Trener reprezentacji Polski Leo Beenhakker, najwyraźniej zwolniony po porażce 0:3 w meczu eliminacji MŚ 2010 ze Słowenią, która pogrzebała niemal szanse reprezentacji Polski na awans do MŚ 2010, nie ma najlepszego zdania o ludziach rządzących polską piłką.
- Widziałem podczas mojej długiej kariery wiele szalonych rzeczy, ale PZPN przebija wszystko, co dotąd widziałem. Ze Słowenią nie mieliśmy nawet żadnej okazji, zasługiwaliśmy na porażkę - przyznał jednocześnie Holender w duńskim magazynie " Voetbal International ".
Beenhakker wściekły na Lato - Po końcowym gwizdku zaczęło się jednak jakieś szaleństwo. Udzielałem telewizji wywiadu, a szef PZPN, Grzegorz Lato, stojąc trzy metry po prawej, ogłosił innej stacji moje odejście. Przedtem w ogóle ze mną nie rozmawiał - dziwi się Beenhakker.
- Kilka godzin później przyszedł do mnie, z pewnością wypił za dużo alkoholu. Przeprosił za to, co powiedział w telewizji i zaprosił mnie na spotkanie w jego biurze następnego dnia, żeby ustalić, co dalej - opisuje Holender. - Najwyraźniej nie może nawet mnie zwolnić bez przedyskutowania tego z resztą zarządu PZPN. A teraz się okazuje, że wcale nie jestem zwolniony - dziwi się Beenhakker. - Tak czy inaczej, nie wracam na ostatnie dwa mecze. Współczuję piłkarzom, wszyscy są fantastycznymi ludźmi, ale ludzie z otoczenia drużyny narodowej to banda amatorów.
Obcokrajowcy przestraszą się casusu Beenhakkera ?