- Podobało nam się, że lecąc do Tokio zapowiadali, że chcą złota. Takich chcieliśmy ich oglądać: twardych, pewnych własnej siły, grających do końca. Ale nie obejrzeliśmy. Koszykarze reprezentacji 3x3 zawalili co najmniej trzy końcówki, przegrywali wygrane mecze i mogą się pakować na powrót. (...) Na pytanie o to, czego w końcówkach zabrakło, koszykarze reprezentacji będą odpowiadać w najbliższych dniach. Ale skoro sytuacja się powtarzała, to pewne rzeczy stały się oczywiste – Polacy tracili siły, gubili koncentrację, byli zbyt pewni siebie, podejmowali złe decyzje rzutowe, pudłowali. Która z tych przyczyn była najważniejsza – trudno określić, jedno wynikało z drugiego - tak slaby występ polskiej kadry skomentowali Piotr Wesołowicz i Łukasz Cegliński, dziennikarze Sport.pl. A co miał do powiedzenia selekcjoner reprezentacji, która tylko dwa razy wygrała, a doznała aż pięć porażek?
- Rozczarowanie i spora porażka, bo przyjeżdżaliśmy tutaj z dużo wyższymi ambicjami. Z drugiej strony nie można powiedzieć, że jest to klęska. Gdyby nie to, że nie wpadły nam dwa, trzy rzuty w kilku meczach, to tabela mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. Mieliśmy swoje założenia. Rzuty za dwa punkty są naszą najmocniejszą bronią. One nie wpadały i zespół nie wyciągał wniosków. W końcówkach powinniśmy penetrować i rzucać za jeden. Woleliśmy dalej próbować z dystansu. Niestety trener nie ma ingerencji w to, co dzieje się na boisku podczas meczu. Zawodnicy sami decydują. Taka jest koszykówka 3x3 - żalił się na łamach sport.tvp.pl trener Piotr Renkiel.
Michael Hicks miał poprowadzić drużynę do strefy medalowej, ale w opinii wielu zbyt często decydował się na samolubne rozgrywanie akcji. Renkiel też tak sądzi. - Ciężko gra się całej drużynie, gdy jeden zawodnik na siłę chce zostać liderem i wziąć wszystko na swoje barki. Do tego nie jest w najwyższej formie - stwierdził selekcjoner polskiej kadry.
I dodał: - Nie graliśmy źle w ataku, ale tragiczna była nasza obrona. W turnieju kwalifikacyjnym potrafiliśmy wiele zdziałać defensywą. Mieliśmy tam dobrą zbiórkę, a tutaj jej brakowało. To był kluczowy element.
Za trzy lata w Paryżu - o ile uda się Polakom na igrzyska awansować - to będzie inny zespół. Choć w 3x3 wygląda to inaczej w klasycznej koszykówce, gra w niej więcej weteranów, to trudno wyobrażać sobie, by o sile kadry decydowali wówczas Michael Hicks (będzie miał 41 lat), Paweł Pawłowski (42), czy Przemysław Zamojski (38).