Soczi 2014. Psycholog Graczyk: Stoch nie potrzebuje kozetki, ale na materac go zaproszę

- Do Soczi zabieram 25-kilogramową walizkę sprzętu. Mam w niej m.in. specjalny materac z promiennikiem podczerwieni i z polem magnetycznym niskiej częstotliwości, które sprawia, że zawodnik czuje się, jakby dryfował na wodzie, zupełnie rozluźnia mięśnie, całkowicie się odpręża. Na tę elektroniczną kozetkę zaproszę Kamila Stocha - mówi dr Marek Graczyk, psycholog naszej olimpijskiej kadry na igrzyska w Soczi.

Łukasz Jachimiak: Często mówi się, że to przez dziennikarzy sportowcy nie wytrzymują presji, proszę więc o radę - jak pisać o Kamilu Stochu i jak z nim rozmawiać po jego zwycięstwach w dwóch ostatnich konkursach przed igrzyskami olimpijskimi w Soczi?

Marek Graczyk: Najgorszym pytaniem, jakie można teraz Kamilowi zadać jest każde pytanie o medal. Rozmawiać z nim można o wszystkim - pytać go o dom, o życie prywatne, o sportowe też, ale nie namawiać go, żeby mówił, czego chce dokonać w Soczi. Niech opowie, jak się przygotowywał i jak będzie się szykował do olimpijskich konkursów, niech jak najwięcej mówi o przyjemności, jaką mu sprawiają skoki, może nawet w szczegółach opowiadać, o czym myśli przed skokami i czy ma jakieś sekrety na odpowiednią koncentrację przed startami. Naprawdę jest o czym rozmawiać, nikt nie mówi dziennikarzom, żeby zupełnie Kamilowi odpuścili. Ale broń Boże nie pytajcie go, czy nawiąże do sukcesu Wojciecha Fortuny i zostanie mistrzem olimpijskim.

Po sobotnim zwycięstwie Stocha właśnie Wojciech Fortuna miał nadzieję, że Kamil w niedzielę nie wygra. Twierdził, że jeśli jednak już to zrobi, to powinien się schować przed dziennikarzami.

- Ha, ha, zabawnie to ujął. Trochę sytuację przerysował, ale proszę mi wierzyć, że na tym poziomie, jaki prezentuje Stoch, presja jest okrutna. Jego motywacja jest już tak duża, że każde pytanie o medale, których on pragnie, jest cegiełką w budowaniu wzmożenia motywacji i w konsekwencji prowadzi do przemotywowania. Rozmawiajcie z Kamilem, ale na luzie. Niech się śmieje, bawi, niech się odstresuje. O wynikach pogadacie po zawodach. Wynik to sprawa wtórna, jest zawsze uzależniony od tego, co zawodnik robi, a on musi mieć czystą głowę, żeby stać się samą czynnością, chwilą obecną. Jemu nawet na moment nie wolno pomyśleć o tym, jaki rezultat chce osiągnąć. Jeśli chociaż raz zdeklaruje się i powie o medalu, to ten medal będzie mu siedział w głowie i przeszkadzał. Bo jak w głowie siedzi medal, to nie siedzi "tu i teraz" i wtedy nie da się zrobić wszystkiego perfekcyjnie.

Według Fortuny już po drugim zwycięstwie w Willingen głowa Stocha może nie być - jak to pan ujmuje - czysta. Nasz mistrz świata przez wiele lat współpracował z psychologiem Kamilem Wódką, wie, jak sobie radzić w różnych sytuacjach, ale czy teraz rzeczywiście nie jest narażony na myślenie o medalach w Soczi? Jest ambitny, a jeśli wyraźnie pokonuje innych świetnych zawodników, to chyba może zacząć się zastanawiać, na co go stać?

- Jeżeli jest odpowiednio wytrenowany mentalnie - a wiem, że jest - to Willingen uznaje za start tylko kontrolny. A więc wie, że w Soczi będą zupełnie inne zawody, że tam czeka go ciężka rywalizacja, bo wielu innych skoczków będzie w świetnej formie. Poza tym na pewno dobrze wie, że na igrzyskach może wyskoczyć ktoś, kogo do tej pory w gronie faworytów nie było. Przecież on doskonale zna casus Simona Ammanna, pamięta, że kiedyś Szwajcar wywalczył złote medale, choć rewelacyjnie przygotowany i na pewno gotowy na ich zdobycie był tak świetny zawodnik jak Adam Małysz. Kamil, wiedząc to wszystko, nie powinien myśleć wynikowo, analizować, że ma medale na wyciągnięcie ręki, tylko zadaniowo. I wtedy spisze się najlepiej, jak potrafi.

Na ile takie zwycięstwa, jak te z Willingen budują? Stocha nie możemy przecież traktować jak niedojrzałego zawodnika, któremu grozi zachłyśnięcie się sukcesem.

- To prawda, on już w wielu stresujących sytuacjach świetnie sobie radził. Dlatego z wygranych w Willingen na pewno wyciągnie wiele pozytywów. Najważniejszym jest wzmocnienie zaufania do programu treningowego, do szkoleniowca, do całego zespołu, z którym pracuje. Teraz on wie, że jest bardzo dobrze przygotowany. A to w tak ważnych startach szalenie ważna sprawa. Wiedząc, że się zrobiło wszystko jak trzeba i utwierdzając się, że się ma wielki potencjał, zyskuje się komfort psychiczny. Oczywiście tu trzeba znaleźć złoty środek. Stoch musi czuć się mocny, ale też ważne jest, żeby do startów w Soczi podszedł identycznie jak do tych w Willingen. Przed nimi nie był pewien, że wygra. Jeżeli nadal będzie mądry i ludzie wokół mu pomogą, to z taką samą postawą przystąpi do rywalizacji na igrzyskach, a więc powieli stan, który okazał się dla niego optymalny.

Pan ma jakiś pomysł, jak w Soczi pomóc Stochowi? Będzie pan próbował namówić go na jakieś zajęcia czy włączy się pan dopiero, kiedy Kamil sam się do pana zgłosi?

- Do Soczi lecę w poniedziałek, a razem ze mną leci wszystko, co w psychologii sportu stosowane jest już od letnich igrzysk olimpijskich w Sydney, w 2000 roku. Tam ten sprzęt sprawdził się amerykańskiej kadrze.

Proszę o tym sprzęcie opowiedzieć.

- Psychologia sportu jest bardzo zinstrumentalizowana, bazuje na mechanicznych sprawach jak dźwięki, które potrafią wprowadzić zawodników w odpowiedni stan. Zabieram ze sobą całą walizkę takiego sprzętu, trochę się nadźwigam, bo ta moja walizka będzie ważyła 25 kg, ale chętnie będę jeździł po wioskach olimpijskich, w których będą mieszkać nasi sportowcy i będę im pomagał.

Pod warunkiem, że będą chcieli tej pomocy. Nie jest tak, że w polskim sporcie korzystanie z nauki ciągle nie jest powszechne?

- Na pewno nie jest tak dobrze, jak ludzie zajmujący się tą nauką by chcieli. Ale tu się sprawdza powiedzenie, że jak nie wiemy, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Na co dzień związki z nauki nie korzystają, bo nie chcą za nią płacić. I wtedy, żeby się jakoś wytłumaczyć, idą w stereotypy i różne mechanizmy obronne. Ale muszę powiedzieć, że projekt SIOKO, czyli Silna i Odporna Kadra Olimpijska, pokazał, że wtedy, kiedy pomoc naukowa jest bezpłatna, to związki sportowe się do nauki garną. W ramach SIOKO Unia Europejska zafundowała nam 22 tysiące bardzo pożytecznych godzin, które w całości owocnie wykorzystaliśmy, przez trzy lata pracując ze sportowcami. Z programu skorzystało aż 508 zawodników, głównie określanych jako nadzieje olimpijskie na Rio de Janeiro. To młodzi zawodnicy, jak Jerzy Janowicz. Przeszkoliliśmy też 68 trenerów, 48 lekarzy i fizjoterapeutów. Nie można mówić, że ludzie polskiego sportu nie chcą się uczyć. Teraz pytają, czy będzie kontynuacja tego programu unijnego.

Wróćmy do Stocha i olimpijczyków, którzy będą nas reprezentować w Soczi - spotka się pan z całą grupą, żeby się zareklamować, opowiedzieć, co pan ma w swojej walizce i jak pan może tym sprzętem pomóc?

- Już w samolocie zamierzam przedstawić swoją ofertę, wkroczę do akcji zaraz po tym, jak procedury związane z bezpieczeństwem lotu przedstawią stewardesy (śmiech). Chętnym od razu dam skorzystać z tego, co mam. A mam m.in. specjalny materac z promiennikiem podczerwieni i z polem magnetycznym niskiej częstotliwości, które daje bardzo duży relaks, sprawia, że zawodnik leżąc na tym materacu, czuje się, jakby dryfował na wodzie, zupełnie rozluźnia wszystkie mięśnie, całkowicie się odpręża.

No to teraz zdziwią się ci, którym się wydaje, że do psychologa sportowego - jak do psychoterapeuty - zawodnicy idą na kozetkę.

- Można powiedzieć, że Kamila zaproszę na specjalną, elektroniczną kozetkę (śmiech). Ale dla Stocha i dla pozostałych olimpijczyków mam też inne atrakcje. Zabieram trzy komputery z różnymi biofeedbeckami, czyli z czymś na kształt gier pokazujących stopień koncentracji i dających rozeznanie, jak należy łapać psychiczną równowagę.

Jak to pokazują?

- Dają obraz aktywności naszych narządów wewnętrznych - pracę serca, fal mózgowych.

Może pan opowiedzieć, jak dokładnie wygląda taki program, czym steruje zawodnik i jak to robi technicznie?

- Do palca zawodnika przyczepiony jest czujnik, na ekranie wszystko dzieje się w zależności od aktywności układu nerwowego. Np. balon leci nad różnego rodzaju przeszkodami, kiedy zawodnik jest skoncentrowany właśnie na tym, żeby tak leciał. Ale kiedy tylko przyjdzie jakaś inna myśl zaburzająca koncentrację, to balon opada albo zatrzymuje się na jakiejś przeszkodzie.

Stoch zaraz po drugim zwycięstwie w Willingen w rozmowie z reporterem Międzynarodowej Federacji Narciarskiej na pytanie o olimpijskie oczekiwania powiedział, że oczekuje dobrej pogody i wspaniałej atmosfery. To znak, że jego balon leci spokojnie i wysoko?

- Zdecydowanie o ten lot możemy być spokojni. Świetnie, że nie dał się wciągnąć w spekulacje dotyczące przebiegu konkursów. Właśnie tego, o czym powiedział, nam życzcie. A o resztę zadbamy sami.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.