6:7 (5-7), 7:6 (7-5), 7:5 - takim wynikiem zakończyło się starcie Miedwiediewa z Zverevem. W żaden sposób nie oddaje to jednak emocji, jakie towarzyszyły tej rywalizacji. Miedwiediew uzyskał awans do ćwierćfinału ATP 1000 w kalifornijskim Indian Wells, jednocześnie wygrywając 17. spotkanie z rzędu.
Nie obyło się jednak bez wybryków ze strony Rosjanina, który po pierwszym przegranym secie, pożalił się sędziemu na jakość kortu.
- Co za wstyd dla tego sportu, to hańba, że ten okropny kort jest uważany za twardy. Wiem, co to znaczy twardy kort, jestem w końcu ekspertem — rzucił późniejszy ćwierćfinalista w stronę arbitra, po czym udał się na wizytę w toalecie.
W drodze do ubikacji dodał, że będzie szedł tam tak wolno i długo, jak tylko będzie chciał. Brnął dalej w wykreowany przez siebie konflikt.
Ja sobie mogę pozwolić na wszystko
Na początku drugiego seta Miedwiediew boleśnie skręcił kostkę, realna stała się groźba konieczności wycofania się z meczu, a co za tym idzie z turnieju. Ostatecznie jednak wrócił na plac gry i zwyciężył trwający prawie trzy i pół godziny pojedynek.
W ćwierćfinale zagra z rozstawionym z 23. numerem Alejandro Davidovichem Fokiną, który pokonał Cristiana Garina z Chile 6:3, 6:4.
- Nie można zmieniać nawierzchni kortów, bo komuś się to nie podoba. Nie podoba mi się moje zachowanie. To mnie tylko rozprasza, lepiej byłoby się zamknąć i po prostu grać. Muszę tak robić, ale jednocześnie rozumiem, że taka jest moja natura - tłumaczył się po wygrane Miedwiediew.
Trwa znakomita passa 27-latka, który swoją serię rozpoczął 14 lutego i dzięki niej "po drodze" zaliczył turniejowe triumfy w Rotterdamie, Dosze i ostatnio w Dubaju. W tej chwili jest według ekspertów najlepiej grającym tenisistą cyklu ATP i głównym faworytem trwającego turnieju.