Gdy Tomasz Fornal pojawił się na parkiecie w trakcie meczu 1/8 finału mistrzostw świata z Tunezją, powitały go brawa i okrzyki tylko nieco mniej intensywne niż te, którymi publiczność w Arenie Gliwice celebrowała wygrane przez Polaków akcje. Dominowały przy tym okrzyki wydobywające się z kobiecych gardeł. I nie była to jednostkowa sytuacja. 25-letni przyjmujący cieszy się dużym zainteresowaniem młodych fanek zarówno przy okazji meczów, jak i w mediach społecznościowych.
Pochwały zbiera jednak nie tylko od kobiecej części publiczności. Co prawda Nikola Grbić nie wystawiał go w pierwszym składzie w trakcie czempionatu globu, ale wchodząc z ławki, zwykle zaliczał bardzo udane występy. Na tyle udane, że w mediach i wśród kibiców trwała dyskusja, czy nie powinien dostać szansy gry od początku spotkania. Trener był jednak konsekwentny i wszystkie mecze w drodze po srebrny medal siatkarz Jastrzębskiego Węgla zaczynał w kwadracie dla rezerwowych. A w nim był wiodącą postacią wśród "Fusów", jak nazwali siebie gracze spoza podstawowej szóstki.
Tomasz Fornal: Wydaje mi się, że to przyjdzie. Na świeżo jest jeszcze tak, jak trener powtarzał - lekki niedosyt. Sądzę, że z biegiem czasu - tak jak każdy z drużyny mówi - docenimy to. Niejeden zespół na świecie chciałby być na naszym miejscu i wystąpić w finale.
Mieliśmy wspólną kolację. Napiliśmy się piwka, pośmialiśmy się z rodzinami. Niektórym towarzyszyły żony i dziewczyny. Na pewno fajnie jest mieć dla siebie taki wspólny wieczór po zakończeniu turnieju. Mogliśmy go spędzić jeszcze razem, ale już bez tej presji i stresu oraz wszystkiego związanego z meczami i przygotowaniami.
Ciężko powiedzieć. Wydaje mi się, że wszystkie spotkania, które mieliśmy okazję grać w Polsce, to było coś niesamowitego. Ciężko opisać słowami, co się czuje w takim momencie. Każdy z tych meczów był chyba wyjątkowy, a w nich wyklarowała się nowa grupa zawodników. Bo stworzyliśmy drużynę, która może grać jeszcze lepiej. A plan dotyczy igrzysk w Paryżu.
Na pewno byłoby ich mniej. Wydaje mi się też, że presja byłaby trochę mniejsza. Choć z drugiej strony też wiemy, jaką drużyną jesteśmy. Wydaje mi się, że mamy na tyle jakości, na tyle doświadczonych i dobrych zawodników, że nie musimy się zbytnio z tą presją zmagać, denerwować i ona nas nie pożera. Na pewno byłaby troszkę mniejsza, gdybyśmy grali za granicą. Ale może to, że występowaliśmy w Polsce, w jakimś stopniu pomogło nam wygrać tego tie-breaka z Brazylią? Bo jednak po zdobyciu ważnego punktu i reakcji trybun przeciwnik czuje, że gra na wyjeździe.
Tak. To był ciężko przepracowany czas. Nikola podpowiedział mi dużo rzeczy i wydaje mi się, że one zaprocentowały. Będę starał się to kontynuować.
Chciałem spojrzeć na to własnym okiem. W klubie też staram się tak robić. Mogę dzięki temu wychwycić popełniane błędy albo sprawdzić, czy realizuję wyznaczony przez trenera cel. Miałem z nim też indywidualne spotkania odnośnie do mojej gry, ale czemu nie skorzystać z dodatkowej okazji na poprawę, skoro nie zajmuje to dużo czasu?
Ciężko określić. Nie lubię o sobie mówić. Czuję się lepszym zawodnikiem, niż byłem cztery miesiące temu. A chyba o to chodzi w sporcie - żeby się cały czas rozwijać i być coraz lepszym. Żeby - tak jak trener nam mówił, gdy zaczynaliśmy pracę z nim - nigdy nie dojść do momentu, w którym pomyślimy "A, już jestem dobry i już nic nie trzeba zmieniać". Trzeba się cały czas rozwijać.
Nie miałem problemu z tym, że ktoś o to pyta. Chodzi o to, że byliśmy w trakcie turnieju, który wszyscy chcieliśmy wygrać. Wydaje mi się, że takie pytania i spekulacje nie pomagały Olkowi. Tylko o to chodzi. Jestem w stanie postawić się w jego sytuacji i wiem, że nie da się uniknąć i nie czytać mediów, więc w żaden sposób mu to nie pomagało. A po co ma zaprzątać sobie głowę w tak ważnym momencie jakimiś spekulacjami dotyczącymi tego, kto powinien grać? Każdy z chłopaków, który był w "14", pewnie chciałby grać. Ja też. Ale o tym decyduje trener i za każdym razem powtarzałem, że to od niego zależy, jak to sobie poukłada. A ja jaką rolę w drużynie dostanę, taką będę pełnił.
Trener powtarzał nam od początku, że każdy, kto jest w reprezentacji, w klubie jest wyjściowym zawodnikiem i w większości to liderzy swoich drużyn. A w kadrze gra tylko siedmiu i ciężko sprawić, by nagle wszyscy występowali. Zdawaliśmy sobie sprawę, że część będzie musiała pełnić rolę zmienników i wydaje mi się, że - jako 14-osobowej drużynie - całkiem dobrze nam to wyszło. Wspieraliśmy się i przygotowaliśmy chłopaków na treningach do gry.
Czasami bywają gorsze dni, gdy na treningu nie idzie. Staraliśmy się wtedy z chłopakami troszkę tę atmosferę rozluźnić. Żeby może nieco więcej się uśmiechnąć. Bo też jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy. Czasami trzeba troszkę luźniej podejść do czegoś, a czasami - kiedy trzeba - pracować w skupieniu i jechać z tematem.
Czy ja wiem? Zawsze byłem zawodnikiem, który po błędach się na siebie denerwował. Wydaje mi się, że to rzecz, którą fajnie byłoby zmienić, ale z drugiej strony to też pokazuje, że myślę o błędach i rzeczach, które robię źle. Na pewno w trakcie turnieju Ligi Narodów w Ottawie byliśmy w gronie chłopaków, którzy trochę mniej grali w kadrze i chcieliśmy udowodnić, że jesteśmy dobrymi zawodnikami. I wówczas tych nerwów było troszkę więcej. Ale wydaje mi się, że z meczu na mecz i z turnieju na turniej było ich trochę mniej.
Wiadomo, mam konto na Facebooku i Instagramie i przeglądając główną tablicę, z automatu przeczytasz tytuły artykułów, ale nie wchodziłem w żadne i nie czytałem ich. Wydaje mi się, że taka spokojna i luźna głowa przed meczami jest lepsza i z takiego wychodzę założenia. Teraz, po turnieju, można przeczytać coś, ale w trakcie lepiej podejść do tego bez żadnych rzeczy z tyłu głowy, które mogą przeszkadzać.
W drużynie jest 14 osób, które są różne i uważam, że taka mieszanka jest potrzebna. Jedni są bardziej poważni - jak Kamil Semeniuk, którego nazywamy "Maszyna", bo wszystko robi idealnie. Muszą być też takie osoby jak Bartek Kurek, który jest kapitanem i trzyma wszystkich za... twarz (uśmiech). Żeby kogoś, jak mu się zbytnio poluzuje, np. mnie, sprowadzić na ziemię. Ale muszą być też w drużynie tacy, którzy - jeśli jest na to odpowiedni moment - żartują. Myślę, że całkiem dobrze się uzupełniamy.
Jasne, że tak. Gdy byłem w gimnazjum, to Bartek już był gwiazdą tej reprezentacji i jej najbardziej rozpoznawalną twarzą. Nadal nią jest i mam nadzieję, że jeszcze przez kilka lat - jeżeli zdrowie mu na to pozwoli - nią będzie. W sumie to trochę śmieszne, że to były takie marzenia z czasów podstawówki czy gimnazjum, a potem kilka lat później dzielisz pokój z Bartkiem Kurkiem. Fajnie podpytać go o niektóre rzeczy, bo ma ogromne doświadczenie i za sobą grę w wielu klubach i państwach. Można dużo z tego wyciągnąć dla siebie.
Nie, aż tak to nie. Jak uczyłem się w Spale, a chłopaki tam wówczas trenowali, zdarzyło się powiedzieć "dzień dobry". Ale jak wchodzisz do reprezentacji - to nawet jak masz 19 czy 20 lat, mówisz "cześć", bo inaczej to ci koledzy by nawet głupio się poczuli, a już na pewno by łaszka darli. Ale też na pewno każdy, kto wchodzi do reprezentacji w młodym wieku, ma szacunek do tych starszych graczy. Ale zwracanie się per "pan" to byłaby już przesada.
Młody i obiecujący jestem (uśmiech). Staram się rozwijać, to mój główny cel. Mam bardzo fajną drużynę, która może niejedno wygrać. Jestem nastawiony na to, że trzeba cały czas trenować i stawać się lepszym.
Jeżeli tak jest, to bardzo mi miło, że podobam się płci przeciwnej. Czy sam to zainteresowanie dostrzegam? Trochę tak. Chłopaki nie dają mi o tym zapomnieć (śmiech). Jest to miłe i nie przeszkadza mi.