Wymowne słowa z trybun po tym, co zrobiła Stysiak. Lavarini żartował

Jakub Balcerski
Polki pewnie wygrały już trzecie spotkanie kwalifikacji olimpijski - za to brawa. Nadal popełniały sporo łatwych błędów, ale nie straciły kontroli nad spotkaniem i tym razem wygrały gładko, w trzech setach. Teraz pora na pracę nad stylem gry, który pozwoliłby im walczyć o zwycięstwa w kluczowych meczach turnieju w Łodzi.

Trzy mecze - trzy zwycięstwa. Wyniki polskich siatkarek w kwalifikacjach olimpijskich na razie są takie, jak być powinny i to się liczy. Styl? Nadal wiele brakuje mu do ideału, ale w zwycięskim meczu z Kolumbią - 3:0 (25:21, 25:21, 25:13) - był o wiele lepszy, niż gdy dwa dni temu Polki traciły seta przeciwko Korei. Teraz kadra trenera Stefano Lavariniego wchodzi jednak w fazę turnieju, gdy styl będzie się liczył o wiele bardziej - bo z silniejszymi rywalami ma o wiele większy wpływ na wynik.

Zobacz wideo Co z premiami dla siatkarzy? "Nie ma co liczyć na to, co w piłce"

Na meczu Polek hala w Łodzi wyglądała pustawo. Niesprzyjający termin

Wtorek, godzina 17:30 i mówiąc klasykiem: warunki nie sprzyjały do grania w siatkówkę. Mecz Polek z Kolumbijkami śledziło 3073 kibiców. I to będzie chyba antyrekord frekwencji podczas polskich meczów tych kwalifikacji olimpijskich. Atlas Arena sprawiała wrażenie pustawej, a główne sektory nie wyglądały na wypełnione w więcej niż połowie.

Trudno jednak zainteresować wielką publikę przyjściem na mecz Polek z 22. drużyną światowego rankingu w dzień pracujący. I to w porze, gdy nie wszyscy skończyli swoje zmiany, nie wszyscy wrócili ze szkół i dzień, gdy na zewnątrz w Łodzi przez sporą część dnia padało. Szkoda, że akurat tego spotkania Polki nie rozgrywały o 20:30 - ostatniej porze dnia meczowego na tym turnieju. Można jednak rozumieć, że Polkom lepiej wrócić do hotelu wcześniej i już w tamtym momencie zacząć regenerację na kolejny mecz.

Polki w mecz weszły znakomicie. Bolały tylko błędy i forma Różański

W ten wtorkowy zawodniczki Stefano Lavariniego weszły znakomicie - od prowadzenia 5:0, a potem 10:3. Niby to, że nie grały z Kolumbijkami od ponad sześciu lat - w lipcu 2017 roku pokonały je bez straty seta w World Grand Prix - miało grać na korzyść rywalek. Tymczasem to drużyna z Ameryki Południowej wyglądała na kompletnie pogubioną. I choć Polki też miały słabsze momenty - gdy z siedmiu punktów przewagi przy stanie 14:13 zrobił się już tylko jeden, a w końcówce Kolumbijki traciły już tylko dwa punkty, to nie straciły kontroli nad pierwszą partią spotkania.

Bolało jednak aż dziewięć własnych błędów i oddanych w ten sposób punktów. Za problem można było uważać także bardzo ograniczone opcje w ataku - środkowe nie skończyły wówczas żadnej piłki, a na skrzydłach aktywne i skuteczne pozostawały jedynie Martyna Łukasik i Magdalena Stysiak. Dla Olivii Różanski ogółem był to bardzo nieudany mecz - jedynie na zagrywce, gdy nieco ryzykowała serwisem, potrafiła sprawić rywalkom problem. W odbiorze piłki brakowało jej pewności z zaledwie 27 procentami skuteczności pozytywnego przyjęcia. W ataku myliła się aż zbyt często - skończyła tylko sześć z 23 piłek. Od jakiegoś czasu na boisku nie gra ta sama Różański, która błyszczała w trakcie Ligi Narodów. To wzbudza niepokój: przyjmująca w formie jest Polkom bardzo potrzebna.

"Stysiak jest zaj******". Potwierdzamy. Lavarini mógł nawet się uśmiechnąć i żartować

Bardzo dobrą formę prezentuje za to Magdalena Stysiak. Może w spotkaniu z Koreą nie ustrzegła się błędów, ale przeciwko Kolumbijkom było ich już o wiele mniej, a skuteczność utrzymywana na świetnym poziomie - 57 procent i łącznie 18 punktów po zakończeniu meczu. - Stysiak jest zaj****** - usłyszeliśmy od jednej z kibicek, które usiadły niedaleko dziennikarzy na trybunie prasowej. Cóż, potwierdzamy. Razem z Agnieszką Korneluk (13 punktów, w tym pięć bloków) i Martyną Łukasik (osiem punktów) wyraźnie prowadziła Polki po zwycięstwo, które realnie nie było zagrożone chyba nawet na jedną chwilę.

Najciekawiej zrobiło się tylko na początku drugiego seta, gdy Kolumbijki zaczęły od prowadzenia aż 5:0. Polki szybko wróciły jednak do skutecznej i dość równej gry. Tę partię wygrały tak, jak pierwszą - do 21. Najlepiej wypadły za to w trzeciej - tam szybko uciekły rywalkom i kontrolowały przebieg końcówki spotkania. Ostatecznie zakończyły ją wynikiem 25:13, a w ostatnich akcjach na boisko Stefano Lavarini mógł wpuścić zmienniczki. W meczu z Koreą często krzywił się i wyglądał na niezadowolonego. Tym razem chwilami jego twarz opuszczała jednak nawet poważna mina i żartował z zawodniczkami, a to rzadki widok.

Teraz pora jednak na to, żeby styl gry Polek zachwycał tak jak wyniki. Wkraczają bowiem w kluczową fazę kwalifikacji. Po Tajkach będą miały dzień wolny, a następnie zagrają kluczowy tryptyk - z Niemkami, Amerykankami i Włoszkami. To będą prawdziwe wyzwania na tym turnieju i to na dobrą grę w nich trzeba liczyć, jeśli chce się zdobyć tu bilet na igrzyska w Paryżu.

Więcej o: