Co za słowa Świderskiego o Grbiciu: "Stanąłbym w jego obronie"

- Nawet jeżeli zarząd by decydował inaczej, to ja stanąłbym w jego obronie - mówi Sebastian Świderski. Prezes Polskiego Związku Siatkówki mówi szczerze, co by się działo, gdyby nasza reprezentacja nie zdobyła medalu na właśnie zakończonych mistrzostwach świata. Na szczęście Polacy wywalczyli srebro.

W niedzielę w katowickim Spodku Polska przegrała z Włochami 1:3 w finale MŚ siatkarzy. W pierwszym sezonie pracy z nowym trenerem, Nikolem Grbiciem, nasza reprezentacja zdobyła brązowy medal Ligi Narodów i teraz srebro mistrzostw świata. Jak te wyniki ocenia prezes PZPS-u Sebastian Świderski?

Zobacz wideo Tyle zarabia Grbić w reprezentacji Polski. Jak wygląda jego przyszłość? [Sport.pl LIVE]

Jesteśmy wicemistrzami świata. To sukces. Ale czy wy się w pełni cieszycie?

Sebastian Świderski: Oczywiście, że to sukces, ale też wielu ludzi mówi, że to jest tylko srebro. Słyszę opinie, że to porażka, bo srebro przyszło po dwóch złotach. Jasne, że zawodnicy, trenerzy, kibice, oczywiście ja też - że wszyscy chcieliśmy złota. I teraz pewnie kilku dni trzeba, żeby poczuć, że srebro to nie jest porażka, tylko że to kolejny sukces polskiej siatkówki.

Taki, którego inne dyscypliny mogą zazdrościć.

- Zdecydowanie tak. Życzyłbym sobie, że wszystkie nasze drużyny zdobywały medale. Ale też bardzo się cieszę, że jest taki niedosyt. To miłe, że jesteśmy postrzegani jako faworyci i to dobrze, że zespół czuje głód, że chce realizować najwyższe cele. Żartując powiem jeszcze tak: cieszę się z tego srebra, bo po każdym złocie w polskiej siatkówce trener był później zwalniany. A ja wierzę w Nikolę Grbicia i chcę, żeby największy sukces osiągął z naszą kadrą na igrzyskach olimpijskich w Paryżu.

Co by się stało, gdyby Polska przegrała w ćwierćfinale z USA? To był zacięty mecz, mógł się potoczyć tak, że to rywale wygraliby tie-breaka i wtedy zostalibyśmy bez medalu. Znamy realia - zgodzi się pan, że w takim przypadku wielu ludzi domagałoby się zwolnienia Grbicia?

- Jesteśmy w kraju, w którym wszyscy są trenerami, doktorami, wszyscy są ekspertami, wiedzą lepiej. Większość nie jest na treningach, nie jest w tej grupie i nie wie, co się dzieje w środku. To że pokonaliśmy USA i Brazylię pokazuje, że trener swoje wybory obronił. Wiele ludzi chciało, żeby Fornal grał, a nie Śliwka, żeby było tak, a nie inaczej, wielu narzekało, że nie ma Wilfredo Leona, że nie ma zawodników, którzy zdobywali mistrzostwo świata. Decyzje trenera są trudne, trzeba je szanować. Ja jako prezes, my jako związek, będziemy to robić. Wiemy, że tylko współpraca i tylko bycie razem z zespołem może nas doprowadzić do wielkich sukcesów. Do największego w Paryżu.

Czyli Grbić ma takie zaufanie, że nie byłoby tematu zwolnienia go, gdyby kadra nie dotarła do strefy medalowej MŚ?

- Tak, nie byłoby. Nawet jeżeli zarząd by decydował inaczej, to ja stanąłbym w jego obronie. Dlatego, że wiem, jakim jest człowiekiem, wiem, jak jest zaangażowany. A rozszerzając tę myśl, powiem, że mistrzostwo świata wygrał człowiek, który jest fanatykiem ciężkiej pracy. Fefe De Giorgi spędzałby w hali 12-14 a nawet 16 godzin, gdyby to było możliwe. Podobnie jest z Nikolą. Wiem, co robił w klubie, wiem, co robi w reprezentacji. I, jak widać, ta ciężka praca przynosi efekty. Teraz przegraliśmy finał, ale wierzę, że w następnych turniejach to my będziemy najlepsi.

A czy Grbić dostanie podwyżkę? Wiemy, że trochę więcej niż u nas zarabiał w Perugii (nieoficjalnie: za prowadzenie Polski Grbić dostaje 130 tys. euro rocznie, a w Perugii miał 170 tys.). Może dobrze byłoby tę różnicę wyrównać?

- Wszystko jest zapisane w kontrakcie, proszę się nie martwić o zarobki pana Nikoli, ha, ha. Jest na pewno usatysfakcjonowany. A czy będzie miał podwyżkę? Będzie zarabiał tyle, ile wynegocjował jego menedżer w umowie.

A premia dla drużyny będzie?

- Oczywiście. Srebro to jest wielki sukces i za sukces należy się nagroda. Absolutnie nie będę od tego uciekał.

Uważa pan, że ma nosa do trenerów? W końcu zatrudniał pan nie tylko Grbicia, ale też kiedyś w Zaksie Ferdinando De Giorgiego, który teraz zdobył z Włochami mistrzostwo świata.

- Rozszerzę to o Gheorghe Cretu, który ze Słowenią zajął teraz czwarte miejsce. To nie jest nos, to są rozmowy, badanie środowiska. Umiejętności i wiedza to nie wszystko. Najważniejsze dla mnie jest to, kto jakim jest człowiekiem, jak podchodzi do innych ludzi, jakie tworzy więzi.

Wskaże pan najważniejszą rzecz, jaka wytworzyła się w naszej kadrze w trakcie tych mistrzostw?

- Mental. Pokonaliśmy USA w meczu o być albo nie być. Mówimy, że jest klątwa na naszych ćwierćfinałach olimpijskich, a tu właśnie taki ćwierćfinał wygraliśmy. W bardzo trudnych okolicznościach, bo rywale nas doszli w meczu i w tie-breaku i gdy wydawało się, że nas pokonają, to jednak my byliśmy górą. Później tak samo wytrzymaliśmy pięciosetowy półfinał z Brazylią. Nasi zawodnicy nie spuszczają głów, walczą do samego końca, to jest bardzo ważne. W kontekście igrzysk w Paryżu już trzeba budować mental. Bardzo dobrze zrobiliśmy też w grupie, wygrywając z Amerykanami. Wielu ludzi mówiło wtedy, że warto byłoby przegrać i mieć łatwiejszą drogę do strefy medalowej. Nie zgadzam się z tym. Mental zwycięzcy jest najważniejszy. I widać, że ci zawodnicy go mają. I Nikola też, bo on nienawidzi przegrywać i to potwierdził.

Wierzę też, że nasza reprezentacja wyciągnie naukę z przegranego finału. Jeżeli wygralibyśmy mistrzostwo i nie przegrali żadnego meczu w turnieju, to pewnie już wielu ludzi by uznało, że jesteśmy wielkim faworytem igrzysk olimpijskich, które odbędą się za dwa lata. Tymczasem trzeba mieć pokorę. Przypomnę, że w 2006 roku zdobyliśmy srebro mistrzostw świata w Japonii i wtedy od razu sporo osób uznało, że jesteśmy wielcy i że w 2007 roku w Moskwie wygramy mistrzostwa Europy. Skończyło się tak, że zajęliśmy 11. miejsce. Musimy cały czas zachowywać szacunek do przeciwników. Czołówka jest bardzo mocno spłaszczona. Oprócz Włochów są Amerykanie, Brazylijczycy, są Francuzi, którzy teraz nawet nie doszli do półfinału. Wiele reprezentacji będzie chciało w Paryżu zdobyć medal.

Jak pan ocenia poziom organizacji mistrzostw? Udały się, mimo że przejęliśmy je w ostatniej chwili?

- FIVB i Volleyball World nie mają żadnych zastrzeżeń. Wy, dziennikarze, chyba też nie? Wielkie podziękowania dla ludzi zaangażowanych w cały ten projekt, którzy od kilkunastu tygodni pracowali, by turniej się udał. Pomimo kilku potknięć po raz kolejny pokazujemy, że jako polska federacja potrafimy robić wielkie rzeczy.

Jak zawsze w siatkówce, potknięciem był system rozgrywek. Tym razem chodziło o rozstawienie gospodarzy w fazie pucharowej.

- Pamiętajmy, kiedy te mistrzostwa zostały przyznane [Polska i Słowenia przejęły turniej w kwietniu - organizację odebrano Rosji, za to, że napadła zbrojnie Ukrainę] i kiedy regulamin powstawał. Życzyłbym sobie, by był klarowny i spójny. W mistrzostwach świata kobiet, które odbędą się wkrótce, jest zupełnie inny system. Nie rozumiem, dlaczego inne dyscypliny mają system ustalony na lata, a my zmieniamy go co mistrzostwa. Niby można powiedzieć, że wszyscy znają reguły, ale powinny być one bardziej, klarowne, spójne, a przede wszystkim sprawiedliwe.

Więcej o: