Przeszedł drogę od fana do współlokatora. "Kurek trzyma wszystkich za... twarz"

Agnieszka Niedziałek
- Gdy byłem w gimnazjum, to Bartek Kurek już był gwiazdą tej reprezentacji. Nadal nią jest i mam nadzieję, że jeszcze przez kilka lat - jeżeli zdrowie mu pozwoli - nią będzie - mówi Sport.pl Tomasz Fornal. W odniesieniu do starszego o 9 lat atakującego przeszedł drogę od fana do współlokatora w sezonie kadrowym. Zapewnia, że doświadczony siatkarz - jak przystało na kapitana - pilnuje porządku w drużynie. On zaś pełni rolę żartownisia i nowego idola nastolatek. Obie mu odpowiadają.

Gdy Tomasz Fornal pojawił się na parkiecie w trakcie meczu 1/8 finału mistrzostw świata z Tunezją,  powitały go brawa i okrzyki tylko nieco mniej intensywne niż te, którymi publiczność w Arenie Gliwice celebrowała wygrane przez Polaków akcje. Dominowały przy tym okrzyki wydobywające się z kobiecych gardeł. I nie była to jednostkowa sytuacja. 25-letni przyjmujący cieszy się dużym zainteresowaniem młodych fanek zarówno przy okazji meczów, jak i w mediach społecznościowych.

Pochwały zbiera jednak nie tylko od kobiecej części publiczności. Co prawda Nikola Grbić nie wystawiał go w pierwszym składzie w trakcie czempionatu globu, ale wchodząc z ławki, zwykle zaliczał bardzo udane występy. Na tyle udane, że w mediach i wśród kibiców trwała dyskusja, czy nie powinien dostać szansy gry od początku spotkania. Trener był jednak konsekwentny i wszystkie mecze w drodze po srebrny medal siatkarz Jastrzębskiego Węgla zaczynał w kwadracie dla rezerwowych. A w nim był wiodącą postacią wśród "Fusów", jak nazwali siebie gracze spoza podstawowej szóstki.

Zobacz wideo Tyle zarabia Grbić w reprezentacji Polski. Jak wygląda jego przyszłość? [Sport.pl LIVE]

Agnieszka Niedziałek: Na zdobyty w niedzielę medal patrzy pan jeszcze przez pryzmat tego, że nie jest złoty czy potrafi się już cieszyć jego srebrnym kolorem? 

Tomasz Fornal: Wydaje mi się, że to przyjdzie. Na świeżo jest jeszcze tak, jak trener powtarzał - lekki niedosyt. Sądzę, że z biegiem czasu - tak jak każdy z drużyny mówi - docenimy to. Niejeden zespół na świecie chciałby być na naszym miejscu i wystąpić w finale.

Jak wyglądał wieczór kadrowiczów po tym meczu?

Mieliśmy wspólną kolację. Napiliśmy się piwka, pośmialiśmy się z rodzinami. Niektórym towarzyszyły żony i dziewczyny. Na pewno fajnie jest mieć dla siebie taki wspólny wieczór po zakończeniu turnieju. Mogliśmy go spędzić jeszcze razem, ale już bez tej presji i stresu oraz wszystkiego związanego z meczami i przygotowaniami.

Jako najbardziej emocjonujący moment tych mistrzostw wskazał pan tie-breaka z półfinału z Brazylią. A z całego sezonu co jeszcze najmocniej zapamięta?

Ciężko powiedzieć. Wydaje mi się, że wszystkie spotkania, które mieliśmy okazję grać w Polsce, to było coś niesamowitego. Ciężko opisać słowami, co się czuje w takim momencie. Każdy z tych meczów był chyba wyjątkowy, a w nich wyklarowała się nowa grupa zawodników. Bo stworzyliśmy drużynę, która może grać jeszcze lepiej. A plan dotyczy igrzysk w Paryżu.

Trener Nikola Grbić przed sezonem mówił mi, że plusem rozgrywania tych MŚ poza Polską byłaby mniejsza liczba "rozpraszaczy". 

Na pewno byłoby ich mniej. Wydaje mi się też, że presja byłaby trochę mniejsza. Choć z drugiej strony też wiemy, jaką drużyną jesteśmy. Wydaje mi się, że mamy na tyle jakości, na tyle doświadczonych i dobrych zawodników, że nie musimy się zbytnio z tą presją zmagać, denerwować i ona nas nie pożera. Na pewno byłaby troszkę mniejsza, gdybyśmy grali za granicą. Ale może to, że występowaliśmy w Polsce, w jakimś stopniu pomogło nam wygrać tego tie-breaka z Brazylią? Bo jednak po zdobyciu ważnego punktu i reakcji trybun przeciwnik czuje, że gra na wyjeździe.

Jest pan zadowolony z tego sezonu reprezentacyjnego pod kątem indywidualnym?

Tak. To był ciężko przepracowany czas. Nikola podpowiedział mi dużo rzeczy i wydaje mi się, że one zaprocentowały. Będę starał się to kontynuować.

To prawda, że bez wiedzy Serba poprosił pan członków sztabu szkoleniowego o udostępnienie wideo, by samemu dodatkowo analizować swoją grę?

Chciałem spojrzeć na to własnym okiem. W klubie też staram się tak robić. Mogę dzięki temu wychwycić popełniane błędy albo sprawdzić, czy realizuję wyznaczony przez trenera cel. Miałem z nim też indywidualne spotkania odnośnie do mojej gry, ale czemu nie skorzystać z dodatkowej okazji na poprawę, skoro nie zajmuje to dużo czasu?

Jak określiłby pan postęp zrobiony tego lata za sprawą gry w reprezentacji?

Ciężko określić. Nie lubię o sobie mówić. Czuję się lepszym zawodnikiem, niż byłem cztery miesiące temu. A chyba o to chodzi w sporcie - żeby się cały czas rozwijać i być coraz lepszym. Żeby - tak jak trener nam mówił, gdy zaczynaliśmy pracę z nim - nigdy nie dojść do momentu, w którym pomyślimy "A, już jestem dobry i już nic nie trzeba zmieniać". Trzeba się cały czas rozwijać.

Chyba najczęściej kierowanym do pana pytaniem w ostatnich tygodniach było to o pierwszy skład reprezentacji i rywalizację o miejsce w nim z Aleksandrem Śliwką. W pewnym momencie nie chciał pan już na nie odpowiadać...

Nie miałem problemu z tym, że ktoś o to pyta. Chodzi o to, że byliśmy w trakcie turnieju, który wszyscy chcieliśmy wygrać. Wydaje mi się, że takie pytania i spekulacje nie pomagały Olkowi. Tylko o to chodzi. Jestem w stanie postawić się w jego sytuacji i wiem, że nie da się uniknąć i nie czytać mediów, więc w żaden sposób mu to nie pomagało. A po co ma zaprzątać sobie głowę w tak ważnym momencie jakimiś spekulacjami dotyczącymi tego, kto powinien grać? Każdy z chłopaków, który był w "14", pewnie chciałby grać. Ja też. Ale o tym decyduje trener i za każdym razem powtarzałem, że to od niego zależy, jak to sobie poukłada. A ja jaką rolę w drużynie dostanę, taką będę pełnił.

Głównym wyzwaniem był chyba fakt, że wszyscy z 14-osobowej kadry w klubach są podstawowymi zawodnikami, co oznaczało dla połowy konieczność niełatwego zapewne przestawienia się.

Trener powtarzał nam od początku, że każdy, kto jest w reprezentacji, w klubie jest wyjściowym zawodnikiem i w większości to liderzy swoich drużyn. A w kadrze gra tylko siedmiu i ciężko sprawić, by nagle wszyscy występowali. Zdawaliśmy sobie sprawę, że część będzie musiała pełnić rolę zmienników i wydaje mi się, że - jako 14-osobowej drużynie - całkiem dobrze nam to wyszło. Wspieraliśmy się i przygotowaliśmy chłopaków na treningach do gry.

Podobno wiódł pan prym wśród słynnych już "Fusów". Te różne zabawne gesty względem kolegów to był pana pomysł?

Czasami bywają gorsze dni, gdy na treningu nie idzie. Staraliśmy się wtedy z chłopakami troszkę tę atmosferę rozluźnić. Żeby może nieco więcej się uśmiechnąć. Bo też jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy. Czasami trzeba troszkę luźniej podejść do czegoś, a czasami - kiedy trzeba - pracować w skupieniu i jechać z tematem.

Skutecznie dba pan więc o rozluźnienie zestresowanych kolegów, a najtrudniej ma z samym sobą? Po niektórych nieudanych akcjach widać było, że bardzo pan przeżywał własne niepowodzenia. Może nawet aż za bardzo?

Czy ja wiem? Zawsze byłem zawodnikiem, który po błędach się na siebie denerwował. Wydaje mi się, że to rzecz, którą fajnie byłoby zmienić, ale z drugiej strony to też pokazuje, że myślę o błędach i rzeczach, które robię źle. Na pewno w trakcie turnieju Ligi Narodów w Ottawie byliśmy w gronie chłopaków, którzy trochę mniej grali w kadrze i chcieliśmy udowodnić, że jesteśmy dobrymi zawodnikami. I wówczas tych nerwów było troszkę więcej. Ale wydaje mi się, że z meczu na mecz i z turnieju na turniej było ich trochę mniej.

Powiedział pan wcześniej, że nie da się uniknąć zaglądania do mediów. Podczas MŚ próbował pan jednak to  ograniczać?

Wiadomo, mam konto na Facebooku i Instagramie i przeglądając główną tablicę, z automatu przeczytasz tytuły artykułów, ale nie wchodziłem w żadne i nie czytałem ich. Wydaje mi się, że taka spokojna i luźna głowa przed meczami jest lepsza i z takiego wychodzę założenia. Teraz, po turnieju, można przeczytać coś, ale w trakcie lepiej podejść do tego bez żadnych rzeczy z tyłu głowy, które mogą przeszkadzać.

W ostatnich latach dobrym duchem w kadrze był Damian Wojtaszek. Miał pan poczucie, że wobec jego nieobecności musi przejąć tę rolę?

W drużynie jest 14 osób, które są różne i uważam, że taka mieszanka jest potrzebna. Jedni są bardziej poważni - jak Kamil Semeniuk, którego nazywamy "Maszyna", bo wszystko robi idealnie. Muszą być też takie osoby jak Bartek Kurek, który jest kapitanem i trzyma wszystkich za... twarz (uśmiech). Żeby kogoś, jak mu się zbytnio poluzuje, np. mnie, sprowadzić na ziemię. Ale muszą być też w drużynie tacy, którzy - jeśli jest na to odpowiedni moment - żartują. Myślę, że całkiem dobrze się uzupełniamy.

Złapał pan świetny kontakt ze starszym o dziewięć lat Kurkiem. Na początku występów w kadrze czuł pan przed nim respekt?

Jasne, że tak. Gdy byłem w gimnazjum, to Bartek już był gwiazdą tej reprezentacji i jej najbardziej rozpoznawalną twarzą. Nadal nią jest i mam nadzieję, że jeszcze przez kilka lat - jeżeli zdrowie mu na to pozwoli - nią będzie. W sumie to trochę śmieszne, że to były takie marzenia z czasów podstawówki czy gimnazjum, a potem kilka lat później dzielisz pokój z Bartkiem Kurkiem. Fajnie podpytać go o niektóre rzeczy, bo ma ogromne doświadczenie i za sobą grę w wielu klubach i państwach. Można dużo z tego wyciągnąć dla siebie.

 

To prawda, że podczas pierwszych treningów z kadrą zdarzyło się panu zwrócić do jednego z najbardziej doświadczonych zawodników per "pan"?

Nie, aż tak to nie. Jak uczyłem się w Spale, a chłopaki tam wówczas trenowali, zdarzyło się powiedzieć "dzień dobry". Ale jak wchodzisz do reprezentacji - to nawet jak masz 19 czy 20 lat, mówisz "cześć", bo inaczej to ci koledzy by nawet głupio się poczuli, a już na pewno by łaszka darli. Ale też na pewno każdy, kto wchodzi do reprezentacji w młodym wieku, ma szacunek do tych starszych graczy. Ale zwracanie się per "pan" to byłaby już przesada.

A teraz widzi pan siebie jako doświadczonego już kadrowicza czy wciąż świeżaka?

Młody i obiecujący jestem (uśmiech). Staram się rozwijać, to mój główny cel. Mam bardzo fajną drużynę, która może niejedno wygrać. Jestem nastawiony na to, że trzeba cały czas trenować i stawać się lepszym.

A czuje się pan idolem nastolatek? Bo podczas meczów kadry w tym sezonie widać i słychać, że chyba właśnie na panu koncentrowały one uwagę.

Jeżeli tak jest, to bardzo mi miło, że podobam się płci przeciwnej. Czy sam to zainteresowanie dostrzegam? Trochę tak. Chłopaki nie dają mi o tym zapomnieć (śmiech). Jest to miłe i nie przeszkadza mi. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA