• Link został skopiowany

Korty były szpitalami, ciężarówki-chłodnie wywoziły ciała. Teraz mają mniej infekcji niż Polska

Były szpitale polowe w parkach i na tenisowych kortach, ciężarówki-chłodnie wywożące ciała ofiar koronawirusa. Teraz w Nowym Jorku nowych infekcji jest mniej niż w Polsce. Dlaczego więc US Open tak przeraża tenisistów? W tym wielkie gwiazdy jak Rafaela Nadala, który ogłosił, że na rozpoczynający się pod koniec sierpnia turniej nie przyjedzie.
Fot. Peter Morgan / AP

- Po wielu przemyśleniach zdecydowałem się nie grać w tegorocznym US Open. Sytuacja na świecie jest bardzo skomplikowana. Liczba przypadków COVID-19 rośnie. Wygląda na to, że nadal nie mamy nad tym kontroli - napisał Rafael Nadal, uzasadniając brak zgłoszenia na zaczynający się 31 sierpnia US Open. "Nowy Jork został bez swojego króla" - napisał "L'Equipe", przypominając piękny, niemal pięciogodzinny finał, który Nadal na Flushing Meadows stoczył rok temu z Daniłem Miedwiediewem. Pierwszy raz od 21 lat w turnieju Wielkiego Szlema nie zagrają ani Rafael Nadal, ani Roger Federer. Szwajcar rehabilituje się po kontuzji, ale kto wie, jaką decyzję podjąłby, gdyby był w pełni zdrowy. Nadal to najbardziej znany, ale nie jedyny tenisista, który woli nie ryzykować przyjazdu do Nowego Jorku.

"Ten kalendarz to barbarzyństwo"

Już miesiąc temu Toni Nadal, wujek Nadala i kiedyś jego główny trener, przyznawał, że zawodnik był przerażony. Sygnalizował mu, że tegoroczny kalendarz, wywrócony do góry nogami z powodu pandemii, jest niemal niemożliwy do zrealizowania dla starszych graczy. Że trzy turnieje Masters 1000 w raptem 6 tygodni (Cincinnati, Madryt, Rzym) a do tego dwa Wielkie Szlemy (US Open i French Open) po czteromiesięcznej przerwie to nie tylko przedsięwzięcie trudne sportowo i logistycznie, ale też igranie z zasadami bezpieczeństwa sanitarnego. Zresztą Nadal w jednym ze swych wpisów poświęconych rezygnacji z US Open ujął to dobitnie: Ten kalendarz to barbarzyństwo.

Przez wzgląd na bezpieczeństwo w sierpniu do Ameryki nie polecą też m.in: Australijczyk Nick Kyrgios, Szwajcar Stan Wawrinka, Włoch Fabio Fognini oraz Francuzi Gael Monfils i Jo-Wilfried Tsonga. W Nowym Jorku nie stawi się też pierwsza rakieta świata - Australijka Ashleigh Barty oraz Ukrainka Elina Switolina. To tylko kilka nazwisk z listy ważnych nieobecnych.

- To logiczne, że nikt normalny nie chce dziś przylecieć do USA. Rozumiem, że będą tam zwiększone środki bezpieczeństwa, ale nie wiem, czy to wszystko jest warte mojego wyjazdu - powiedziała niedawno ósma rakieta świata, Szwajcarka Belinda Bencić, w rozmowie z tagblatt.ch. Po przemyśleniu tematu zmieniła jednak zdanie i wybiera się do Nowego Jorku.

Korty szpitale i chłodnie z ciałami

Jeszcze trzy miesiące temu hasło "Flushing Meadows" Amerykanom bardziej kojarzyło się z magazynem do przechowywania sprzętu dla osób leczonych na koronawirusa i polowym szpitalem na 350 osób niż miejscem rywalizacji sportowej.

Central Park też nie był wtedy miejscem spacerów, tylko polową placówką medyczną. Media pokazywały obrazki stojących pod szpitalami rzędami karetek pogotowia, które czekały na wjazd do przepełnionych obiektów. Na szpitalnych parkingach stały też ciężarówki z chłodniami, które odbierały ciała zmarłych. W Nowym Jorku epidemia nie była tylko problemem ludzi w podeszłym wieku. Pod koniec marca 54 proc. pacjentów w tamtejszych szpitalach miało między 18 a 49 lat.

To również do Nowego Jorku długo należał niechlubny amerykański rekord dziennych zachorowań na koronawirusa: 12 tys. w kwietniu. I rekord dziennych zgonów, który w maju był bliski tysiącowi. To Nowy Jork stawał się miastem uciekinierów po tym, jak w marcu, kwietniu i na początku maja domy opuściło niemal pół miliona osób. W najbardziej zamożnych dzielnicach było to nawet 40 proc. mieszkańców. To w Nowym Jorku zamieniono 160 km dróg w chodniki i ścieżki dla rowerów, by ułatwić mieszkańcom bezpieczne przemieszczanie i utrzymywanie dystansu społecznego. W końcu to też Nowy Jork najdłużej i chyba najpilniej przestrzegał koronwirusowych restrykcji. Niemal z niedowierzaniem podchodził do znoszonych w czerwcu obostrzeń. Niektórych cieszył wtedy nawet pierwszy od ponad 80 dni hałas młotów pneumatycznych na wznowionych budowach. Wreszcie otwierano też sklepy i inne zamknięte do tej pory placówki.

- Nowojorczycy wypłaszczyli krzywą, bo byli bystrzy. Jesteśmy podekscytowani. Nasze miasto wróciło. Nasza energia wróciła. Bądźmy jednak mądrzy - cieszył się Andrew Cuomo, gubernator Nowego Jorku w czerwcowym wystąpieniu przed kamerami telewizyjnymi.

"Nie znam nikogo, kto się tak cieszy. Miasto wydaje się płaskie i wyczerpane. W najmniejszym stopniu nie świętuje. Ponad 20 tys. osób zmarło. Istnieją prognozy, że stopa bezrobocia osiągnie w tym miesiącu 22 procent" - pisała komentatorka "New York Times", mieszkająca w umęczonej koronawirusem metropolii.

Do ogłoszenia zwycięstwa Nowego Jorku nad pandemią jest jeszcze daleko, choć obecne jego koronawirusowe liczby – przy tych ogólnokrajowych - są dobre. W całym stanie w pierwszych dniach sierpnia przybywało dziennie po 500, 600 nowych infekcji – to nieco mniej niż w Polsce. Tyle że Ameryka nadal pogrążona jest w epidemiologicznym kryzysie. Po zdjęciu lockdownu w wielu stanach smutne wskaźniki ruszyły do góry. Z niecałych 30 tys. przypadków ogólnokrajowych infekcji z początku czerwca, po miesiącu znów zrobiło się ich 70, 80 tys. Pod koniec czerwca w ośmiu stanach - Alasce, Arizonie, Kalifornii, Georgii, Idaho, Oklahomie, Karolinie Południowej i Teksasie zanotowano rekordową liczbę nowych infekcji, a fatalny nowojorski rekord USA w lipcu pobiła Floryda, w której jednego dnia zdiagnozowano 15 tys. nowych pacjentów.

To dlatego Nowy Jork wprowadził kwarantannę dla przybyszów z zachodu i z południa kraju, a sytuacja na mapie USA zmieniła się szybko. Nowy Jork, który niedawno przerażał Amerykę, teraz sam może się jej bać. - Musimy zrobić wszystko, by nie wróciło piekło minionych miesięcy. Ponieważ w całym kraju wskaźniki nowych zakażeń są coraz wyższe, musimy być czujni - komentował gubernator Cuomo.

Miasto, które śmiało można nazwać jedną ze stolic świata, wraca do życia z podwójną ostrożnością. Nowojorska giełda od końca maja jest niemal oazą ciszy. Krzyczącym maklerom pandemia nałożyła na twarz maski i nauczyła trzymania bezpiecznego dystansu. Statua Wolności dopiero niedawno została udostępniona dla zwiedzających i tłumów tam nie ma, bo na razie można sobie zrobić zdjęcie pod pomnikiem, ale wejście do jego środka wciąż jest zamknięte. Dla Nowego Jorku, arcyważnego miejsca na sportowej mapie świata, udane US Open byłoby bardzo ważnym symbolem, przesłaniem dla świata. Dlatego każda odmowa jest ciosem. 

Bańka dla zawodników i sędzia automat

Czy turniej w ogóle się odbędzie? Koronawirus zdążył już storpedować niejeden plan powrotu. Prestiżowy turniej Mutua Madrid Open, przeniesiony z maja na połowę września, został już odwołany z powodu nawrotu epidemii. W Hiszpanii jest problem, by dokończyć sezon piłkarski, co dopiero mówić o nowych imprezach.

Nie ma też pewności, czy we wrześniu odbędzie się Italian Open. Sukcesem Włochów jest już to, że to u nich udało się wznowić WTA Tour, choć patrząc na to, co dzieje się podczas trwającego właśnie turnieju WTA w Palermo, niektórzy łapią się za głowy. - To jest absolutny skandal - mówił o sytuacji w Palermo Richard Gasquet cytowany przez "L'Equipe". Podczas pierwszego oficjalnego turnieju WTA po koronawirusowej przerwie nikt nie izoluje zawodniczek, które w hotelu spotykają się z fanami, chodzą i zwiedzają miasto, a testy na koronawirusa mają robione na ulicy, co zostało zresztą uwiecznione na zdjęciach.

Amerykanie patrzą, analizują i wyciągają wnioski. Już na początku sierpnia, niejako wsłuchując się w głosy obawiających się o swoje zdrowie tenisistów, wysłali im najnowszą wersję zasad sanitarnych, których podczas US Open będzie musiał surowo przestrzegać każdy uczestnik.

Po pierwsze zawodnicy zostaną zakwaterowani w znajdujących się przy kortach hotelach, które będą zamknięte. Będą mogli się poruszać tylko po wyznaczonych strefach, w tak zwanej "bańce" niedostępnej dla osób z zewnątrz. Za opuszczenie "bańki" bez pisemnej zgody głównego lekarza lub dyrektora imprezy grozi wyrzucenie z turnieju i grzywna. To samo tyczy się sztabów sportowców i gości zawodników. Jeśli ci złamią regulamin imprezy, będą ją musieli opuścić w ciągu 24 godzin. Sportowcy mogą mieszkać w prywatnych mieszkaniach, jeśli te zostaną zamknięte, niedostępne dla osób z zewnątrz i będą objęte ochroną i monitorowane przez organizatorów turnieju.

Specjalny system zamiast sędziów

Wszyscy uczestnicy US Open, jak i zaproszeni na turniej goście, będą mieć dwukrotne testy na COVID-19 na 48 godzin przed początkiem rywalizacji. Liczba osób dopuszczonych do US Open ma być ograniczona do minimum. Na jednego sportowca mogą przypaść maksimum trzy osoby z jego otoczenia. W szczegółowych zasadach sanitarnych, które właśnie rozrosły się z 7 do 14 stron, jest też mowa m.in. o ograniczonym dostępie do szatni, zewnętrznych strefach wypoczynkowych i imprezie bez udziału publiczności. Ciekawym rozwiązaniem wydaje się też ograniczanie liczby osób na korcie potrzebnych do obsługi meczów. Organizatorzy tegorocznego US Open będą korzystali w niektórych przypadkach z elektronicznych sędziów liniowych. Zamiast arbitrów będzie to robił monitorujący grę system Hawk Eye.

- Staramy się ograniczyć liczbę osób w każdym możliwym miejscu podczas turnieju - mówi Stacey Allaster, szefowa WTA. Szacuje się, że na US Open pozwoli to zmniejszyć liczbę sędziów z 350 do mniej niż 100.

Organizatorzy zapewniają, że zawodnicy, którzy przylecą na Wielkiego Szlema z zagranicy, nie będą musieli przechodzić 14-dniowej kwarantanny. Na razie nie ma jednak jasności, czy nie będzie od tego wyjątków. To sprawia, że zawodnicy ciągle nie są pewni, kiedy i jak zarezerwować bilety na loty do Nowego Jorku i czy nie zostaną w ostatniej chwili zablokowani.

Andy Murray, który osiem lat temu wygrał pierwszy ze swoich trzech tytułów wielkoszlemowych na Flushing Meadows, powiedział właśnie, że chciałby wrócić do Nowego Jorku, ale pozostaje "pełen obaw". - Zawsze jest jakieś niebezpieczeństwo, ale chcę spróbować i tam pojechać i cieszyć się z jednego z najwspanialszych świąt tenisa. Bardzo za nim tęskniłem - wyznał Szkot. Nadal też tęskni. Być może szykuje się już na French Open, które w tym szalonym kalendarzu 2020 będzie po US Open, a nie przed. Ale nie podjął jeszcze decyzji. Organizatorom imprezy w Ameryce przesłał wyrazy wsparcia i szacunku "za próbę zorganizowania tego ważnego wydarzenia". Sam jednak woli obejrzeć je w telewizji.

Przeczytaj też:

Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a

Sport.pl Live
Sport.pl Live .



Więcej o: