Afera Cofidisu. Madejak głównie dla Polaków

Polski masażysta Bogdan Madejak nie był - wbrew temu, co wcześniej sugerowano - głównym organizatorem dopingu w kolarskiej ekipie Cofidis. Pod jego ?opieką? znajdowali się przede wszystkim startujący we Francji polscy kolarze

Dochodzenie w sprawie stosowania dopingu w kolarskiej grupie Cofidis zatacza coraz większe kręgi. Dokumenty śledcze opublikowane w ostatnich dniach przez francuski dziennik "L'Equipe", a zwłaszcza zeznania zawodników Cofidisu Philippa Gaumont i Cédricka Vasseura wskazują nie tylko, że kolarze mieli wielu zaopatrzeniowców, ale także że lekarz ekipy, dr Jean-Jacques Menuet osobiście doradzał, jak brać poszczególne specyfiki. - Polityka Menueta była taka, że nigdy nie namawiał nas do stosowania zakazanych substancji ani też sam ich nam nie podsuwał. Gdy jednak zgłaszaliśmy się do niego z gotowymi produktami, tłumaczył, jak je stosować, i w razie potrzeby sam wykonywał ewentualne zabiegi medyczne, np. podłączenie kroplówki - wyjaśnił Gaumont podczas przesłuchania.

Wymieniana przez kolarzy lista stosowanych produktów jest przerażająca - poza "tradycyjnymi" EPO, kortykoidami czy hormonami wzrostu zawodnicy Cofidisu stosowali m.in. oksyglobinę (syntetyczna hemoglobina, wykorzystywana w weterynarii) czy Actovegin (preparat na bazie krwi cielęcej). Według Gaumonta i Vasseura kolarze grupy dzielili się między sobą informacjami, co u kogo można kupić i jak to wszystko mieszać. Sami jeździli też m.in. do Włoch, aby odbierać zakazane substancje. Obaj twierdzą też, że lider ich ekipy, mistrz świata w jeździe na czas Szkot David Millar pod koniec ubiegłorocznego Tour de France osobiście poprosił Menueta, aby ten wstrzyknął niektórym zawodnikom z ekipy tajemniczą mieszankę, która miała ich "podciągnąć" do poziomu mistrza.

Zdaniem "L'Equipe" w świetle dotychczas zebranych materiałów śledczych Bogdan Madejak był tylko "małym ojcem chrzestnym królującym nad kilkoma polskimi zawodnikami, których sam ściągnął do Francji". W opublikowanych przez dziennik fragmentach dokumentów można przeczytać m.in. policyjny raport opisujący polskiego masażystę jako "człowieka do wszystkiego, który był pośrednikiem między polskimi dostawcami, lekarzem i zawodnikami. Za usługi kazał oczywiście sobie płacić - polscy zawodnicy płacili mu m.in. procenty od swoich pensji". Świadczy o tym podsłuchana przez śledczych rozmowa telefoniczna z października zeszłego roku między masażystą a byłym polskim zawodnikiem Cofidisu Markiem Rutkiewiczem (badania przeprowadzone tuż po aresztowaniu go w styczniu na paryskim lotnisku wykazały obecność w organizmie śladów po kokainie i haszyszu).

Madejak: - Jesteś mi jeszcze winien 400 za ubiegły rok. I 74 za Lello [Massiliniano Lelli, zawodnik Cofidisu - red.].

Rutkiewicz: - Za Lello już zapłaciłem!

Madejak: - Nie, to było za to, co dostarczył ci Guido [Guido Trentin, inny zawodnik Cofidisu - red.]. Wciąż jesteś mi winien za to, co Lello dostarczył ci na Tour de Pologne, pamiętasz? No i jeszcze 80 za "szybkie" [slangowa nazwa strzykawek z EPO - red.], które przywiozłem ci z mistrzostw Polski. Razem jest to 554 plus normalne honorarium za dwa ostatnie lata.

Rutkiewicz: - To ile to będzie dokładnie za te dwa lata?

Madejak: - Sam to musisz policzyć. Umawialiśmy się na 7 proc.