Karol Klimczak: Na tym etapie rozgrywek - mecz z Zagłębiem Sosnowiec.
- Jak na środek tygodnia, to i tak na meczu z Zagłębiem mieliśmy niezłą frekwencję. Byłaby lepsza, gdyby mecz rozpoczynał się o godz. 20 czy 20.30. No ale nie mógł...
- Tak, UEFA zabrania wchodzenia w kolizję z meczami najważniejszych dla niej rozgrywek. Zatem wtorek po południu to był jedyny termin, a przecież ludzie pracują, mają kłopot z dojazdem z landów. Rozumiemy to, dlatego zaproponowaliśmy cenę 20 zł za bilet na ten mecz. Z grona karnetowiczów aż 6 tys. na mecz nie przyszło, co pokazuje, jak duży był to problem logistyczny dla kibiców. Wieczorem przyszłoby pewnie 17 tys., a w niedzielę o godz. 15.30 - może 25 tys. Pamiętajmy, że ranga Pucharu Polski dopiero wzrasta po latach stagnacji. Jednakże mecz z Legią, jego koloryt mają charakter szczególny.
- Nie, nie chcemy tego. Po pierwsze, byłby to arogancki brak szacunku dla innych klubów. Widzę tabelę i Piasta Gliwice, który jest przed nami i dwa razy nas ograł. Jestem pewny znaczenia Lecha i jego siły, ale nie ma w nas buty. Rzeczywiście, ostatnio ułożyło się to tak, że to Lech i Legia walczyły o najważniejsze trofea w Polsce, ale cieszyłbym się, gdyby takich szlagierowych meczów jak Lech-Legia było więcej. Z Wisłą Kraków, ze Śląskiem Wrocław, z innymi ekipami z historią, ładunkiem emocjonalnym, atmosferą...
- No tak, ale brakuje porównywalnych rywali. Wisła, Śląsk i inne zasłużone kluby mają różne kłopoty. Nie wracają do ekstraklasy pozostałe znane firmy jak Widzew, GKS Katowice, Stal Mielec. Na mecze z Jagiellonią na przykład ludzie chętnie chodzą. Lubią je.
- Fajnie, że kibice chętnie idą na mecz Lech-Legia, dziękuję im za to. Na to spotkanie pewnie spokojnie sprzedalibyśmy nawet i 60 tys. biletów. Chcemy jednak, by tak było i na innych spotkaniach. Bardzo chcemy.
- Nie zdewaluowały się, ale przyznaję, że daje mi do myślenia choćby sytuacja z hiszpańskimi Gran Derbi. Pierwsze, drugie, trzecie, czwarte były elektryzujące, ale ostatnich nawet nie oglądałem. Przejadły się.
-... byłaby ona mniej ciekawa. Spójrzmy, jak interesujący dla wszystkich jest ten sezon w Anglii. Dlatego, że do gry włączył się kopciuszek [Leicester City - przyp. red.]. Jeśli zdominowalibyśmy ligę, stracilibyśmy na takich właśnie atrakcjach. Dla ludzi ważna jest niewiadoma i prowadząca do niej rywalizacja. To, co jest pewne, jest zarazem nudne.
- Dobrze grać w piłkę. Gwarantować emocje. Powodować, że dostarczymy na stadionie emocji, których nie ma przed telewizorem. Podczas meczu z Zagłębiem Sosnowiec nawet kierownictwo klubu z Sosnowca przyznało nam, że atmosfera u nas jest niesamowita.
- Jasne, że ma znaczenie. Ludzie chcą oglądać dobry mecz, tak jak dobry koncert. Chcą oglądać reprezentantów kraju, piłkarzy o dobrej jakości i dobrą grę w ich wykonaniu. W tym sensie dobry przeciwnik jest ważny.
- A czy w Warszawie nie rośnie, gdy przyjeżdża Lech czy Wisła? "Łączy nas Lech" w takim razie? W Wielkopolsce ludzi integruje Lech, nie Legia.
- Dlatego, że w ponadtrzymilionowej Wielkopolsce mamy różne grupy osób zainteresowanych Lechem. Są sympatycy, którzy lubią o nim poczytać, obejrzeć w telewizji. Są kibice przychodzący na mecze raz czy dwa razy w sezonie, dla których ważna jest godzina meczu, pogoda itd. Są wreszcie zagorzali fani, którzy są na każdym meczu niezależnie od wszystkiego. Dla nich nie ma znaczenia, czy to Legia, czy nie Legia. Nawet gdy byliśmy na szesnastym miejscu, przychodziło kilkanaście tysięcy takich ludzi, w deszczu i zimnie. No szacunek, po prostu. I kiedy przychodzi mecz szlagierowy w każdym tego słowa znaczeniu, jak z Legią, do tych zagorzałych dołącza więcej sympatyków. Cała tajemnica.
- Nie inaczej, właśnie tak.
Rozmawiał Radosław Nawrot