Danielle Collins jest dobrze znana polskim kibicom. Przed rokiem pokonała Igę Świątek w półfinale Australian Open 6:4, 6:1. Tytułu wielkoszlemowego jednak nie zdobyła. W finale przegrała z Ashleigh Barty 6:3, 7:6(2). Nie wygrała też żadnego innego Wielkiego Szlema w ubiegłym roku, czego nie można powiedzieć o Świątek. Sięgnęła po tytuł w Roland Garros i US Open.
Teraz Collins ponownie będzie próbowała dojść do finału Australian Open. W pierwszej rundzie zmierzyła się z Rosjanką, Anną Kalinską (59. WTA). Po blisko trzygodzinnym spotkaniu wygrała 7:5, 5:7, 6:4 i przeszła do drugiej rundy, w której czekała na nią Czeszka, Karolina Muchova.
Nikt nie mógł się spodziewać, że ubiegłoroczna finalistka turnieju będzie miała, aż takie problemy ze 133. rakietą świata. W pierwszym secie było już 5:2 dla Czeszki, ale Collins doprowadziła do wyrównania, broniąc jednej piłki setowej. Tak panie doszły do tie-breaka, w którym nie było żadnych wątpliwość i ten set padł łupem Muchovej.
Drugi to już pełna dominacja Amerykanki, która w niecałe 40 minut wygrała 6:2, dwukrotnie przełamując serwis rywalki. Z kolei trzeci set, to wyrówna gra od początku. Po jednym przełamaniu z obu stron i doprowadzenie do decydującego tie-breaka, w którym wyjątkowo gra się do dziesięciu, a nie siedmiu punktów. O tym zapomniała Collins, gdy zdobyła punkt na 7:3.
Collins wypuściła rakietę z rąk, wzniosła ręce do nieba i już chciała iść do siatki, ale wtedy można było usłyszeć pouczający głos sędziego, który przywołał zawodniczkę do siebie i przypomniał jej, że gra się do dziesięciu punktów, co wzbudziło tylko uśmiech na twarzy tenisistki. Collins szybko wróciła do gry i wygrała tie-breaka 10:6.
- Byłam trochę zawstydzona tą sytuacją - mówiła po meczu. - Nigdy nie musiałam rozgrywać tie-breaka w trzecim secie podczas meczu na turnieju wielkoszlemowym, więc myślałem, że mecz się skończył - dodała z uśmiechem. W trzeciej rundzie Collins zmierzy się z Kazaszką, Jeleną Rybakiną (25. WTA).
Więcej takich informacji znajdziesz na Gazeta.pl