Korespondencja Tomasz Surdel, Wengen
Nie ma chyba specjalisty od biegu zjazdowego, u którego nazwa Wengen nie budziłaby wielu emocji. Tutejsza trasa na Lauberhornie to przepustka do narciarskiej historii. Nikt tu jeszcze nigdy nie wygrał przez przypadek, nikt nie rozpoczął tu swej narciarskiej kariery. Przeciwnie - zwycięstwo w Wengen to najczęściej ukoronowanie długoletniego pasma sukcesów. - To egzamin dojrzałości dla zjazdowca - mawiał legendarny austriacki mistrz Karl Schranz. - To fakt, że nie ma takiej drugiej trasy na świecie! I tak - szczerze mówiąc - Międzynarodowa Federacja Narciarska już dawno powinna ją zamknąć, bowiem normy bezpieczeństwa nie są tu przestrzegane. Chociażby ten słynny przejazd pod kamiennym mostkiem. Przecież my musimy tam wyhamować z ponad 120 km/godz. do mniej więcej 70! Nikt chyba nie śmie nawet pomyśleć o tym, co by się stało, gdyby któryś z zawodników się tam wywrócił... Ja zresztą też o tym nie myślę, bo Laubernhorn to legenda, a legend się nie dotyka - tłumaczył "Gazecie" Szwajcar Didier Cuche.
Paradoksalnie - zjazd w Wengen wcale nie wymaga dużych umiejętności technicznych - trasy w Bormio czy Kitzbühel są o wiele trudniejsze. Żadna z nich nie ma jednak aż 4450 metrów długości. Na żadnej z nich nie jeździ się tak szybko. - To niemal kilometr więcej niż średnia tras zjazdowych w Pucharze Świata! Oznacza to, że zjazd trwa o blisko 40 sekund dłużej niż zazwyczaj. Gdy pędzisz z prędkością, która chwilami na tej trasie sięga 150 km/godz., to tych 40 sekund wydaje się wiecznością. Czujesz wtedy, że mięśnie nóg, a zwłaszcza uda, po prostu płoną - objaśnia Włoch Kristian Ghedina, który ma już na swoim koncie bardzo spektakularny, lecz niegroźny w skutkach upadek na linii mety w Wengen. Austriakowi Gernotowi Reinstadlerowi w 1991 roku zabrakło tego szczęścia - jego nogi nie wytrzymały słynnego ostatniego skoku i zginął rozerwany przez siłę upadku. Inni - jak Francuz Adrien Duvillard - na Lauberhornie przedwcześnie zakończyli swe kariery...
Tym razem napięcie związane z tym startem było tym większe, że zdaniem wielu trenerów trasa zjazdowa w Snowbasin, na której za kilka tygodni rozegra się walka o olimpijskie złoto, przypomina trochę tę w Wengen.
Jeśli obserwacje te się potwierdzą, jest wysoce prawdopodobne, że o medale w zjeździe w Salt Lake City walczyć będą głównie Austriacy. W sobotę w Wengen absolutnie nikt nie był w stanie im zagrozić - na pierwszych siedmiu miejscach aż sześciu zawodników to przedstawiciele Power Teamu! I zgodnie z przewidywaniami najszybszym z nich okazał się aktualny lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Stephan Eberharter. 32-letni narciarz, mimo że w tym sezonie wygrał już zjazdy w Val d'Isere i Val Gardena, nie ukrywał, że ten sukces ma specjalne znaczenie - jest to bowiem jego pierwsze zwycięstwo na Lauberhornie. - Na pewno nigdy nie zapomnę tego dnia. Dawno temu jako junior marzyłem, że kiedyś może wystartuję w Wengen. Później, już po zjazdach, zacząłem myśleć, że może kiedyś będę tu najszybszy. No i stało się! Spełniło się jedno z moich największych narciarskich marzeń! Teraz chciałbym odnieść jeszcze sukces w pozostałych dwóch "klasykach" - na Kandaharze w Garmisch-Partenkirchen i na Streif w Kitzbühel - tłumaczył Eberharter.
Tak jak zwycięstwa Eberhartera wszyscy się spodziewali, tak drugie miejsce Hannesa Trinkla było bardzo dużą niespodzianką. 35-letni Austriak jest wprawdzie aktualnym mistrzem świata w zjeździe, ale start w Wengen był jego pierwszym udziałem w tegorocznym PŚ. 18 listopada ubiegłego roku podczas treningu w Schladming Trinkl uległ bardzo poważnej kontuzji - miał pękniętą kość czoła, wstrząs mózgu i uszkodzony bark. Pierwsze treningi rozpoczął dopiero tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Nic więc dziwnego, że w sobotę swym rezultatem Trinkl wydawał się równie zaskoczony jak publiczność. - Fakt, że czułem się ostatnio z dnia na dzień coraz lepiej, ale ani przez sekundę nie pomyślałem o tym, że mogę stanąć tu na podium. Tym bardziej że wciąż czuję ból w karku. Kto wie, może teraz powinienem zacząć marzyć o kwalifikacji na igrzyska? Byłoby fantastycznie, gdybym mógł pojechać do Salt Lake City. W naszej ekipie konkurencja jest jednak bardzo ostra. Są tylko cztery miejsca, a kandydatów wielu - stwierdził Trinkl.
Fakt, że walka o olimpijskie miejsca u Austriaków jest niezwykle zaciekła. Trzeci w sobotę Josef Strobl także obiecał na mecie, że w zbliżających się biegach zjazdowych trafi na podium...
Jedynym, który zdołał wcisnąć się między Austriaków, po raz kolejny okazał się "wieczny" Kjetil-Andre Aamodt. Norweg zdobył zresztą w Wengen największy kapitał pucharowych punktów - czwarty w sobotnim zjeździe, ósmy w niedzielnym slalomie, wyraźnie wygrał kombinację alpejską. Sam slalom, poza trzecim miejscem debiutującego w tym sezonie w Pucharze Świata Włocha Edoardo Zardiniego (63. numer startowy!), niespodzianek nie przyniósł - kolejne zwycięstwo odniósł aktualny lider tej dyscypliny, Chorwat Ivica Kostelić. Kolejne pucharowe punkty wywalczył też w Wengen Andrzej Bachleda. Polak zajął 19. miejsce i wyprzedził na tej bardzo wymagającej trasie takich slalomowych asów jak Austriak Benjamin Raich.
1. H. Gerg (Niemcy) 1.22,31 2. R. Goetschl (Austria) 1.22,36 3. 3. M. Dorfmeister (Austria) 1.22,71.
1. L. Pequegnot (Francja) 1.27,22 (43,07 i 44,15) 2. S. Nef (Szwajcaria) 1.27,80 (43,86 i 43,94) 3. Y. Nowen (Szwecja) 1.27,89 (43,98 i 43,91).
1. R.Goetschl (Austria) 2.52,83 (1.22,36 i 1.30,47) 2. I. Kostelić (Chorwacja) 2.53,34 (1.24,01 i 1.29,33) 3. M. Dorfmeister (Austria) 2.56,02 (1.22,71 i 1.33,31).
1. A. Paerson (Szwecja) 609 pkt 2. S. Nef (Szwajcaria) 601 3. M. Dorfmeister (Austria) 552
1. S. Eberharter (Austria) 2:28.41; 2. H. Trinkl (Austria) 2:28.67; 3. J. Strobl (Austria) 2:28.86.
1. I. Kostelić (Chorwacja) 1.42,29 (50,21 i 52,08) 2. M. Kunc (Słowenia) 1.42,30 (50,35 i 51,95) 3. E. Zardini (Włochy) 1.42,61 (50,86 i 51,75).
1. K.-A. Aamodt (Norwegia) 4.13,12 (2.29,72 i 1.43,40) 2. B. Miller (USA) 4.17,60 (2.34,49 i 1.43,11) 3. L. Kjus (Norwegia) 4.19,29 (2.30,74 i 1.48,55).
1. S. Eberharter (Austria) 832 pkt. 2. B. Miller (USA) 580 3. D. Cuche (Szwajcaria) 506.