiają, nie mówią mi takich rzeczy, a później coś wybucha". Powtarzałem mu, że to on musi reagować. Tacy niestety są Polacy.

To nie jest tak, że oni się nigdy w pełni nie przyzwyczaili do Polski?

- Austriacy? Myślę, że niektórzy to się dosyć mocno przyzwyczaili, ale dalej trochę funkcjonują jak Austriacy.

Wsadził pan Macieja Maciusiaka na minę, obsadzając go w miejsce Thomasa?

- Myślę, że to nie było wsadzenie Maćka na minę, bo ja nikogo do tego nie przymusiłem. A przede wszystkim spytałem Maćka czy chce, czy to bierze.

A miał pan plan B, gdyby się nie zgodził?

- Plan B był taki, że pewnie trzeba byłoby przynajmniej spróbować porozmawiać z jakimś innym trenerem. Były dwa wyjścia. Nawet jak rozmawiałem z Thomasem, to mówił, że mam tylko dwie możliwości. Albo biorę Maćka, który sobie poradzi, albo szukam zagranicznego trenera z dużym nazwiskiem. Który raczej nie przyjdzie, bo mamy rok do igrzysk.

Zaczął pan w ogóle takie rozmowy czy nie trzeba było, bo Maciek się zgodził?

- Nie, bo my dosyć późno zaczęliśmy o tym rozmawiać: czy zmieniamy czy nie. Dlatego pierwszy krok był w kierunku Maćka. Bo wiemy, że Maciek od jakiegoś czasu aspirował do tego stanowiska i zawsze się pojawiał ktoś inny. I u takiej osoby to jest trochę tak, jak na początku z Thomasem czy z Stefanem Horngacherem. Że jeśli masz do tego ambicje i chcesz tu być, to często może dać dużo więcej niż doświadczenie trenera, który już jest na szczycie i chce tu tylko coś udowodnić, pokazać swoją sławę.

Materiał opracowany dzięki współpracy z Red Bull Polska w czasie wydarzenia "Red Bull. Skoki w Punkt" w Zakopanem. To wyjątkowy konkurs skoków do celu, w którym drużyny prowadzone przez legendy skoków w roli kapitanów mają za zadanie uzyskać dokładnie 1000 metrów. Pokazowe zawody na Wielkiej Krokwi zaplanowano na sobotę, 5 kwietnia o godzinie 16:00. Transmisja w TVN i na platformie Max. Więcej informacji o zawodach znajdziecie tutaj.

Więcej o: