Iga Świątek: To jest niesamowite. Z Andżeliką miałam okazję rozmawiać już w trakcie turnieju, więc spotkanie z nią na balu nie było żadnym szokiem. W ogóle szybko się oswoiłam z myślą, że pójdę na bal i będę brała udział w tym całym przepychu. Fajnie się tam bawiłam. Podeszłam do tego bez kompleksów.
- Tak, ale jego cały czas otaczały tłumy, więc nie miał zbyt dużo czasu na rozmowę.
- Moim celem jest wygranie wszystkich seniorskich turniejów wielkoszlemowych i igrzysk olimpijskich. Generalnie nie mam takich problemów, że zaczynam gwiazdorzyć. Mój tata od razu by to zauważył i sprowadziłby mnie na ziemię. A moi trenerzy razem z nim. Środa to był ostatni dzień, który poświęciłam mediom. Trochę odpoczęłam i wracam do treningów.
- O niczym nie myślałam, bo zaspałam.
- Wtedy był stres. Ale cieszę się z zainteresowania, bo to może mi kiedyś otworzyć wiele drzwi. Byłam na to przygotowana, jest okej.
- Tak, ale moja pewność siebie bardzo poszła w górę od niedawnego Rolanda Garrosa. Tam miałam w półfinale piłkę meczową, a przegrałam to spotkanie. Ono mnie dużo nauczyło. Na Wimbledonie mecz półfinałowy też był bardzo stresujący. Przegrywałam, ale wyciągnęłam to. A w wygranie całego turnieju uwierzyłam już po pierwszej rundzie, w której pokonałam zawodniczkę rozstawioną z „jedynką”.
- Nie, bo wygrałam już cztery czy pięć turniejów seniorskich. Dobrze zaczęłam, dlatego nie mam obaw. Poza tym będę spotykać też rywalki z juniorek, bo już m.in. Whitney Osuigwe [liderka rankingu juniorek] zapowiedziała, że dla niej to też był ostatni turniej w tej kategorii wiekowej.
>> Liga Narodów. Polska - Portugalia. Polska - Włochy. Ceny biletów i od kiedy w sprzedaży
- Ojej, właściwie nad wszystkim. Jestem jeszcze juniorką i mój tenis nie jest ukształtowany.
- Myślę, że o serwis i o odwagę. Lubię podejmować ryzyko w decydujących momentach. Wiele juniorek w takich sytuacjach się stresuje i gra asekuracyjnie. Ja się nie boję zaatakować, bo wyznaję taką dewizę, że najlepszą obroną jest atak.
- Szczerze mówiąc nie wiem, bo Wimbledon to był jedyny turniej na którym mogłam zobaczyć, jaka jest prędkość mojego serwisu. Normalnie tego nie mierzymy, koncentrujemy się tylko, żeby piłka wpadała w kort. Myślę, że nad prędkością nie trzeba pracować, tylko nad regularnością, żeby serwis każdego dnia był taki sam.
- Generalnie do mnie to nie dochodzi. Trzeba rozmawiać z Arturem Bochenkiem [prezes agencji Warsaw Sports Group, która prowadzi karierę Świątek] albo z moimi trenerami.
>> LGP w Wiśle. Klemens Murańka musi przejść kolejną operację. Nie wykorzystamy limitu na zawody
- Wiem, że Agnieszka wie o moim istnieniu, bo pogratulowała mi zwycięstwa na Facebooku.
- Nie było okazji, bo zawsze Agnieszka była zabiegana i musiała się koncentrować na sobie. A z jej gry na pewno chciałabym wyciągnąć dla siebie czucie. Chciałabym mieć kiedyś tak efektowny styl gry jak ona.
- Trochę męczy, ale szczerze mówiąc to było do przewidzenia. Agnieszka zasłużyła na to, żeby innych zawodników do niej porównywać. Mam nadzieję, że kiedyś ludzie będą porównywać innych do mnie.
- O Jezu… Nie wiem. Nie znam tak bardzo gry tych wszystkich zawodniczek. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że kiedyś to zrealizuję, że to nie będą tylko puste słowa.
- Gratulacje od zwyciężczyni seniorskiego turnieju na pewno mają dużą wartość.
- Tak, zdecydowanie.
- W moim pokoju jeszcze nic nie wisi, ale myślę, że kiedyś na pewno je sobie powieszę.
- Poświęciłyśmy na to cały dzień, więc czas był. Zdecydowana też byłam. Od razu chciałam sukienkę, która sięgałaby mi pod samą szyję i żeby się ją na szyi wiązało. Inne szybko odrzuciłam. Ale problem był z butami, bo nie lubię szpilek. To ze względu na problemy jakie miałam z kostkami. Jakoś sobie w końcu poradziłam, miałam sześciocentymetrowe obcasy. Tylko raz się przewróciłam, na schodach.
- Tak, będzie większa presja, bo wielu ludzi śledzących moją grę gdzieś w internecie w końcu będzie miało okazję mnie obejrzeć. Prawdopodobnie ci ludzie spodziewają się czegoś nadzwyczajnego. Takie odczucia miałam już rok temu. Teraz trochę dorosłam i zdążyłam już udowodnić, że potrafię grać w tenisa. Dzięki temu z gry w Warszawie będę miała więcej przyjemności niż poprzednio.
- To jest wymarzony sport, elegancki. Kibice są bardzo tolerancyjni, najlepszym towarzyszy wielka publiczność, a do wygrania są duże pieniądze. Młodym zawodnikom podpowiadam, żeby się nie poddawali. Ja też już ze dwa razy „kończyłam” karierę. Trzeba wytrwać, iść dalej, bo to jest ogromna szansa na wybicie się i zrobienie czegoś niezwykłego.
- Oczywiście. On pierwszy zaprowadził mnie na korty, a kiedy po szkole nie chciało mi się iść na trening i wolałam zostać z koleżankami, to mnie motywował. Wiedział co jest dla mnie dobre.
- Parę razy mu powiedziałam, że chciałabym, żeby był moim tatą, a nie trenerem. To jest bardzo otwarty człowiek, wysłuchał mnie. A często rodzice nie czują granicy, nie rozumieją, że pewne sprawy warto zostawić trenerom. Tata wielu rzeczy nauczył się na mojej siostrze, Agacie, która wcześniej niż ja grała w tenisa. Ona miała trudniej ode mnie.
>> Arsene Wenger może zostać trenerem reprezentacji Japonii
- Najbardziej lubię matematykę. Bardzo też lubię słuchać muzyki i czytać książki. Staram się oczyszczać głowę, bo ciągłe myślenie o tenisie jest niezdrowe. Kiedy byłam mała, to zawsze nalegałam, żeby mieć prywatne życie niezwiązane z tenisem. Teraz to się trochę zmieniło, bo bardziej polubiłam ten sport. Jak byłam młodsza, to miałam problem z polubieniem tenisa, przeszkadzało mi nawet, że w domu się o nim rozmawia.
- Tak, to był mój pierwszy turniej wielkoszlemowy, czyli Roland Garros 2016. On mnie przekonał, że jestem w miejscu, w którym chcę być.
- Zgrzyty faktycznie są. Biorą się z niezrozumienia siebie nawzajem. Sztuka polega na tym, żeby się godzić. Gdyby nie był zgrzytów, to nie byłoby też swobodnej relacji między nami. A ja się nie boję wyrazić swojej opinii.
- Nie miałam żadnego szkolenia, ale oglądałam na Youtube filmiki z moimi ulubionymi celebrytami i teraz staram się ich naśladować. Poza tym jak się stresuję, to sobie przypominam, że wszyscy są ludźmi.
- Ojej, dużo ich było. Generalnie chodzi o zespoły muzyczne.
- Oczywiście Coldplay. Ale oni są tacy brytyjscy, tacy sztywni trochę. Wzoruję się też na moich ulubionych aktorkach, np. na Jennifer Lawrence.
>> Jeśli jesteś bardziej wymagającym czytelnikiem, to musisz wypróbować nasz nowy newsletter