W sumie dziewięć. Aż tyle kolejnych porażek poniosły Polki w meczach z Turczynkami. Dziesiątego przegranego meczu z rzędu na szczęście nie ma. Więcej - to nie szczęście sprawiło, że Polki nie przegrały. Nasza drużyna prowadzona przez Stefano Lavariniego od początku do końca panowała nad sytuacją w spotkaniu z wyżej notowanymi rywalkami.
Po pięciu kolejkach Ligi Narodów Polki miały niespodziewany komplet zwycięstw, w tym 3:1 nad mistrzyniami Europy Włoszkami i 3:0 nad mistrzyniami świata Serbkami. - Te mecze były bardzo ważne. Italia i Serbia nie przyjechały na turniej do Turcji w pierwszych składach, więc wiedziałyśmy, że mamy większą szansę na zwycięstwa i ważne, że to wykorzystałyśmy. Pokazałyśmy naprawdę fajną siatkówkę, wygrałyśmy i to nam dało powera, dodało wiary w siebie - mówiła w rozmowie ze Sport.pl Magdalena Stysiak.
- Ja w ogóle bardzo w nasz zespół wierzę! Widzę, że prezentujemy fajną grę i chociaż jeszcze są mankamenty, to zdecydowanie wszystko możemy poprawić treningami. Myślę, że jest dobrze, a będzie świetnie! - dodawała liderka reprezentacji Polski.
W meczu z Turczynkami było co najmniej dobrze, a chwilami na pewno nawet świetnie. Weźmy pierwszą partię - Polki znakomicie wytrzymały równą grę i spokojnie wygrały końcówkę 25:22. W drugim było jeszcze lepiej - nasz zespół popełnił tylko dwa błędy, a trener Daniele Santarelli, który przejął Turczynki po tym jak w ubiegłym roku doprowadził Serbki do złota mistrzostw świata, musiał uspokajać swoje zawodniczki, bo one pomyliły się aż siedem razy (w całym meczu 12 błędów Polek i 18 Turczynek).
- Gramy bardzo agresywnie w ataku. I bardzo mądrze - oceniał Lavarini w krótkim wywiadzie przeprowadzonym przez organizatorów rozgrywek po drugim secie. Nasz włoski trener wyglądał na bardzo skupionego. Podobnie jego siatkarki. Na początku trzeciego seta w hali w Hongkongu nastąpiła awaria oświetlenia, co trenerzy Lavarini i Santarelii wykorzystali na rozmowę pełną śmiechu. Ale wcześniej bardziej utytyłowany Santarelli ewidentnie nie był zadowolony - jego zespół gra w Lidze Narodów w mocnym składzie i do meczu z Polkami wygrał cztery z pięciu spotkań. Santarelli na pewno liczył na kolejne zwycięstwo. A tu nie dostał na nie szans, nie znalazł recepty na naszą reprezentację.
Po wznowieniu meczu w półmroku było nerwowo. Lavarini przekonywał sędziów, że rywalki popełniły błąd, ale nie można tego było sprawdzić przez niedziałający tego dnia challenge. Doświadczone Turczynki próbowały uzyskać przewagę, starały się nakręcać dziką radością po każdym zdobytym punkcie. Ale Polki nie odpuściły. Walka punkt za punkt trwała aż do wyniku 30:28 dla nas.
Reprezentacja, która nie wypada z walki o medale mistrzostw Europy (brąz ME 2021, srebro ME 2019, brąz ME 2017, czwarte miejsce ME 2015) i która zatrudniła na trenera Santarellego, bo chce medali mistrzostw świata oraz igrzysk olimpijskich, nie mogła odjechać Polkom, nie potrafiła przełamać naszej pewności siebie. Nie pozwalały na to pewne w ataku Stysiak, Olivia Różański i Martyna Łukasik, wciąż bardzo dobrze rozgrywająca Katarzyna Wenerska, czujna w obronie Maria Stenzel i Agnieszka Korneluk, która na środku przewyższała Turczynki. A w meczach z Turcją przez lata nasze środkowe nie miały startu do rywalek.
Kapitan "Kąka" (jeszcze od panieńskiego nazwiska Kąkolewska) tym razem skończyła siedem z 11 ataków, postawiła cztery punktowe bloki i jeszcze zaserwowała dwa asy (po jej kąśliwej zagrywce skończyliśmy też cały mecz, wykorzystując kontrę, którą mieliśmy po kłopotach Turczynek w ataku). Gdybyśmy mieli wybrać jedną bohaterkę tego świetnego dla Polek meczu, to chyba trzeba byłoby postawić na Kąkolewską. Mimo że wybór szczęśliwie byłby niełatwy, bo naprawdę mamy kogo i za co chwalić.
Po okazałym 3:0 (25:22, 25:20, 30:28) nad szóstą w rankingu FIVB Turcją Polska umocniła się na ósmym miejscu. Okazja do zbierania kolejnych punktów - a to ważne w kontekście walki o awans na przyszłoroczne igrzyska olimpijska w Paryżu - już w piątek i w sobotę w ostatnich meczach turnieju w Hongkongu - z Holandią i z Chinami.