30-letni Radosław Kawęcki, pływak AZS AWF Warszawa, to trzykrotny mistrz świata i trzykrotny mistrz Europy z lat 2012, 2014 i 2016. Do kolekcji Polakowi brakuje tylko krążka olimpijskiego. I nieco niespodziewanie okazuje się, że w Tokio będzie mógł o niego powalczyć, choć faworytem na pewno nie będzie. Sam awans do finału konkurencji 200 metrów stylem grzbietowym można uznać za sukces. Ale po kolei.
W czwartek (nad ranem czasu polskiego) Kawęcki zajął siódme miejsce z czasem 1 56:68. W swoim półfinale był trzeci. Przegrał tylko z Jewgienijem Ryłowem i Adamem Telegdym. Kawęcki musiał więc czekać na wyniki drugiego wyścigu, gdzie czterech pływaków miało lepszy czas.
Polak w Rio de Janeiro był dopiero 12. Ostatni finał osiągnął w Londynie w 2012 roku, gdy zakończył rywalizację na czwartym miejscu.
- Przyjemne uczucie. Fajne jest znowu awansować do finału po tylu latach. Dobrze przepracowałem okres przygotowawczy i zasłużyłem na ten finał. A co do samego wyścigu, to trochę mnie odcięło na tych ostatnich 20 metrach. Za bardzo szarpałem. Ważne, że teraz mam 24 godziny na odpoczynek, a nie 10-12, jak było przed dzisiejszymi zawodami. No i w dodatku mało spałem, bo nie mogłem zasnąć. Najważniejsze, że teraz wracam na swoje miejsce. Ludzie nie będą już mówili, że Kawęcki się skończył - oznajmił pływak na antenie TVP Sport.
W tym sezonie Kawęcki nie zachwycał, ale teraz - przynajmniej teoretycznie - ma szanse powalczyć o medal. Decydująca o medalach rywalizacja już w piątek o godz. 3:50 czasu polskiego.