Czy Iga Świątek rapuje? "Iga nie udaje, że to nie istnieje". Psycholog Daria Abramowicz o pracy nad głową tenisistki

Łukasz Jachimiak
- Bardzo szybko zaczął się składać parasol ochrony, który był rozłożony nad nastoletnią Igą - mówi Daria Abramowicz. Dlaczego Iga Świątek płacze, złości się i ma nerwowe tiki? Po co steruje balonem i ogląda filmy o superbohaterach Marvela? Na te pytania odpowiada psycholog naszej gwiazdy tenisa.

Łukasz Jachimiak: Im bliżej Iga Świątek była końca sezonu, tym więcej było u niej bardzo emocjonalnych reakcji na korcie. A im więcej razy płakała albo się denerwowała, tym głośniej kibice, ale i eksperci, domagali się, żeby wystąpiła pani, psycholog Igi. Czy podczas WTA Finals w Guadalajarze widziała pani te apele typu: "Daria Abramowicz powinna powiedzieć, jak pracuje z Igą, jak postrzega jej mentalne problemy"?

Daria Abramowicz: Śledziłam to, ale bardzo pobieżnie. Podczas turniejów mam inne zadania. Zresztą, nie ma co ukrywać, że w ogóle mój zawód ma inne założenia i funkcje. Ale będąc w Guadalajarze, widziałam niektóre wypowiedzi i poniekąd je rozumiem. Rozumiem oczekiwania opinii publicznej wobec sportowca, który jest lubiany, bo chyba tak możemy o Idze powiedzieć, i który jest po bardzo dużym sukcesie. Rozumiem, że występuje potrzeba wytłumaczenia pewnych reakcji. Części osób mogą się wydawać niestandardowe.

Mam wrażenie, że do pewnego momentu nikt z tymi reakcjami nie miał problemu. Pamiętam, jak Iga płakała w II rundzie US Open w trakcie meczu z Fioną Ferro i jak trener Maciej Synówka skomentował to na Sport.pl, zauważając, że sportowiec ze światowej czołówki wcale nie musi być Supermanem, że nie można mu odmawiać ludzkich reakcji. Ale z czasem wszyscy zaczęliśmy się martwić czy płaczu i złości nie jest u Igi za dużo. Przełomem była chyba bardzo emocjonalna przemowa i gestykulacja Igi do was w trakcie meczu z Belindą Bencić też na US Open.

- Pyta mnie pan, w którym momencie coś się zmieniło?

Pytam, czy pani też nie zaczęła myśleć, że tych reakcji jest za dużo. Sam do pewnego momentu uważałem, że Iga dobrze robi, że z siebie emocje wyrzuca, ale kiedy zaczęła rapować, ja zacząłem się zastanawiać czy jednak nie idzie to w złą stronę.

- Rapować?

Nie widziała pani tego popularnego gifa z Igą z meczu z Bencić?

- Nie, nie widziałam tego. Ale rozumiem wszystkie wątpliwości. Popatrzmy na wszystko pod kątem psychologii społecznej i socjologii. Iga to nastolatka, która osiągnęła bardzo duży sukces. Znalazła się w centrum uwagi społeczeństwa bardzo szybko, a wraz z tym pojawiły się oczekiwania opinii publicznej wobec "ich" sportowca. I bardzo szybko zaczął się składać parasol ochrony, który był rozłożony nad nastoletnią Igą. Opinia publiczna zaczęła bardziej oczekiwać tak zwanego profesjonalizmu.

Tak zwanego, czyli jakiego?

- Stereotypowego. Czyli większej powagi, opanowania, chłodu. Powszechnie się wydaje, że mistrzowie właśnie tym muszą się cechować. Tymczasem sportowiec to przede wszystkim człowiek. I ten człowiek może być mistrzem, nie będąc skałą, czyli kimś, kto okazuje emocje tylko napędzające do walki, tylko kojarzące się z siłą. U Igi w drugiej części sezonu rzeczywiście było kilka trudniejszych sytuacji, które zostały publicznie zauważone.

Proszę o szczerość - czy bała się pani, że Iga nie dogra meczu z Marią Sakkari na WTA Finals? Ja się bałem, że Iga się nie opanuje, że mimo upomnienia od sędziego dalej będzie stała tyłem do kortu i nie przestanie płakać. Tam brakowało chwili, żeby straciła punkt, co byłoby równoznaczne ze zwycięstwem Sakkari bez rozegrania ostatniej piłki.

- Byłam przekonana, że Iga wróci na kort. Ona sobie dała chwilę czasu na zebranie się w sobie w kryzysowym momencie. A kryzysowe momenty w tamtym meczu mnie nie dziwiły, bo wiedziałam, z czym ona na ten mecz wychodzi. Wiedziałam, w jakim jest momencie i uważnie obserwowałam cały mecz, nie tylko tę sytuację, która z powodu swojej jaskrawości zwróciła największą uwagę widzów.

Iga Świątek w meczu z Marią Sakkari podczas WTA Finals
Iga Świątek w meczu z Marią Sakkari podczas WTA Finals https://twitter.com/OpenCourt/status/1458912882125647879

Mówi pani o tym, o czym Iga powiedziała na konferencji prasowej po meczu? O kobiecych sprawach, które cały czas są tematem tabu, a nie powinny być, bo przecież tak po prostu jest, że czasami sporstmenkom trudniej jest rywalizować na ich najwyższym poziomie.

- Razem z Igą długo rozmawiałyśmy w Guadalajarze z Martiną Navratilovą i z Chris Evert. Kiedy pojawił się temat zespołu napięcia przedmiesiączkowego, to Navratilova przewróciła oczami i powiedziała: "No Boże, ile razy mi się to zdarzyło!". Ten temat nie pojawił się jako usprawiedliwienie, tylko jako czynnik, który wpływa na jakość wykonania zadania. W przestrzeni publicznej ten wątek nie jest obecny. Niestety, to temat tabu nie tylko w środowisku sportowym. A zawodniczki szczególnie obawiają się o tym mówić, bo nie chcą, żeby uznano, że to ich wymówka, że one w ten sposób usprawiedliwiają swoją słabość. Ja się cieszę, że Iga o tym powiedziała. Ale mówiąc, że wiedziałam, z czym Iga wychodziła na mecz z Sakkari, miałam na myśli nie tylko PMS.

Również duże oczekiwania?

- Tak, poziom stresu, napięcia, niepokoju, poziom oczekiwań własnych i zewnętrznych. To cały pakiet trudnych rzeczy.

Po tym meczu Zbigniew Boniek napisał na Twitterze coś, co mi się bardzo spodobało. Nie wiem na ile trafił, ale chciałbym, żeby miał rację.

- Iga sama powiedziała, że bardzo solidnie przepracowała kilkanaście dni przed WTA Finals. Trenerzy Piotr Sierzputowski i Maciej Ryszczuk zaplanowali wszystko tak, że Iga pracowała na wysokości, żeby się zbliżyć do warunków panujących w Meksyku. Iga miała swoje oczekiwania, bo wiedziała, jaką wykonała pracę, jak jest przygotowana, jak wyglądała na treningach. Pan Zbigniew Boniek ma sporo racji, gdy twierdzi, że pojawia się poczucie "wiem, że mogę temu sprostać, wiem, że mogę grać bardzo dobrze, wiem, na co mnie stać". Bardzo wielu sportowców dotyka ten paradygmat. W ekstremalnych sytuacjach mówi się nawet o mistrzach treningów. Często podczas zawodów pojawia się wielki stres dlatego, że sportowiec wie, że prezentuje się świetnie i bardzo mu zależy, żeby to pokazać w zawodach. Niestety, między innymi przez stres, przez to, jak on wpływa na myśli, emocje, ciało, różnica między tym, co sportowiec może zaprezentować, a tym co prezentuje, bywa spora. I wtedy, gdy napięcie takiego sportowca jest bardzo duże, bardzo mocne mogą być też jego reakcje.

Czy to znaczy, że przed meczem z Sakkari Iga świetnie wyglądała na treningach? Zna się pani na tenisie na tyle, żeby móc powiedzieć, że Iga miała wszystkie narzędzia, żeby Greczynkę pokonać, ale nie umiała ich użyć przez wysoki poziom stresu?

- To bardzo trudne pytanie. Absolutnie nie uciekam od odpowiedzi. Po prostu Piotr ma rację [trener Sierzputowski - red.], gdy mówi, że tenis na topowym poziomie jest dziś tak wyrównany, że decydująca jest dyspozycja dnia, to jakie decyzje taktyczne w ważnych momentach podejmie zawodnik, a nawet to, jaka jest pogoda. Natomiast ważne jest to, jak zawodnik o sobie myśli. Oczywiście nie powiem panu, jak Iga o sobie myśli, bo to jest objęte tajemnicą zawodową. Zresztą, na prośby o moje wypowiedzenie się, jak z Igą pracuję nie mogę odpowiedzieć z tego samego powodu - tajemnicy, jaka obejmuje mój zawód. W każdym razie zasoby mentalne, z jakimi zawodniczka wychodzi na kort, są jeszcze różne, nie jest tak, że Iga zawsze wychodzi z takimi samymi. I oczywiście jest to coś, nad czym pracuje.

Te apele o pani wystąpienie były formułowane z poszanowaniem tajemnicy zawodowej. Dawid Celt czy Michał Lewandowski zaznaczali, że zdają sobie sprawę, że jest pani do takiej tajemnicy zobowiązana. My wszyscy chcieliśmy wtedy usłyszeć od pani, że wcale nie jest tak, że sytuacja wymknęła się spod kontroli i pani nie wie, co zrobić, żeby Idze pomóc.

- Będę nieustannie podkreślać to, co Iga powiedziała po przegranym meczu z Aną Konjuh w Miami. Napisała wtedy do kibiców, że jej kariera to maraton, a nie sprint. Użyła bardzo trafnej metafory. Wiem, że ta metafora może się wydawać wyświechtana, ale naprawdę tak trzeba patrzeć na swoją karierę, kiedy jest się na początku i chce się mieć tę karierę zdrową.

Proszę zauważyć, że właśnie karierę zakończyła Johanna Konta [półfinalistka Australian Open, Roland Garros i Wimbledonu, w 2017 roku czwarta zawodniczka rankingu WTA - red.],. W świetnym wywiadzie dla WTA ona mówi, że wyczerpał jej się zbiornik energii potrzebny na codzienne, drobne poświęcenia. To dopiero 30-latka. To samo mówiły niedawno Kiki Bertens i Julia Goerges. Nam bardzo zależy na tym, żeby zbiornik energetyczny Igi jak najdłużej się nie wyczerpał. Chcemy pomóc jej zbudować taką karierę, która będzie stabilna, z tendencją do podwyższania poziomu sportowego i z otwartą możliwością do robienia wszystkiego, co Iga chce robić poza kortem. To ma być kariera rozwijająca się w zdrowiu, w dobrostanie, w równowadze. To jest prawdziwa definicja współczesnego mistrzostwa. Gorsze wyniki sportowe, reakcje emocjonalne, czyli te tak zwane słabsze w percepcji społecznej momenty, a także - odpukać - kontuzje mogą się przytrafiać. Nie jesteśmy w stanie skontrolować wszystkiego. To po prostu prawda, że łatwiej jest dojść na szczyt niż się na nim utrzymać. A warto pamiętać, że kariera sportowa, niezależnie od tego jak piękna i obfitująca w sukcesy, to zawsze część, wycinek życia.

Wiedząc to wszystko nigdy nie miała pani takiego momentu, w którym się o Igę zaniepokoiła? Ani razu, w żadnej z trudnych sytuacji, nie pomyślała pani, że chwilowo nie wie, co zrobić, żeby Igę mentalnie podnieść?

- Nie miałam takiego momentu, w którym nie wiedziałabym, co robić.

Nawet w Tokio od razu wiedziała pani co i jak trzeba zrobić? Tu słowo dla czytelników - Iga po porażce z Paulą Badosą była naprawdę w rozsypce. Wydawało się, że do końca dnia nie przestanie płakać, a jednak pół godziny po meczu przyszła do grupy polskich dziennikarzy i była w stu procentach profesjonalna, odpowiadała na wszystkie trudne pytania, a my je zadawaliśmy, bo czuliśmy, że możemy, że Iga już jest gotowa.

- Iga jest świadoma tego, że jeszcze będą jej się zdarzały reakcje emocjonalne, mocne przeżywanie niepowodzeń i momentów silnego stresu. I to dobrze, bo to znaczy, że od tego nie ucieka, nie udaje, że to nie istnieje. Iga ma samoświadomość rozwiniętą na bardzo wysokim poziomie. Nie musi zakłamywać rzeczywistości. Jest otwarta. Pokazuje, jak wygląda jej sport. Za to ją bardzo cenię, bo niewielu sportowców tak robi. Zwłaszcza tak młodych. Dzięki takiej postawie Iga w Tokio do państwa przyszła.

Wrócę do pana pytania czy miałam moment, w którym nie wiedziałam, co zrobić. W trudnych sytuacjach my siadamy razem jako zespół i zastanawiamy się, jak problem rozwiązać. Wymieniamy się perspektywami i staramy uzupełniać. To jest podejście holistyczne. A do Igi należy decyzja, którą ścieżkę wybrać, co zrobić. Natomiast jeśli chodzi o konkretne wskazanie najtrudniejszego momentu, to rzeczywiście były nim igrzyska. Tam się skumulowały oczekiwania własne oraz napięcie Igi. Igrzyska miały dla Igi ogromne znaczenie. Bardzo ważne zaraz po nich było odbudowanie motywacji i determinacji na dalszą część sezonu. Zrobiliśmy to. Iga naprawdę złapała wiatr w żagle, zagrała dobrą ostatnią część sezonu, miała dużą ochotę do pracy także wykonując już część przygotowań do następnego sezonu, gdy byliśmy w Los Angeles i Phoenix. Iga mówi, że jest bardzo zadowolona z tego, że miała kilka trudnych momentów w tym sezonie i wszystkie przepracowała. To jest bardzo duży kapitał.

Na czym pani bazuje, działając na gorąco? Bo rozumiem wasze spokojne, zespołowe podejście, ale przecież były choćby te łamiące serce sceny z Tokio, gdy po meczu z Badosą minęło pewnie z 10 minut, a na korcie zostałyście niemal tylko pani stojąca kilka metrów za boczną linią i Iga siedząca pod rozstawionym dla niej parasolem i wciąż płacząca pod ręcznikiem, pod którym się schowała. Pani stała i czekała bez słowa pocieszenia dla Igi aż Iga panią zawołała. W takiej sytuacji bazuje pani na intuicji? Na wiedzy? Na znajomości Igi?

- Korzystam ze wszystkiego, co pan wymienił. I jeszcze z mojego doświadczenia zarówno w roli zawodniczki, jak i trenera oraz psychologa. Najmniej bazuję na intuicji. A najwięcej na obserwacji i znajomości osoby, z którą pracuję. Wtedy w Tokio po meczu z Badosą za najważniejsze uznałam, żeby Iga miała swoją przestrzeń, żeby sama mogła wchłonąć to wszystko, co się wydarzyło. W takich momentach ważne jest, żeby dać zawodnikowi wsparcie emocjonalne, a przepracować, przeanalizować niepowodzenie dopiero wtedy, gdy sportowiec będzie już na to gotowy. Przepracowywać takie trudne momenty warto. Sportowiec nie powinien myśleć, że jeżeli przegrywa, to jest słabym człowiekiem. Naprawdę często w sporcie funkcjonuje taki schemat - kiedy wygrywam, to jestem mocnym, świetnym człowiekiem, a gdy przegrywam, to jestem słaby, tak się czuję, tak porażka w sporcie wpływa na moją tożsamość. Dlatego warto wyciągać konstruktywne wnioski z trudnych przeżyć.

A jak reagujecie na to, co w takich trudnych sytuacjach robią dziennikarze? Zapytam wprost - czy nie zachowałem się w sposób dla Igi trudny, zostając i patrząc, jak ona przeżywa wielkie rozczarowanie? Miałem wtedy dylemat - odejść i nie przeszkadzać, bo może jestem dla niej dodatkowym ciężarem, czy jednak zostać i patrzeć, żeby wszystko opisać, dać kibicom świadectwo, jak bardzo Idze zależało na olimpijskim sukcesie. Gdy zobaczyłem, że Iga wyszła poza teren kortu, ale kawałek za nim znów zaczęła płakać, tym razem siadając pod jakimś murkiem, to pomyślałem, że być może Iga obawia się, że ja już czekam chcąc ją namówić na rozmowę. Dlatego poszedłem.

- Zarówno Iga, jak i ja oraz pozostała część zespołu, wiemy, że państwa praca polega na opisywaniu rzeczywistości. Czasami to jest pisanie publicystyczne, wyrażanie swoich opinii. Bardzo panu dziękuję, że pan to wszystko opowiada i głośno zastanawia się nad właściwą drogą. To jest bardzo ważne w kontekście niedawnego oświadczenia Naomi Osaki o trudnościach w relacji z dziennikarzami i w kontekście tego, jak WTA zaczyna pracować nad edukacją środowiska mediów. To jest absolutnie zrozumiałe, że w trudnych dla sportowca sytuacjach też musicie wykonywać swoją pracę. Ale z poszanowaniem osobistej przestrzeni zawodnika. Nie ukrywam, że bardzo cenne byłoby, żebyśmy częściej postrzegali i opisywali sport z perspektywy dokonań i respektu dla pracy sportowców, niekoniecznie wchodząc w tryb cenzorów i tych, którzy wymagają rozliczeń. Przecież społeczna funkcja sportu polega jednak na czymś nieco innym.

Wtedy w Tokio tylko fotografowie w pewnym momencie znaleźli się zbyt blisko Igi. Ale zapytałam czy mogliby się cofnąć o dosłownie dwa kroki i po problemie. Profesjonalizm cechuje się między innymi tym, że wszystkie strony rozumieją, na czym polega praca innych.

Iga jest bardzo młoda i bardzo szybko musi się tego wszystkiego uczyć. Widzimy u niej tiki nerwowe - mruganie oczami i delikatne potrząsanie głową, które wygląda tak, jakby Idze opadały włosy na twarz i jakby ona chciała te włosy odrzucić na bok. Tych tików nie było, gdy Iga wygrywała Roland Garros, prawda? To jest koszt, jaki ona płaci za sukces i za te wszystkie oczekiwania jej własne i nas wszystkich?

- Sportowcy ponoszą duże koszty sukcesu we współczesnym świecie. I pojawiają się one na różnych polach. Nie wszystkie są widoczne, nie wszystkie przejawiają się w sporcie. Czasami reakcje na stres są somatyczne, widać je w reakcji ciała.

Co robicie, żeby takich reakcji było jak najmniej i żeby one jak najmniej Idze przeszkadzały w trakcie gry? Krótko mówiąc: proszę nas wpuścić do swojej kuchni. Oczywiście bez naruszania tajemnicy zawodowej, dobrze?

- Spróbujmy.

Dawno temu, przed igrzyskami olimpijskimi Soczi 2014, miałem bardzo ciekawą rozmowę z Markiem Graczykiem, psychologiem tamtej olimpijskiej kadry Polski. Opowiadał o Kamilu Stochu na elektronicznej kozetce, czyli na specjalnym materacu, który daje rozluźnienie dzięki zastosowaniu pola magnetycznego. Mówił też, jak podłącza sportowców do komputera i ci swoimi myślami sterują balonem lecącym na ekranie. Co pani robi z Igą poza tym, że rozmawiacie?

- Cieszę się, że pan o to pyta, bo wszyscy pytają tylko o moją pracę z Igą na relacji terapeutycznej. A bardzo ciekawe jest zastosowanie nowych technologii. One bardzo śmiało wkroczyły w proces treningu mentalnego. Z Igą stosujemy między innymi urządzenia, które bazują na HRV (zmienność rytmu zatokowego) i EEG (pomiar aktywności bioelektrycznej mózgu).

Czyli na czym?

- To urządzenia, które wspierają diagnostykę napięcia, reakcji na stres i pomagają w treningu uważności. One pozwalają skutecznie stosować ćwiczenia z zakresu relaksacji i medytacji oraz takie, które pomagają lepiej koncentrować uwagę, spostrzeganie, poprawiają analityczne myślenie i proces podejmowania decyzji. W tym sezonie trening procesów poznawczych podejmowałam z Igą bardzo intensywnie. Między innymi po to, żeby pomóc jej adaptować się do gry podczas sesji nocnych.

Jak taki trening wygląda?

- Posiadam aplikacje, które monitorują poziom napięcia i pokazują stopień koncentracji. Iga gra albo rozwiązuje zadania. Ma być w tym skuteczna, zawęzić pole koncentracji, czyli nie rozpraszać się. Latanie balonikiem też stosujemy. Sterując nim, uczymy się jak najlepiej używać oddechu, uspokajać się. Później zawodnik może tego używać w krótkich przerwach w grze. A tenis to dyscyplina ciągłych przerw.

Czyli między gemami Iga zamyka oczy i wtedy w myślach steruje balonikiem? Wyobraża to sobie?

- Tak, wtedy Iga wykonuje ćwiczenia relaksacyjne albo robi wizualizacje. Zależy, czego w danym momencie potrzebuje. My z Igą stosujemy też analogowe formy, na przykład często daję Idze matematyczne zadania. Ona to bardzo lubi.

Iga jest już chyba znana jako prymuska.

- Tak jest. Dlatego na siłowni między wykonywaniem ćwiczeń rozwiązuje matematyczne zadania. Przenosi uwagę z jednego bodźca na drugi. A wracając do nowych technologii, powoli wprowadzam sztuczną inteligencję jako wsparcie w diagnostyce niektórych stanów napięcia i stresu. To bardzo ekscytujące, że mamy już takie możliwości w psychologii sportowej. Ale w szczegóły nie mogę wejść, więcej nie powiem.

Dlaczego?

- Bo to bardzo gruby projekt, a konkurencja nie śpi.

To wróćmy do sterowania balonem i do innych zadań, jakie daje pani Idze. Co jeszcze Iga często robi?

- Na przykład rozwiązuje takie zadanie, w którym na ekranie telefonu wyświetla się wiele obrazków, a Iga ma jak najszybciej znaleźć pary. Ma minutę i ma przejść jak najwięcej plansz. Albo spośród wielu kombinacji figur ma znaleźć kombinację, która nie pasuje do reszty. My robimy też takie ćwiczenia, które nie są nadzwyczajne, ale bardzo stymulują procesy poznawcze w określonym czasie. Bardzo ważne jest, żeby Iga robiła te zadania w stanie niezbyt dużego pobudzenia. Chodzi o to, żeby wtedy nie pojawiała się reakcja na stres, bo przecież i podczas meczów chcemy takiej reakcji uniknąć.

A po co układacie klocki lego?

- To był przez chwilę modny temat. Nawet zauważyłam, że na igrzyskach w Tokio inni sportowcy też mają klocki lego. Bardzo mnie to cieszy, bo jestem fanką tych klocków od dziecka. Chce pan wiedzieć, skąd to się wzięło?

Jasne.

- W tym roku bardzo mocne piętno odcisnął na nas covid. Zwłaszcza w pierwszej części sezonu restrykcje były bardzo dokuczliwe. Pod koniec marca w Miami po wyjściu z bańki na turnieju ogromną przyjemnością było dla nas zjedzenie posiłku normalnymi sztućcami i na normalnych talerzach. Na wszystkich turniejach były zestawy jednorazowe. Wszędzie było zamawianie jedzenia na wynos, nawet do restauracji hotelowej często nie można było wyjść, a i na kortach w restauracjach przeznaczonych dla nas warunki były bardzo trudne.

Trener Sierzputowski opowiadał mi, jak na jednym z turniejów przy każdym stoliku zostawiono po jednym krześle, a każde krzesło przytwierdzono do podłogi tak, że nie było możliwości usiąść do posiłku razem.

- Tak, wszędzie pilnowano, żeby przy stolikach nie siedziało za dużo osób. Bardzo długo nie można też było wychodzić z hotelowych pokoi. Jedyne wyjście było wtedy, kiedy jechaliśmy na korty. Nie było możliwości wynajęcia domów, przy których mielibyśmy jakąś przestrzeń dla siebie. Często siedzieliśmy więc w zamknięciu i nawet okna nie można było sobie w pokoju otworzyć, bo tak się zdarza, gdy w pokojach jest klimatyzacja. Zaczęłam więc szukać takich sposób spędzania czasu w tych warunkach, który da przyjemność, a jednocześnie będzie jakościowe. Wpadłam na to, że z klockami lego będę miała sytuację win-win, bo dam Idze trochę zabawy, a jednocześnie poprawię jej zdolności poznawcze, trochę pobudzę umysł do pracy. Były też gry planszowe, było czytanie. Ciekawie było na początku roku, gdy mieliśmy obowiązkową kwarantannę w Australii. Tam było ogromnie dużo napięcia, bo wystarczyło, że jedna osoba z pokładu samolotu miała pozytywny wynik testu, a na twardą kwarantannę trafiali wszyscy pasażerowie tego samolotu. Wtedy okazało się, że Iga nie widziała ani jednego filmu Marvela. Miała więc do obejrzenia 16 filmów i w 14 dni kwarantanny poleciała z tymi 16 filmami. Dla niej to był bardzo przyjemny czas.

To dzięki temu później w Adelajdzie włączył jej się tryb superbohaterki!

- Ha, ha, ha! Tak, trochę dlatego. A trochę dlatego, że po wielkoszlemowym, stresującym turnieju, trafiliśmy na turniej bardzo przyjemny, na którym mogliśmy chodzić. To naprawdę było dużą zmianą.

Chodzić?

- Wiem, że to brzmi zabawnie. Tam mogliśmy chodzić przez most, który oddzielał hotel od kortów. Spacer trwał cztery i pół minuty. To były chwile normalności. Bardzo je docenialiśmy. Dopiero w maju w Rzymie pozwolono nam na normalne spacery - mogliśmy wychodzić z hotelu raz dziennie na godzinę. W pierwszej części sezonu regeneracja fizyczna też, ale przede wszystkim mentalna, społeczna, emocjonalna była potężnie utrudniona. Dlatego klocki lego i inne tego typu formy aktywności były bardzo potrzebne. Proszę sobie wyobrazić sportowców w trybie cotygodniowej rywalizacji, funkcjonujących w tak trudnych społecznie i emocjonalnie warunkach. To odciska piętno.

To teraz zburzę klocki i zapytam czy zdarza się pani na Igę może nie nakrzyczeć, ale powiedzieć jej, że jakiegoś jej zachowania pani nie rozumie, na jakieś się nie godzi? Pytam, mając w pamięci jak kiedyś zaskoczył mnie tata Kamila Stocha. Pewnie pani słyszała, że to psycholog kliniczny?

- Oczywiście, słyszałam.

Rozmawiając z trenerami, którzy prowadzili kilkuletniego Kamila, słyszałem od nich: "ambitny był, ino nerwus". Wszyscy powtarzali, że Kamil nie umiał przegrywać, że płakał, krzyczał, rzucał nartami. Tata Kamila na moje pytanie co zrobił, że Kamil w końcu przestał, odpowiedział mniej więcej tak: "pewnie, że to nie wyglądało pięknie, ale ja sobie pomyślałem: a niechże chłopak sobie wyrzuca te złe emocje". Pani też postanowiła, że nie będzie Igi blokować, że zawsze będzie Pani w relacji z nią spokojna?

- Zachęcam sportowców, trenerów, a także ludzi biznesu czy muzyków, bo i z nimi pracuję, do stosowania pewnych narzędzi. Ale przede wszystkim mówię im, że nie będą skuteczni, jeśli nie będą mieli uporządkowanego świata. Sama posiadam takie doświadczenie w sporcie, dzięki któremu rozumiem ponad 90 procent sytuacji, z jakimi przychodzą do mnie sportowcy. Przechodziłam sukcesy, ciężkie niepowodzenia, wprowadzałam trudne zmiany, kończyłam bycie zawodnikiem nie na takich zasadach, na jakich chciałam, bo przez poważną kontuzję w jeszcze młodym wieku. Dobrze rozumiem, że praca nad sferą mentalną to proces złożony. A skoro proces, to trzeba różne fazy przejść.

Nie ma powodu, żebym nie mówiła w sposób spokojny i racjonalny. Iga w każdym innym sporcie byłaby teraz jeszcze w wieku młodzieżowym. Ona ma dopiero 20 lat. I chociaż ma już na koncie bardzo duży sukces, to właśnie przeszła pierwszy pełny rok grania w światowej czołówce. To był dla niej rok wielu pierwszych razów. I trzeba podejść do niej z wyrozumiałością. Poziom sportowy Igi zrównał się z poziomem najlepszych zawodniczek na świecie, teraz aspekt mentalny może decydować o tym czy ona zostanie mistrzynią. I trzeba nad tą sferą spokojnie pracować. Iga dostrzega, że jest trudniej. Jeszcze w zeszłym roku wszędzie, gdzie grała, była tzw. underdogiem, czyli zdecydowanie nie faworytką. Sama widzi, że od początku tego roku sytuacja się drastycznie zmieniła. Ubiegły rok Iga skończyła wygranym French Open, a ten od razu zaczęła w całkiem nowej roli - teraz przeciwniczki podchodzą do niej inaczej, przygotowują wszystko, co najlepsze na tę nową strzelbę, mistrzynię wielkoszlemową. Iga nie mogła być na to gotowa od razu. Nie ma takiej możliwości. Naprawdę trzeba trochę czasu i ogromu pracy włożonej w postrzeganie siebie w nowej roli, w budowanie nowych aspektów siły psychicznej.

Czy ktokolwiek w tenisowym tourze tak ściśle współpracuje z psychologiem, jak Iga z panią?

- Nie w aż takim wymiarze wyjazdowym. Ale zdecydowanie coraz więcej zawodniczek pracuje z psychologami. Aryna Sabalenka, Simona Halep, Elina Switolina, Ons Jabeur - one od razu przychodzą mi do głowy. Widywałam psychologów na turniejach, oni też podróżują, chociaż nie aż tak często jak ja w tym sezonie. Co ciekawe, widuję też na turniejach psychologów z zawodniczkami, które są nawet pod koniec pierwszej setki rankingu WTA. To pokazuje zmianę podejścia do współpracy z psychologami. Jestem ciekawa, jak będą wyglądały kolejne lata.

Dwa lata temu powiedziała pani u nas tak: "Celem jest, by w warunkach rywalizacji sportowej Iga mogła wykorzystywać 100 procent swojego potencjału". Ile procent swojego potencjału Iga wykorzystywała w 2021 roku?

- Nie jestem w stanie odpowiedzieć dokładnie, ale z pewnością Iga nie wykorzystuje całego swojego potencjału.

Jest to jednak całkiem inna Iga niż dwa lata temu?

- Jasne! Omówiliśmy jaskrawe momenty, trudne. Ale generalnie Iga wykonała wielką pracę w obszarze przygotowania mentalnego. Oczywiście nie w oderwaniu od przygotowania motorycznego i czysto tenisowego. Bo nie zapominajmy, że tenisistka ma być mistrzynią tenisa, a nie psychologii czy diety albo fizjoterapii. Mówię oczywiście umownie, bo dążenie do profesjonalizmu w każdym z tych obszarów pomaga. Iga zdecydowanie wykorzystuje teraz więcej swojego potencjału. Ale jeszcze cały czas zdobywa nowe umiejętności i ma rezerwy w absolutnie każdym obszarze. Ona będzie jeszcze gonić swój potencjał, będzie odkrywać rezerwy. I to jest świetna wiadomość.

Jaka właściwie jest Iga? Z jednej strony widzę, że jest nieśmiała, z drugiej widziałem, jak pokazuje pazur. Mówię, że jest nieśmiała, bo choćby kilka dni temu na konferencji prasowej potrafiła się zawstydzić i powiedzieć "Przecież nie będę się sama chwaliła", na co zresztą od razu pani odpowiedziała, stwierdzając, że czasami warto. Z drugiej strony Iga potrafi wejść w interakcję z kibicami w trakcie finału wielkiego turnieju, czyli w sytuacji, w której wielu bardziej doświadczonych sportowców by się stresowało, a nie bawiło.

- W finale Rolanda Iga użyła narzędzia, które przygotowaliśmy. Zidentyfikowała sobie, że odczuwa napięcie i użyła tego, nad czym pracowałyśmy, żeby się troszkę rozluźnić. Po to była ta zabawa z kibicami. Po pierwszym secie Sofia Kenin wzięła przerwę medyczną, nie wiadomo było, jak długo jej nie będzie na korcie, Iga musiała więc przenieść punkt ciężkości myślenia o tym na coś innego. Byłam bardzo zadowolona z tego, co Iga wtedy zrobiła. To było bardzo mądre.

Dlaczego ostatnio tego nie robi? Na WTA Finals w Guadalajarze w meczu z Sabalenką Iga miała publikę po swojej stronie, aż nagle Sabalenka zaczęła niemal po każdej akcji ten tłum porywać i przeciągnęła ludzi na swoją stronę. Aż się prosiło, żeby Iga o tych kibiców powalczyła. Czy wtedy nie wyszła nieśmiałość Igi?

- To zdecydowanie nie była kwestia nieśmiałości. Chodziło o skupienie na sobie, na kontrolowaniu swoich emocji, swojej koncentracji. W całym zespole dużo rozmawialiśmy o tej sytuacji z korzystaniem z energii publiczności i mamy wnioski, które na pewno będziemy wdrażać. Iga czegoś się w tym meczu nauczyła - i o samej sobie, i o tym, jak można z różnych opcji korzystać. Ale zachęcam, żeby na tę sytuację spojrzeć z perspektywy całego turnieju, pamiętając, że Iga wychodziła na ten mecz krótko po meczu z Sakkari. Co prawda pierwszego seta z Sabalenką wygrała, ale Sabalenka jest bardzo specyficzna pod względem tego, jak siebie pobudza, jak wchodzi w dosłownie werbalny dialog z samą sobą, jak się odnosi do publiczności. Iga tego dnia była bardzo silnie skupiona na sobie. W każdym razie temat przepracowaliśmy, wnioski są wyciągnięte. To była cenna lekcja. A nieśmiałość Igi? Są sportowcy cisi, skryci, a bez kompleksów rywalizują na największych arenach, przed wielką publicznością.

Przykładem Adam Małysz, który jako nastolatek wskoczył do światowej czołówki, a przed dziennikarzami potrafił się chować w szafie.

- Tak, Adam Małysz to bardzo dobry przykład. A współcześnie Mikaela Shiffrin. Zresztą, warto też inspirować się postaciami z innych branż - Adele też jest taka. Bardzo przeżywa swoje koncerty i pracowała psychologicznie nad tym, żeby pokonać stres sceniczny. Czuje go, mimo że ma przecież wielkie umiejętności wokalne i ogromny potencjał.

Iga Świątek jest młodą gwiazdą i niektórzy twierdzą, że jest pani za młoda, za mało doświadczona dla niej. Co psycholog, która dopiero co skończyła 30 lat, może wiedzieć albo co może Idze dać zaledwie 30-letni trener - to jest refren komentarzy, że Iga powinna zmienić sztab. Słyszy to pani?

- Jasne. Kariera charkteryzuje się tym, że na pewnym etapie pojawiają się zmiany. Czasem częściej, czasem rzadziej. Po wygraniu US Open w sztabie Emmy Raducanu doszło do zmian. Są też sportowcy pracujący wiele lat z tymi samymi ludźmi. Bywa i tak. Jedyną stałą rzeczą w życiu są zmiany. Setki przykładów można podać na potwierdzenie. A mój staż? Myślę, że jednak przemówiło za mną doświadczenie, dlatego zaczęłam pracować z Igą. Mój biogram jest publicznie dostępny, moje doświadczenie jest raczej znane. A ważne jest też to, żeby psycholog był dopasowany do charakteru, temperamentu zawodnika. Jeśli jest odwrotnie, to współpraca nie zadziała. Nawet jeśli psycholog będzie najlepszy, nawet jeśli będzie posiadał wszystkie narzędzia świata, to musi pojawić się odpowiednia komunikacja, musi pomiędzy zawodnikiem a psychologiem klikać. Bez tego trudno będzie o dobrą pracę w trudnych momentach. Dokładnie to samo dotyczy budowania relacji zawodnika z trenerem, z fizjoterapeutą, z menedżerem.

Na koniec będzie cytat z kibica. Nie widzę sensu w cytowaniu hejtu, ale to jest coś innego. Przytaczam ten wpis, bo w światku dziennikarskim też się ten wątek przewija. "Niepokoi mnie, że Iga nigdy nie wspomina o swej mamie, a przecież nie jest to osoba tuzinkowa, jest cenioną ortodontką. Obawiam się trochę czy Daria nie weszła w rolę zastępczej matki dla Igi, co chyba nie byłoby dobre".

- W zespołach sportowych, które spędzają ze sobą po ponad 200 dni w roku, nie sposób się ograniczyć do zapewniania zawodnikowi wsparcia tylko merytorycznego. Pojawia się tu też wątek wsparcia emocjonalnego. Poza rodziną, partnerami, przyjaciółmi, bliskimi te zespoły są często dla sportowców drugimi rodzinami - zawodnicy tak chcą je postrzegać. W pewnym sensie, zachowując etyczne granice i trzymając się profesjonalnie kompetencji, my, tworzący te zespoły, dajemy część wsparcia emocjonalnego sportowcom, z którymi pracujemy. Oczywistym jest, że w mojej pracy z Igą istnieje komponent takiego wsparcia emocjonalnego, ale są też granice i one są kluczowe do tego, żeby nasza praca była skuteczna i trwała. Natomiast jeśli chodzi o to, o czym sportowiec wspomina w mediach, to wszystko zależy od tego, jaką ma wolę. To sportowiec decyduje, o kim i o czym w mediach mówi, a o kim i o czym nie. I myślę, że zgodzimy się co do tego, że warto to uszanować.

A tak po ludzku trudno jest Idze nie matkować? Musi się pani pilnować, żeby nie wejść w taką rolę wobec dziewczyny z dużym urokiem, bardzo młodej i znajdującej się wiele razy w trudnych sytuacjach?

- Nie jest trudno nie matkować, bo to zupełnie inna rola. Iga obdarza nas dużym zaufaniem. To jest niesamowicie cenne, jestem za to Idze bardzo wdzięczna. W zamian za to decyduję się dać Idze to, co najlepsze, muszę być blisko swoich kompetencji i swojej wiedzy. A do tego oczywiście daję wsparcie emocjonalne, bo proszę mi wierzyć, że w rzeczywistości pandemii w sporcie jest ogromnie dużo pracy na relacjach. Godzinami moglibyśmy o tym rozmawiać. Ale absolutnie nie odchodząc od wsparcia emocjonalnego nie ma mowy o matkowaniu. Każdy ma swoją rolę i dobrze ją zna.

To teraz dokończę cytat. "Daria w teamie Świątek musi ograniczać się i pilnować, aby nie doszło do kolizji z trenerem, który powinien pozostać postacią numer 1". Przytaczam tę opinię, bo pamiętam, jak powiedziała pani, że tenisista ma przede wszystkim dążyć do mistrzostwa w tenisie, a nie w psychologii. A skoro tak pani uważa, to chyba nie muszę pytać czy zdarza się, że Piotr Sierzputowski mówi: "Iga, forhend", a pani odpowiada, "Nie, klocki lego!"?

- Ha, ha, absolutnie nie! Trenerzy są postaciami, które nadają ton procesowi szkoleniowemu. Zdecydowanie trzeba pamiętać, że zawodnicy dążą do sportowego mistrzostwa, a nie jakiegoś innego, na przykład w układaniu klocków. W świetle popularyzacji psychologii sportowej trzeba to podkreślić. My wszyscy jesteśmy bardzo zainteresowani przygotowaniem mentalnym sportowca, a nawet mamy taką pokusę, żeby sukces lub niepowodzenie wytłumaczyć krótkim hasłem: "głowa". Nawet jeśli to wcale nie jest widoczne na pierwszy rzut oka i nawet jeśli nie znamy specyfiki tej pracy. Tymczasem sportowcy zdecydowanie więcej czasu i energii poświęcają na to, żeby uprawiać swój sport. A wszystko, co jest dookoła, czyli regeneracja, przygotowanie motoryczne, przygotowanie mentalne, ma rozwój sportowy wspierać, a nie go zastępować.

Więcej o: