Przygotowania polskich siatkarzy mogą się skomplikować. "Koszty testów na koronawirusa są ogromne"

- Analizujemy sytuację i trochę się martwimy. Najtrudniej jest w Spale, bo w powiecie tomaszowskim jest ponad 100 zakażeń koronawirusem - mówi dr Jarosław Krzywański, który czuwa nad bezpieczeństwem polskich olimpijczyków trenujących w Centralnych Ośrodkach Sportu. Czy reprezentacja siatkarzy będzie musiała zmienić miejsce zgrupowania?
  • 6 czerwca - 576
  • 7 czerwca - 575
  • 8 czerwca - 599

Epidemia koronawirusa w Polsce miała wygasać, tymczasem w ostatnich dniach zanotowaliśmy rekord liczby zakażeń oraz trzeci i czwarty najgorszy wynik od początku pandemii. Co prawda 9 czerwca było mniej zakażeń, ale rząd spodziewa się, że ich liczba może jeszcze wzrosnąć.

Zobacz wideo Kubiak o relacjach z Heynenem: Nie jesteśmy kolegami

Łukasz Jachimiak: Krzywa zachorowań w kraju rośnie, zamiast się wypłaszczać, a w COS-ach trenuje coraz więcej sportowców. Nie martwicie się już o ich zdrowie?

Jarosław Krzywański, lekarz Polskiego Związku Lekkiej Atletyki i Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej: Cały czas się martwimy i cały czas analizujemy sytuację. Najtrudniej jest w Spale, bo w powiecie tomaszowskim sytuacja jest bardzo poważna. Tam jest ponad 100 zakażeń.

Dobrze pamiętam, że miesiąc temu, gdy otwieraliście COS w Spale, były tam tylko trzy zakażenia?

- Zgadza się. Jest słabo, niestety. Ale osoby z zewnątrz nie mają wstępu do COS-u, a zawodnicy, którzy są w tej chwili w Spale, czyli siatkarze, lekkoatleci i pięcioboiści, mają wysoką świadomość sytuacji. Nikt nie opuszcza ośrodka. COS-y stały się enklawami bezpieczeństwa. Zapewniam, że nie jest tak, że ogłosiliśmy jakieś zwycięstwo. Cały czas monitorujemy sytuację. I wygląda na to, że mamy ją pod kontrolą.

Mówi Pan, że osoby z zewnątrz nie mają wstępu do COS-u, ale to nie dotyczy ludzi pracujących w ośrodku na kuchni, recepcji, przy sprzątaniu i tak dalej.

- Te osoby cały czas pracują i to się nie zmieni. Są jednak przeszkolone i przestrzegają ustalonych procedur.

Pomysł zrezygnowania z nich jest nierealny, bo sportowcy nie mogą sami sobie gotować, sprzątać i robić jeszcze innych rzeczy?

- Musieliby też sami sobie wydawać specjalistyczny sprzęt treningowy czy medyczny. To jest sport wyczynowy, przez chwilę sportowiec mógłby to wszystko robić, ale nie przez cały pobyt na zgrupowaniu. Tak się nie da.

Jak planujecie postępować ze sportowcami, którzy za chwilę opuszczą COS, a za jakiś czas przyjadą na kolejne zgrupowanie? Posłużmy się przykładem siatkarzy - jeśli nic się nie zmieni, to wyjadą 13 czerwca, a wrócą 29 czerwca. Znów będą testowani na obecność koronawirusa?

- Wygląda na to, że testów nie będzie. Ustaliliśmy, że 15 czerwca to dzień, po którym już nie będziemy wymagali specjalnych procedur medycznych. Ale to się może zmienić, bo widzimy, że sytuacja jest wciąż dynamiczna.

A może być tak, że siatkarze na drugie zgrupowanie już nie przyjadą, bo COS będzie trzeba zamknąć?

- Nie, na razie takiego zagrożenia nie ma. Zakładamy, że skoro współczynnik reprodukcji jest w kraju niski, poniżej 1, to trzeba żyć normalnie. I dlatego COS-y też w końcu będą działały normalnie.

Może Pan przystępnie wytłumaczyć, o co chodzi z tym wskaźnikiem?

- Chodzi o to, ile osób zaraża jeden chory. Jeśli zaraża mniej niż jednego człowieka, to już jest nieźle.

Ale to nie koniec epidemii.

- Nie koniec, są jeszcze w kraju ogniska epidemii. Ale przyjęliśmy założenie, że po 15 czerwca już nie będziemy testować. Również dlatego, że w COS-ach pojawia się coraz więcej sportowców i koszty byłyby ogromne. To nie znaczy, że przestajemy się przejmować zdrowiem naszych zawodników. Na pewno wszystkim polskim sportowcom będącym w kadrach narodowych będziemy robić przeciwciała, badania serologiczne. Będziemy chcieli oszacować, ilu sportowców się zetknęło z wirusem, jak wyglądał problem naszego środowiska.

Kiedy ruszycie z tymi testami?

- Mała część sportowców już je przeszła w ramach kwalifikacji do pobytu w COS-ach. A projekt przebadania wszystkich ruszy niebawem.

Sportowcy nie są zaniepokojeni? Nie dzwonią, widząc wciąż rosnącą liczbę zakażeń i nie pytają Pana, czy na pewno COS-y nadal są bezpieczne?

- Generalnie sportowcy śledzą sytuację. Muszę powiedzieć, że spodziewałem się, że będą sytuację bagatelizować, a nie robią tego. Okazuje się, że wielu sportowców domaga się testowania, wielu chce mieć pewność. A grupy, które zostały drobiazgowo przebadane, domagają się, żeby kolejni sportowcy przyjeżdżający do ośrodków też byli tak sprawdzani. To zrozumiałe - skoro my jesteśmy czyści, to chcemy mieć pewność, że nowi sąsiedzi też. Ale, jak już powiedziałem, od robienia testów za chwilę odejdziemy. Jeszcze teraz robimy testy wszystkim, ale po 15 czerwca już tak nie będzie. Zbliża się moment, w którym po prostu pójdziemy na wojnę z wirusem. Zmierzymy się z nim i zobaczymy, jak będzie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.